USAGI YOJIMBO: RONIN


222x300

Niewiele jest serii komiksowych, które doczekały się w Polsce swojej reedycji i niezmiernie cieszy fakt, że „Usagi Yojimbo” znalazła się wśród nich. Zwłaszcza że z opowieściami o króliczym ochroniarzu zapoznawać się można w różnej kolejności i nawet część jego wiernych entuzjastów – z niżej podpisanym na czele – nigdy wcześniej „Ronina” w rękach nie miała. A to przecież zbiór jego pierwszych przygód.

Młody jeszcze Stan Sakai chciał zaprezentować odbiorcom możliwie najszerszy wachlarz swoich możliwości, jednocześnie kładąc podwaliny pod przyszłe scenariusze. Większość historii jest ze sobą bardzo luźno powiązana, a część z nich uderza w cokolwiek odmienne tonacje, za sprawą okazjonalnego sięgania przez autora po elementy charakterystyczne dla różnych gatunków. Niezależnie jednak, czy będzie to akurat horror, komedia omyłek czy (subtelny) melodramat, w komiksie dominuje akcja, nierzadko z wyraźnie zarysowanym tłem historycznym. Albowiem „Usagi Yojimbo” to przede wszystkim bardzo tradycyjna chanbara, garściami czerpiąca z klasyki gatunku, czego autor nie tylko nie ukrywa, ale czym podpiera się tak otwarcie, jak to tylko możliwe. Wszak już sam tytuł to ukłon w stronę głośnego filmu Akiry Kurosawy „Straż przyboczna”, zaś niektóre z przewijających się przez komiks postaci bazują na bohaterach klasycznych seriali samurajskich – „Zatoichi” oraz „Samotny Wilk i Szczenię”.

Parafrazy te zdecydowanie umilają lekturę, ale zarówno one, jak i płynne przechodzenie z jednej tonacji w drugą, nie są w stanie przesłonić jakościowej nierówności cechującej „Ronina”. Niekoniecznie wyszukane wprowadzenie odbiorcy w „antropomorficzną” wersję realiów XVII-wiecznej Japonii nie jest w żadnym stopniu minusem komiksu (który i w swoich najlepszych odsłonach za podstawę mieć będzie prostotę), ale podobne podejście do rozwoju wydarzeń czy choćby humoru działają wyłącznie na jego niekorzyść. Największym problemem jest jednak zbyt niezobowiązujący charakter większości znajdujących się tu historii. Szkodzi im ich lekkość i schematyzm, a wreszcie fakt, iż są zbyt od siebie oderwane, przez co nie można „Ronina” nazwać tworem odpowiednio spójnym.

Inna sprawa, że jest to przecież zbiór opowieści z czasów, kiedy nasz bohater nie mógł się pochwalić jeszcze własną serią – nie licząc „Usagi Yojimbo Summer Special”, są to historyjki publikowane na łamach innych tytułów, głównie antologii. Teoretycznie więc nie ma się co autora czepiać. Jednakże w praktyce sam kontekst zdaje się być niewystarczającą dlań obroną. Nierzadko i w tych nijakich historiach widać drzemiący w nim potencjał, ale ich dominacja stanowi dla całości zwykłą kulę u nogi. Bardzo sprawna, minimalistyczna i dynamiczna strona wizualna czy zaskakująco urocza łopatologia w kwestii prezentowania czytelnikowi historii i kultury Kraju Kwitnącej Wiśni nie są w stanie wzbudzić odpowiednio entuzjastycznych reakcji, skoro sama fabuła owocuje przeważnie ledwie wzruszeniem ramion. Po prostu.

Od dawna powtarzam, że gdybym miał dzieci, to bez zastanowienia kupowałbym im „Usagiego Yojimbo” i w trakcie wspólnej lektury miałbym zapewne taką sama radochę, jak moje ewentualne pociechy. Jednakże w wypadku tomu pierwszego, cechujące serię dydaktyzm, prostota i naiwność w większości historii, pozbawione są jeszcze czaru. Przez brak odpowiednio dopracowanej dramaturgii oraz większych dawek empatii i folkloru rzecz jest zwyczajnie zbyt powierzchowna. Całe szczęście, już drugi tom – „Samuraj” – wyzbyty jest tych mankamentów i nie sposób przejść obok niego obojętnie.

Marcin Zembrzuski

„Usagi Yojimbo: Ronin”
Scenariusz: Stan Sakai
Rysunki: Stan Sakai
Wydawnictwo: Egmont
Tytuł oryginalny: The Ronin
Wydawca oryginalny: Fantagraphics Books
Rok wydania oryginału: 1987
Liczba stron: 152
Format: 145×205 mm
Oprawa: miękka
Druk: cz.-b.
Wydanie: II
Cena okładkowa: 35 zł