WYWIAD Z BRIANEM BOLLANDEM

„PRACUJĘ NAD SEQUELEM THE KILLING JOKE !”
222x300

Maciej Kosuń (KZ): Brian, jesteś legendą brytyjskiego komiksu. To ty rozpocząłeś słynną Brytyjską Inwazję na amerykański rynek komiksu. Jak to się stało, że w latach osiemdziesiątych w Wielkiej Brytanii pojawiło się tak wielu utalentowanych twórców (Alan Moore, Grant Morrison, Dave Gibbons itd.)? To zbieg okoliczności czy wpływ konkretnych czynników?

Brian Bolland (BB): Wiesz, w Wielkiej Brytanii przez wiele lat pojawiały się wyłącznie tematyczne komiksy o futbolu czy wojnie. Większość twórców pochodziła z Hiszpanii czy Italii. Później, w latach siedemdziesiątych na rynku pojawiły się komiksy z Ameryki. Głównie z Marvela i DC. Moja generacja się na nich wychowała. Brytyjskie komiksy w ogóle nie przypominały amerykańskich. Wszystkie były robione na europejską modłę. Jednak do gry wkroczyło nasze pokolenie, które było pod wpływem amerykańskiego stylu. Zaczęliśmy tworzyć dla „2000 AD” i właśnie tam zaczęły powstawać niesamowite historie. Wychowaliśmy się na amerykańskim komiksie i dlatego nie było dla nas trudnością dopasować się do tej stylistyki. Byliśmy zdolni, byliśmy w równym wieku, a do tego byliśmy fanami takiej formy opowiadania.

KZ: Śledzisz obecną sytuację na brytyjskim rynku komiksu. Jak oceniasz jakość prac w magazynie „2000 AD”? Dostrzegasz brytyjskich twórców, którzy są w stanie odnieść sukces na rynku amerykańskim?

BB: Tak, obecnie jest kilku świetnych artystów pracujących przy „2000 AD”. Na przykład Clint Langley, który tworzy naprawdę niesamowite prace. Również zwróćcie uwagę na Grega Staplesa. To są bardzo utalentowani rysownicy, jednak nie sądzę, aby mieli wielką potrzebę pracować za oceanem. Czasy się zmieniły i praca w amerykańskim mainstreamie niekoniecznie jest spełnieniem marzeń. Poza tym, przypomnę historię Cliffa Robinsona. Zaczynaliśmy we dwóch w jednym czasie, byliśmy na podobnym poziomie i ja wyjechałem, a on pozostał lojalny magazynowi „2000 AD” i pracował tam przez ponad dwadzieścia lat.

KZ: Co sądzisz o zmianach, które dokonały się w przemyśle komiksowym na przestrzeni trzydziestu lat twojej pracy? Nie sądzisz, że amerykański rynek stał się nieznośnie skomercjalizowany?

BB: Wydaje mi się, że zawsze taki był. Wydawcy głównego nurtu od zawsze skupiali się na zarabianiu pieniędzy. Dzisiaj jednak ich przychody nie pochodzą ze sprzedaży komiksów. Większość pieniędzy zarabiają na filmach i różnych licencjach. Komiksy są tworzone głównie po to, aby podtrzymać taki stan rzeczy.

KZ: Moim zdaniem popularny komiks cierpi na brak bardziej ambitnych historii. Takie pozycje jak chociażby Twój „The Killing Joke” pojawiają się coraz rzadziej. Myślisz, że to kwestia oczekiwań rynkowych, tego, że ludzie po prostu preferują proste historie, czy też kwestia braku świeżych pomysłów?

BB:Nie śledzę rynku na tyle dokładnie, aby odpowiedzieć na to pytanie. Jednak myślę, że wciąż są na rynku świetni, ambitni twórcy tacy jak Grant Morrison.

KZ: Co sądzisz o całej aferze związanej z „Before Watchmen”? Nie wydaje ci się, że jest to niszczenie legendy i znieważenie Alana Moore’a.

BB: Tak, to nie jest dobry pomysł. Alanowi to się nie podoba i w pełni to rozumiem. Jednak to jest biznes polegający na zarabianiu pieniędzy. DC ma po swojej stronie zapisy prawne. Mają takie prawo i z niego korzystają. To nie była „creator owned series”. Jak widać, nic nie jest święte.

KZ: Takie historie, pokazujące, że wszystko sprowadza się do pieniędzy, sprawiają, że komiks przestaje być sztuką.

BB: Mimo wszystko myślę, że komiks to nie tylko pieniądze. Kiedy my, artyści, siadamy do pracy, to nie myślimy o pieniądzach, a o wykonaniu najlepszej pracy, na jaką nas stać. Jesteśmy motywowani przez nasz entuzjazm do robienia dobrych rzeczy. W jakiś sposób każda strona w komiksie jest próbą zrobienia czegoś fajnego. To oczywiste, że nie zawsze się udaje, bo masz nad sobą restrykcyjne deadline’y i czasami jesteś zmuszony pójść na kompromis.

KZ: Batman i Joker to twoje ulubione komiksowe postacie. Jak podoba Ci się interpretacja tych charakterów przedstawiona przez Christophera Nolana? Czekasz na „The Dark Knight Rises” ?

BB: Tak, to bardzo dobre filmy. Joker w wykonaniu Heatha Ledgera był niesamowity. Zupełnie inny od tego wcześniej znanego. I to jest ciekawa rzecz, że teraz mamy dwie wersje Jokera w uniwersum. Tę filmową i tę stworzoną przez Neala Adamsa. Lee Bermejo w komiksie do scenariusza Briana Azzarello narysował nolanowską wersję. To magiczne, w jaki sposób ten nowy Joker oddziałuje na ludzką wyobraźnię. Na ComicConach mnóstwo ludzi przebiera się za ledgerowskiego Jokera. Jest coś nudnego w Batmanie. W filmach nigdy nie jest on najciekawszą postacią i cały show kradną mu antagoniści.

KZ: Ostatnimi czasy twoim głównym zajęciem zostało tworzenie okładek. Dlaczego zrezygnowałeś z rysowania całych historii?

BB:Jestem bardzo powolnym rysownikiem. Czasami potrzeba mi całego tygodnia, aby przygotować okładkę! Ponadto zawsze chcę mieć kontrolę nad całością procesu twórczego. Od szkicu aż po nakładanie kolorów, wszystko chcę zrobić sam. Ostatnio zilustrowałem dwie ośmiostronicowe historie. Jedna z nich, autorstwa Howarda Chaykina, była o Spiricie. Stworzenie tych rysunków zajęło mi dużo czasu. Do tego moja praca wcale nie stała się szybsza odkąd pracuję na komputerze.

KZ: Pomówmy chwilę o twojej pracy przy „The Killing Joke”. Opowiedz jak do tego doszło, że narysowałeś ten komiks?

BB:Włodarze DC zapytali mnie, jaki rodzaj historii chciałbym narysować najbardziej. Odpowiedziałem, ze chcę stworzyć komiks o Batmanie, ale tylko we współpracy z najlepszym, moim zdaniem, scenarzystą na świecie. Alan zrobił to dla mnie i przygotował mi scenariusz.

KZ: Słyszałem, ze byłeś rozczarowany, gdy Alan powiedział, że „The Killing Joke” to dla niego zwykła historia o Batmanie.

BB: Tak, byłem trochę rozczarowany. Jednak Alan to wspaniały pisarz, który ma w dorobku wiele wspaniałych komiksów. Wielu ludzi uważa „The Killing Joke” za jedną ze sztandarowych opowieści Alana, jednak tak naprawdę on przygotował ten scenariusz dla mnie i nie traktuje go w sposób wyjątkowy. Prawda jest taka, że to jest zwykły komiks w dorobku Alana Moore’a, a wielki w dorobku Briana Bollanda! Do tego na wspomnienia Alana wpływ może mieć konflikt z DC, który miał miejsce w tamtym czasie. Zdaje się, że „The Killing Joke” był jego ostatnią pracą dla DC.

KZ: Czy masz pomysł na komiks swoich marzeń? Jest szansa, że któregoś dnia na półce ujrzymy twoją autorską historię?

BB:Wciąż zbieram się do stworzenia sequela „The Killing Joke”. Mam już kilka części tej historii. Muszę tylko poskładać to w całość. Niestety, jestem strasznie leniwy. Poza tym, pamiętaj, że mam kilka swoich własnych postaci jak np. Pan Mamoulian, które wykorzystuję przy różnych okazjach. Ludzie wciąż zapraszają mnie do różnych projektów, rozszczepiam swoją uwagę na wiele rzeczy, a w końcu nie mogę zabrać się za coś konkretnego.

KZ: Zaczynałeś swoją karierę w czasach, gdy komputery nie były powszechne. Z wielkim trudem przyszło ci przestawić się na cyfrowe techniki pracy?

BB: To było bardzo, bardzo ciężkie. Do momentu, kiedy Dave Gibbons pokazał mi swój komputer, nigdy nie miałem z tym do czynienia. Potem zakupiłem komputer, a wraz z nim instrukcję obsługi. Nie potrafiłem z niej zrozumieć ani jednego słowa. Ani jednego! Nauka szła mi bardzo topornie. Z czasem zakupiłem tablet Vackoma, nauczyłem się używać pena zamiast myszki. Po kilku miesiącach umiałem już kolorować itd. Dziś bardzo lubię pracę na komputerze.

KZ: Czy podczas swojej wizyty w Warszawie miałeś okazję obejrzeć prace polskich twórców?

BB:Do tej pory nie miałem na to czasu. Widziałem jedynie prace tego sławnego pana, do którego były takie kolejki (Grzegorza Rosińskiego – przyp. red.). Faktycznie, świetne prace.

KZ: MK: Serdecznie dziękuję za poświęcony czas.

BB: Dziękuję i pozdrawiam!

Rozmawiał Maciej Kosuń