BATMAN: COURT OF OWLS

SOWY – ŁOWCY NIETOPERZY


600x420

Wraz z nadejściem nowej ery komiksów DC Comics potrzebna jest kolejna interpretacja Mrocznego Rycerza. Świeże spojrzenie nie będące na bakier z ponad siedemdziesięcioletnią historią postaci ale dodające mu nowego uroku. Wizja potrafiąca uchwycić herosa mas w kleszczach dzisiejszego świata, odpowiadająca jego możliwościom, subtelnościom i lękom. Scott Snyder, który otrzymał od DC klucze do Jaskini Nietoperza dla swobodnego użytkowania jej zabawek , rozpoczął swoją erę w uniwersum Batmana od wprowadzenia nieznanego dotąd wroga i namieszania w status quo strażnika Gotham. Idea włączenia nowego antagonisty (a właściwie wsadzenie starego łotra w świeże i modne ciuchy) do mitologii udała się nadzwyczaj dobrze, czego niestety nie można powiedzieć rozwinięciu i rezultacie samej historii Trybunału Sów.

Absolutnie nie ma nic dziwnego w tym, że zadanie odrestaurowania Batmana dostał akurat Snyder. Choć w przemyśle komiksowym jest to osoba nowa i bez większego dorobku pisarskiego, to już zdążył mocno namieszać w samym DC. Ten wykładowca scenopisarstwa i kreatywnego pisania jest odpowiedzialny za solidną serię „American Vampire”, przywracającą wiarę w wampiry swoim naciskiem na psychologizm postaci i budowanie skompilowanych relacji pomiędzy nimi, oraz The Black Mirror – jeden z najlepszych komiksów o Batmanie i Gotham ostatnich dziesięciu lat.

To właśnie swoim stażem w „Detective Comics” 871-881, które składają się na akcję „The Black Mirror”, Snyder zapewnił sobie możliwość swobodnego kreowania miasta Gotham wedle swojego uznania. Zachwycił w nim przede wszystkim rzadko przedstawianym spojrzeniem na miasto Nietoperza jako szatański zalążek ziemi, dostosowujący się do każdych warunków, stawiający nowe niebezpieczeństwa przed każdym, kto zechce walczyć z jego złą naturą. W tej ponurej atmosferze grozy, łączącej elementy zarówno konwencji superbohaterskiej, jak i psychologicznego thrillera, czarnego kryminału oraz horroru, Snyder wiarygodnie ukazał zmagania Dicka Graysona w kostiumie Nietoperza. Wreszcie, poprzez ową mozaikę klimatów i wątków, udało mu się zamknąć w historii wszystko to, co tworzyło przez lata serię „Detective Comics”, odwołując się nostalgicznie do klasyków pokroju „Roku Pierwszego” czy „Zabójczego żartu”.

Już w „The Black Mirror” możemy zauważyć na jednym z kadrów sowę. Już wtedy Snyder myślał, co można z Batmanem zrobić, w jakim kierunku można go poprowadzić. W odróżnieniu od innych scenarzystów popychających jego losy naprzód, Snyder z lubością zanurza Mrocznego Rycerza w przeszłości. Rozwija jak to tylko możliwe historie miasta, stara się rozbudować postacie składające się na elitę, która powołała miasto do życia. W czasach, w których ideałem jest stworzenie nowoczesnego człowieka w oderwaniu od historii, przeszłości, korzeni genealogicznych, Snyder przypomina że to trud daremny. Dziejowość w jego komiksach istnieje i dopada każdego zakorzenionego zbyt mocno w teraźniejszości i marzeniach o przyszłości. Przeszłość jest tutaj bagażem, który niespodziewanie daje o sobie znać i czyni spustoszenie w życiu poszczególnych postaci. A przyjdzie tutaj płacić nie tyle za swoje dawne grzechy, co niedopatrzenia i decyzje uczynione przez rodziców i dalszych przodków.

O fabule słów kilka. Gdy rozpoczyna się akcja komiksu, Gotham przypomina Detroit – jest szare, opustoszałe, brudne, bez nadziei na lepszy czas. Co prawda zawsze mniej więcej takie było, ale w czasach ogólnoświatowego kryzysu gospodarczego i pogorszenia warunków bytu obywateli USA, obraz ten potrafi dotknąć bardziej niż zwykle. Niemniej Bruce Wayne stara się wraz z innymi bogaczami i przedsiębiorcami wprowadzić do realizacji nowe inwestycje, stworzyć szereg nowych budynków i miejsc pracy, aby w mieście nastąpiła zmiana. Gdy obserwujemy Bruce’a zarówno jako miliardera dobroczyńcę, jak i mściwego herosa, zauważamy coś nieczęsto spotykanego, a jakże intrygującego w jego charakterze – próżność i pychę. Od początku pierwszego rozdziału Bruce wydaje się być pewny siebie i tego co robi, przekonany jest o sile swoich możliwości i autorytecie, nie wątpi w siebie. Jest święcie przekonany, że o Gotham wie wszystko, że ma wszystko pod kontrolą, że stawi problemom czoła i je pokona.

Wątpliwości jednak zaczynają się pogłębiać z rozdziału na rozdział, gdy w mieście pojawia się asasyn. Tajemniczy morderca o pseudonimie Talon używa noży z charakterystycznym emblematem, zawierającym symbol sowy. Z początku Batman nie bierze go na poważnie – podchodzi do niego jak do kolejnego zadania, które z łatwością rozwiąże. Z czasem okaże się, że lekceważenie Talona było poważnym błędem. Bruce odkryje bowiem, że zabójca jest wysłannikiem Trybunału Sów, gothamskiej loży masońskiej uznającej sowę za swojego patrona a samych siebie za rzeczywistych królów Gotham. Zgromadzenia działającego na długo przed Batmanem i przypominającego o sobie, by pokazać Mrocznemu Rycerzowi, kto tak naprawdę włada „miastem kozła”. Gdy Bruce odkryje ich wpływy, będzie już jednak za późno. Sowy uwiły bowiem gniazda w jego domu. Atak nastąpi szybko, a wraz z nim nagły i niespodziewany upadek Batmana, przynoszący powątpiewanie w sprawy dotąd dla niego oczywiste i bezsporne.

Otwierający akt opowieści Snydera, zawarty w pierwszym wydaniu zbiorczym, to dobrze poprowadzony thriller śledczy z elementami psychologicznymi (np. związanymi z psychozą). Podoba mi się to, jak wielki nacisk jest położony na nowoczesną technologię, nowe metody badań śledczych, prowadzenie śledztwa, doszukiwanie się różnego rodzaju koneksji między Talonem a folklorem Gotham. Batman to z początku przekonany o swojej wartości, pozytywnie patrzący w przyszłość detektyw, profesjonalista znużony nieco rutyną swojego powołania i życia. Ciekawym doświadczeniem jest obserwowanie, jak ten odrobinę zadufany w sobie obrońca traci coraz bardziej grunt pod nogami, doprowadzający niemalże do załamania nerwowego w rozdziale piątym, dzisiaj uznawanym za klasyczny komiks spod znaku nietoperza. Apropos 5. zeszytu Batmana – dawno nie czytałem historii z Batmanem, która tak intuicyjnie i z gracją bawiłaby się komiksowym językiem, z taką gracją obrazowała staczanie się zatrutego umysłu w otchłań szaleństwa. Snyderowi i Capullo udało się doskonale uchwycić klimat maligny dotykającej Batmana.

Skoro już wspomniałem o Gregu Capullo, to należałoby akapit poświęcić rysunkom. Niegdyś stały współpracownik Todda McFarlane’a przy „Spawnie”, Capullo sprowadza podobne techniki narracyjne i styl rysowniczy do świata zamaskowanego mściciela. Jego wizja Batmana jest prosta, minimalistyczna, przywołuje na myśl rozwiązania graficzne taki rysowników jak Bruce Timm, Chris Bachalo czy nawet Humberto Ramos (choć na szczęście nie ma tutaj takich przerysowań jak w ostatnich pracach dwóch ostatnich wymienionych artystów). Jego styl jest oszczędny, nawet kreskówkowy jeżeli chodzi o postacie i ich mowę ciała, ale także niezwykle dokładna jeżeli myślimy o wnętrzach budynków i tle. Przywodzi od razu na myśl kultowy serial animowany „Batman: The Animated Series”, chociaż tutaj jest zdecydowanie więcej oznak szarości, mroku, dekadencji. Ponadto gdy spojrzy się na układ kadrów oraz przedstawienie niektórych sytuacji, widać silny wpływ McFarlane’a i wczesnego okresu wydawnictwa Image – Capullo bowiem operuje tutaj umyślnie przerysowaniem i przesadą dorównującą niektórym mangom, by odzwierciedlić konkretne uczucia postaci, ich stany emocjonalne. Jego prace nadają komiksowi konsystencji, a dzięki udanej współpracy z inkerem oraz kolorystą jego retrospekcje i sceny akcji są radością dla oczu.

O ile pierwszy akt historii wyszedł na solidny dreszczowiec opowiadający o tym, jak przebiegłym i złośliwym bytem potrafi być miasto Gotham, jak potrafi wymknąć się Batmanowi tuż przed ostatecznym uzdrowieniem, o tyle druga część to blockbusterowa, sensacyjna jazda po bandzie. Mamy w niej szturm sów na miasto, Batmana w opałach oraz jego pyrrusowe zwycięstwo. Na jaw wychodzą w tym tomie wszystkie słabości konceptu Snydera wynikające z niedopowiedzeń, konwencjonalnego efekciarstwa i średnio udanego zakończenia, przesadzonego i przegadanego, a co za tym idzie – nieprzekonującego, pomimo wsparcia kolegi z „American Vampire”, Rafaela Alberqueque, w historiach pobocznych opisujących historię ojca Alfreda i rodziców Bruce’a. Czytelnik bardziej obeznany w komiksach z Batmanem zda sobie sprawę, jak bardzo Snyder czerpał inspirację z historii „Hush” Loeba czy „City of Crime” Laphama. Właściwie można powiedzieć, że stworzył bardziej poprawną politycznie, blockbusterową wersję epopei Laphama, dodając mu wenezuelskiego charakteru późniejszych komiksów Jepha Loeba pod koniec. Przyznaję, jestem tutaj nad wyraz brutalny – w odróżnieniu od Loeba, Snyder nie nadużywa znanych łotrów do zakrycia miałkości fabuły. Mimo to jest ona schematyczna i do bólu przewidywalna w samym zakończeniu – zwrot fabularny, do jakiego wtedy dochodzi, jest wręcz frustrujący. W dodatku scenarzysta rozwiązuje go w taki sposób, jakby miał do niego powrócić pod sam koniec swojego stażu. Niektórzy mogą się na tym srogo zawieść, szczególnie jeśli zirytują się przegadaną konwersacją między Brucem a Dickiem Graysonem pod sam koniec.

Na tym jednak „Trybunał Sów” się nie kończy. Drugi tom posiada właściwie dwa zakończenia, a nawet trzy! Zacznę niepokornie od trzeciego. Z zapowiedzi na marzec okazuje się, że w wydaniu drugiego tomu „Court of Owls” o tytule „The City of Owls” zawarty będzie feralny „Annual” zawierający nową historię Mr. Freeze’a, dehumanizującą go i czyniącą z niego kolejnego wariata, schizofrenika w Galerii Łotrów. Fani „The Animated Series” oraz odcinka „Heart of Ice” będą drzeć włosy z głowy i niesamowicie zirytują się nowym kierunkiem dla postaci Victora Friesa, choć historia jest fenomenalnie narysowana przez Jasona Faboka, uczącego się na kresce Jima Lee i Davida Fincha. Niemniej, historia sów w sensie rzeczywistym kończy się 12. zeszytem, ukazującym autorską postać Snydera. Harper Row, bo to o niej mowa, ma w przyszłości odegrać ważną rolę w stażu Snydera w „Batmanie”. Stworzono ją podobnie jak większość co nowszych postaci pojawiających się w komiksach o Mrocznym Rycerzu – jest ona zapożyczeniem z kultury popularnej, tym co jest obecnie modne i trendy. Patrząc na jej wygląd, upodobania i styl bycia widać, jak mocno Snyder zaczytywał się w Stiegu Larssonie i „Dziewczynie z tatuażem”.

Nie mówię, że to źle – Harper wydaje się być na razie przekonującą postacią, ukazującą Gotham z najgorszych rejonów, czyli slumsów i ulic biedoty. Czy będzie co najmniej intrygująca? Czas pokaże. Trzeba poczekać aż do końca obecnej historii Snydera, „The Death of Family”, ukazującej triumfalny powrót Jokera i jego zamiary zniszczenia Batmana oraz jego sprzymierzeńców. Martwi mnie jedynie kinowy charakter zarówno „Court of Owls”, jak i pierwszej części historii o Jokerze. Wynika on z wypowiedzi George’a Pereza, który niedawno odszedł z tworzenia opowieści o Supermanie. Uczynił tak, ponieważ producenci i osoby odpowiadające za przyszłą adaptację filmową „The Man of Steel” chciały ingerować w jego pracę. Zastanawiam się, na ile Snyder ma wpływ na to, co chce opowiadać i ile dostaje na to przestrzeni. Jego nowe historie o Batmanie sprzedają się doskonale, ale czytając je mam wrażenie, że od pewnego momentu wypełnia zachcianki redaktorów i osób stojących wyżej. Tak jakby był wytworzony odpowiednio wcześniej harmonogram nadchodzących historii z półrocznym (a nawet rocznym) wyprzedzeniem, w których mają się pokazać najpopularniejsze postacie, rozpoznawalne przez masową publiczność. Rozumiem takie zachowanie – w czasach kryzysu i mniejszej sprzedaży komiksów, spowodowanej między innymi popularnością gier video i piractwem, częściej występują rozwiązania najbardziej oczywiste, miliony razy przerabiane. Być może wynika to z mojego negatywnego wrażenia finałem „Court of Owls”, rozczarowaniem jego pośpiechem, przeładowaniem treścią i niesatysfakcjonującym zamknięciem niektórych wątków (staram się nie spoilerować – sami niedługo przekonacie się, o co chodzi, gdyż Egmont planuje w przyszłym roku zaprezentować omawianą historię po polsku).

Jaki jest więc mój werdykt odnośnie „Trybunału Sów”? To zależy od tego, kim jesteś. Jeżeli jesteś nowym czytelnikiem i odstrasza cię złożoność i wielowarstwowość dotychczasowej legendy o Batmanie, jeżeli chciałbyś spróbować zacząć od czegoś nowego, to komiks Snydera uważam za dobry start. Oczywiście nie należy uciekać od jazdy obowiązkowej, czyli „Roku pierwszego” czy „Long Halloween”, ale Snyder solidnie operuje najważniejszymi motywami z komiksów o Batmanie. Starzy wyjadacze będą jednak mieli mu za złe, że psychodelę dreszczowca zaprzepaścił na rzecz rozwiązań blockbusterowych. Ogólnie rzecz mówiąc „Court of Owls” to dobra historia, choć brakuje jej od drugiego aktu budowania napięcia charakterystycznego dla „The Black Mirror”. Snyderowi udała się jedna rzecz, która rzadko kiedy się powodzi – dodał do mitologii Nietoperza ciekawy motyw, który w przyszłości będzie rozwijany przez innych scenarzystów oraz sprawił, że stał się on dla fanów spójny i wiarygodny. Mało którym scenarzystom pracującym nad komiksami o Batmanie udaje się taki efekt. Jak jednak sam Snyder zapisze się w historii komiksowego Człowieka-Nietoperza, czy napisze klasyk porównywalny do „Azylu Arkham” bądź „The Cult” – czas pokaże. „Court of Owls” daleko do bycia dziełem kanonicznym, choć Snyder zapewne ma możliwości, by taki komiks stworzyć. Pytanie tylko, na ile będzie kreatywny i odważny, by to uczynić?

Michał Chudoliński

„Batman” Vol. 1 HC : „The Court Of Owls”
Scenariusz: Scott Snyder
Rysunki: Greg Capullo
Tusz: Johnathan Glapion
Kolory: Fco Plascencia
Liternictwo: James Betancourt – 'Jimmy, Comicraft/JB’, Richard Alan Starkings – 'RS’
Okładki: Greg Capullo, Fco Plascencia, Ethan Van Sciver, Dustin Nguyen, Tomeu Morey, Ethan Van Sciver, Jim Lee, Scott Williams, Alex Sinclair, Joe Prado, Ivan Reis – 'Rodrigo Ivan dos Reis’, Rodrigo Reis – 'Rod’, Mike Choi, Chris Burnham, Nathan Fairbairn, Gary Frank
Zawiera: Batman #1-7
Data wydania: Maj 2012
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Stron: 176
Cena: US $24.99

„Batman” Vol. 2 HC : „The City Of Owls”
Scenariusz: Scott Snyder, James Tynion IV
Rysunki: Greg Capullo, Rafael Alberqueque, Jason Fabok, Andy Clarke, Becky Cloonan
Tusz: Johnathan Glapion, Jason Fabok, Andy Clarke, Becky Cloonan, Sandu Florea
Kolory: Fco Plascencia, Peter Steigerwald
Liternictwo: James Betancourt – 'Jimmy, Comicraft/JB’, Richard Alan Starkings – 'RS’, Sal Cipriano
Okładki: Greg Capullo, Fco Plascencia, Nathan Fairbairn, Bryan Hitch, Andy Clarke, Tomeu Morey, Rafael Albuquerque, Jason Fabok, Peter Steigerwald
Data wydania: Marzec 2013
Zawiera: Batman #8-12 oraz Batman Annual #1
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Stron: 208
Cena: US $24.99