LUCYFER TOM 1 – DIABEŁ NA PROGU

SYMPATIA DLA DIABŁA


222x300

Lucyfer, Szatan, Diabeł, Czart – jego imiona można mnożyć. Jako, że najczęściej zastępowanie ich innymi powoduje galimatias ponieważ każda z tych postaci jest w rzeczywistości kimś innym, pozostańmy przy najbardziej dostojnym, majestatycznym i budzącym respekt imieniu – Lucyfer.

Zatem oto i on. Wielka gwiazda, showman, kłamca, matacz, spryciarz, cwaniak. Upadły anioł, Lucyfer – ten, który niesie światło; Gwiazda Zaranna, pierwszy i naczelny wolnomyśliciel niebiańskiej tyranii. Wygnany z Królestwa Niebieskiego zasiadł na tronie piekielnym. Jakże to płytkie – o wiele barwniej dzieje Wielkiego Upadłego wyglądają w świecie literatury, na kartach książek i komiksów. A zupełnie nowego wymiaru nabierają w pierwszym tomie serii poświęconej osobie Lucyfera – „Diable na progu”.

W wielkim skrócie historia powstania serii: oto Neil Gaiman, którego wszyscy znamy i lubimy, stworzył onegdaj cudowną serię „Sandman”. Wśród licznych bohaterów dramatu przewinął również sam Lucek. Niestety jego obecność jako postaci drugoplanowej nie zadowalała nawet samego Mistrza, który marzył o serii poświęconej Niosącemu Światło. Tułał się więc biedny Gaiman po świecie i namawiał ludzi, by poświęcili się dla sprawy, lecz każdy odmawiał. Aż wreszcie drogi imć Neila skrzyżowały się z niejakim Mikem Careyem i tak powstał „Lucyfer”…

O fabule nie ma się co rozwodzić, by nie psuć zabawy czytelnikom. Dość wspomnieć, że Lucek mieszka spokojnie w Los Angeles i prowadzi lokal o wdzięcznej nazwie „Lux”. Ktoś ma jednak wobec niego nieco odmienne plany i wizje – oto ten, który ongiś wygnał swojego najwierniejszego anioła i zabrał mu klucze do domu, zwraca się doń z prośbą, propozycją właściwie, niezbyt czystą, nie bardzo uczciwą, czyli jak najbardziej boską. A Lucek, jak to Lucek, widzi w tym potencjalną korzyść dla siebie.

Postać Lucyfera została na przestrzeni wieków przemaglowana, przeżuta, wypluta, zmielona i zaserwowana na tysiące sposobów, a jednak wciąż można wykrzesać z niego pokłady fascynującej energii. Zaiste, Upadły jest źródłem niewyczerpanych – mogłoby się wydawać – inspiracji. Śmiem twierdzić, że głównym tego powodem jest bardzo romantyczna geneza mitu Lucyfera: oto mamy wiernego, oddanego sługę, który tak bardzo wielbi swojego Pana, że odmawia złożenia pokłonu istocie od niego słabszej. Ba, słabszej nawet od samego sługi! W zamian za tak wielki i nieskończony akt miłości, zostaje wygnany, by tułać się po świecie. Ciężko odmówić mitowi Lucka piękna, a jednocześnie niewysłowionej złości i nienawiści, jaką zapałał po tych wydarzeniach do gatunku ludzkiego i całego świata. Dlatego od wieków jego postać fascynuje, ale i wzbudza grozę. Nie inaczej jest u Careya.

Ale sam Carey nie zdziałałby wiele, gdyby nie wsparli go inni artyści. W efekcie otrzymujemy komiks wydany naprawdę dobrze, ze świetnymi rysunkami, ciekawym scenariuszem, barwnymi postaciami zaczerpniętymi z uniwersum „Sandmana”. Jednym słowem – rzecz warta polecenia, nawet tym, którzy do tej pory nie mieli do czynienia z klimatami „gaimanowskimi”.

Michał Jadczak

„Lucyfer tom 1 – Diabeł na progu” (wyd. II)
Tytuł oryginału: „Lucifer: Devil in the gateway”
Scenariusz: Mike Carey
Rysunki: Scott Hampton, Chris Weston, James Hodgkins, Warren Pleece, Dean Ormston
Kolory: Daniel Vozzo
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: czerwiec 2012
Wydawca oryginału: Vertigo
Data wydania oryginału: 2005
Objętość: 160 stron
Format: 170×260mm
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: kolor
Dystrybucja: księgarnie/internet
Cena: 59,99 PLN