NIESAMOWITY SPIDER-MAN


W zalewie superbohaterskich produkcji, „Spider-Man” Webba utonie jako nijaka historyjka, bardziej romansidło aniżeli film akcji i przygody.

„Niesamowity Spider-Man” to reaktywacja popkulturowego mitu o Peterze Parkerze, częściowo podyktowana sromotną porażką Sama Raimiego w „Spider-Manie 3”. Od głośnej, „tanecznej sceny emo-Petera” ważniejszy jest tutaj jednak sukces Christophera Nolana i jego podejście do legendy Batmana. Jak najbardziej realistyczne zobrazowanie herosów w trykotach i łotrów w „Batman: Początek” i „Mrocznym Rycerzu” wyznaczyło nowe standardy w kinie superbohaterskim, a Paramount Pictures postanowiło wykorzystać sprzyjające wiatry. Dodatkowo termin premiery „The Amazing Spider-Man” zbiegł się z okrągłą, pięćdziesiątą rocznicą stworzenia postaci ścianołaza przez Stana Lee i Steve’a Ditko. Nadarzyła się zatem okazja do odświeżenia wizerunku Człowieka-Pająka w kinie i przedstawienia go nowej widowni, dla której efekty specjalne w dziele Raimiego mogą już razić starością i infantylizmem.

O ile najnowszy film Marca Webba (znanego do tej pory z romantycznego komediodramatu „500 dni miłości”) jest na razie najwierniejszą adaptacją przygód Spider-Mana, to nie jest już tak unikalny jak filmy o Batmanie Nolana. Jest za to przepełniony kliszami, schematyzmem i ckliwością. Fabuła skupia się nie tyle na śmiałej, zupełnie inaczej przedstawionej genezie przemiany Petera Parkera w Człowieka-Pająka, ile na relacji safandułowatego bohatera z Gwen Stacy, prymuską ze szkolnej ławki. Ewolucja ich uczucia, pełna sentymentów i lukrowatości, jest w tej historii równie istotna co pochodzenie herosa, spychając nieco na dalszy plan intrygę genetyczną w Oscorp, a nawet pojawienie się Lizarda, głównego złego w filmie. Szkoda, gdyż postać Curta Connorsa, naukowca inwalidy szukającego antidotum na kalectwa i choroby, jest jednym z bardziej wyrazistych antagonistów Spider-Mana, którego trudno sklasyfikować jednoznacznie po stronie dobra czy po stronie zła.

Nie ukrywam, że obejrzałem „Niesamowitego Spider-Mana” jako fan komiksów, znający z grubsza obrazkową historię Parkera i ewolucję tej postaci na przestrzeni ostatnich 50 lat. I pomimo szacunku twórców filmu do pierwotnego materiału – jestem rozczarowany. Webb stworzył film porządny, ale pozbawiony charakteru. Urealistycznienie historii Spider-Mana poprzez nadanie mu statusu samozwańczego obrońcy prawa ściganego przez policję i dodanie kwestii etycznych, dotykających granic nauki, zbiega się tutaj z licealną idyllą pełną stereotypów i prostych jak cep uczniów uczęszczających do szkoły. Co gorsza, znając materiał źródłowy, mogłem przewidzieć bezbłędnie dalszy ciąg fabuły i nawet kolejnych części, które z pewnością powstaną (zakładając odpowiedni sukces finansowy założony przez Paramount).

Film ratują przed mierną oceną kreacje aktorskie. Emma Stone, Andrew Garfield, Rhyns Ifans czy Martin Sheen ciekawie interpretują powierzone im role, choć scenariusz niekiedy utrudniał im pracę. Zaskakujące chociażby jest to, jak scenarzysta nie uwypuklił dostatecznie dobrze gadatliwości i dowcipności Petera znanej z komiksów. O wiele ważniejsze było dla niego budowanie relacji emocjonalnej między Gwen Stacy a herosem, spychając istotność fabularną innych wątków na dalszy plan, spłaszczając je przy tym. Dodatkowo w tle rozbrzmiewa kompletnie nieoryginalna ścieżka dźwiękowa, zahaczająca o standardy kina familijnego i przygodowego.

„Niesamowity Spider-Man” to obraz dla zagorzałych fanów Pajączka oraz dla tych osób, które z postacią Człowieka-Pająka nie miały do tej pory okazji się zmierzyć i nie znają materiału wyjściowego. Dla innych odbiorców będzie to film nijaki, niewyróżniających się niczym szczególnym – ani wysublimowaną historią, ani spektakularnymi efektami specjalnymi, ani szczególnym poczuciem humoru, którego jest zdecydowanie za mało. W dodatku rozwój akcji jest na tyle przewidywalny, że łatwo odgadnąć założenia przyszłych części, odwołujące się do klasyki pokroju „Śmierci Gwen Stacy”. Najgorsze jest jednak to, że dystrybutor umieścił „Niesamowitego Spider-Mana” między młotem a kowadłem – „Avengers” a „The Dark Knight Rises”, epilogiem nolanowskiej wizji Batmana. W porównaniu z powyższymi tytułami, zmagającymi się o miano produkcji roku, a także najbardziej kasowego blockbustera, dzieło Webba ma nikłe szanse na długotrwałe pozostanie w pamięci publiki. Szczególnie po błahej i nużącej scenie wyświetlanej po części napisów końcowych. Przy niej i wcześniej wspomnianych mankamentach, status produkcji przeciętnej, pasującej jak ulał do omawianego obrazu, brzmi jak wyrok.

Tekst został pierwotnie opublikowany na stronie paradoks.net.pl

Michał Chudoliński

„Niesamowity Spider-Man”
Reżyseria: Marc Webb
Scenariusz: James Vanderbilt, Alvin Sargent, Steve Kloves
Obsada: Andrew Garfield, Emma Stone, Rhys Ifans, Denis Leary, Martin Sheen, Sally Field, Irrfan Khan, Campbell Scott, Chris Zylka, Charlie DePew C, C. Thomas Howell
Muzyka: James Horner
Zdjęcia: John Schwartzman
Montaż: Pietro Scalia, Michael McCusker, Alan Edward Bell
Scenografia: J. Michael Riva
Kostiumy: Kym Barrett
Czas trwania: 136 minut