AQUAMAN (2011) VOL. 1


600x420

Aquaman jest niezwykle specyficznym bohaterem w świecie amerykańskiego mainstreamu komiksowego. To jeden z najstarszych bohaterów świata DC, debiutujący w roku 1941, a także założyciel Justice League of America. To król Siedmiu Mórz i władca Atlantydy, który posiada nadludzką siłę, szybkość, wytrzymałość, potrafi wykorzystywać do swoich celów umiejętności morskiej fauny i ma wiele innych niezwykłych mocy.

Jednak w środowisku fanów komiksowych, a nawet w samej popkulturze, postać ta jest obiektem kpin, a całą jego istotę sprowadza się najczęściej do tego, że „rozmawia z rybami”. Całkowicie zapomina się o jego bogatej historii i tym, że może w walce stawić czoła Supermanowi jak równy z równym albo zaatakować przeciwnika wielorybem. Co więcej, to postać, która pewnie mogłaby kontrolować przedwiecznego Cthulhu! Taki zły PR unosi się nad postacią prawdopodobnie jeszcze od czasu kreskówki „Super Friends”, gdzie postać została sprowadzona do ujeżdżającego wielkie koniki morskie i ubranego w żółtą piżamę podrzędnego bohatera, który jest dziwacznym dodatkiem do Supermana i Batmana.

A przecież sama postać ma dużo więcej do zaoferowania i w dobrych rękach można z nim tworzyć naprawdę świetne historie. Tak było pod koniec lat 70., gdy David Micheline z pomocą Jima Aparo zaprezentowali m.in. śmierć syna Aquamana, która była punktem zwrotnym w życiu tej postaci (zresztą śmierć dziecka w komiksie rzadko kiedy jest dopuszczalna, sam ten fakt zwiększa dramaturgię i wydźwięk historii), jak i w niedocenionej mini-serii Neala Poznera z 1986 roku, który mocno połączył świat Władcy Mórz ze sferą magiczną, a także w kilkuletnim stażu Petera Davida (zapoczątkowanym w mini-serii „Aquaman: Time and Tide”, gdzie Orin miał ochotę na seks z delfinami, stracił dziewictwo z młodą Inuitką i pił wódkę z rosyjską mafią – komiks oczywiście warto przeczytać, czy później w „Aquaman vol. 3”, gdzie Arthur Curry dorobił się brody, stracił rękę, która została zastąpiona harpunem, i ubierał zbroję gladiatora. To były naprawdę interesujące komiksy i szkoda, że postać stała się „chłopcem do bicia” komiksu superbohaterskiego.

Na szczęście przy okazji inicjatywy „New 52”, za ponowne opowiedzenie przygód tej postaci zabrał się Geoff Johns. Cudowne dziecko komiksu, które w ostatnich 12 latach zrewitalizowało całkowicie przygody takich postaci jak Flash, Hawkman, drużyna JSA czy Green Lantern – przygody tego herosa Johns pisze już ósmy rok. Znawca historii świata DC umiejętnie łączy klasykę z nowością i tworzy niezwykle angażujące fabuły. W ostatnich latach posądzany o zbyt nachalną widowiskowość, powtarzanie schematów i tanie zagrywki, dostał pod swoje skrzydła w nowym świecie DC przygody „Justice League” i „Aquamana” właśnie – czyli w sumie całe spektrum wodnego bohatera, ponieważ na nowo pojawił się również jako jeden z założycieli superbohaterskiej drużyny. I właśnie odstępstwo od pierwszoligowych bohaterów na kartach solowej serii Aquamana, doprowadziło do odświeżenia warsztatu scenarzysty i przygód samego Curry’ego.

Johns postanowił w pierwszych historiach powrócić do podstaw definiujących bohatera. Aquaman jest tu już doświadczonym herosem, który jednak sławą odstaje od swoich wielkoformatowych przyjaciół. Jest traktowany przez mieszkańców świata DC w taki sposób, jak w świecie rzeczywistym przez fanów komiksów – to facet, który gada z rybami. I nic sobie z tego nie robi. Nadal pomaga ludziom, nie reagując na głupie komentarze (fenomenalna scena zdziwienia, gdy w restauracji zamawia rybę). To król bez królestwa – abdykował bowiem, oddając się w pełni superbohaterstwu – starający się odnaleźć trochę spokoju u boku swojej żony, Mery. Johns w świetny sposób postawił na dynamikę między tą dwójką. Kobieta przewyższa męża mocą – posiada zdolność hydrokinezy – i staje się dla niego idealnym partnerem w przygodach. Nie jest zwyczajnym sidekickiem, lecz silną kobietą z oryginalnym charakterem. Małżeństwo w świecie superbohaterów to w obecnych czasach – gdzie rozbija się związki Spider-Mana z Mary Jane czy Supermana z Lois – ewenement wart docenienia. Również interakcje z mieszkańcami lądu są przeprowadzone znakomicie. Scenarzysta umiejętnie balansuje między humorem a powagą i wprowadza świeżą obsadę poboczną, którą uzupełniają powracające i znane postacie – jak Vulko czy Black Manta.

Johns na każdym kroku stara się też przeciwstawić żartom związanym z postacią i udowodnić jak wartościowy jest Aquaman. Widzimy cały wachlarz jego umiejętności – np. kuloodporną skórę czy bezproblemowe zatrzymanie ciężarówki za pomocą trójzębu. Idzie nawet dalej i w kolejnej historii wyrzuca Aquamana na pustynię, aby pokazać, że i tam heros może funkcjonować bezproblemowo.

Sam sposób opowiadania historii jest dosyć typowy dla Johnsa. Mamy do czynienia z opowieścią przygodową skąpaną w klimatach znanych z Kina Nowej Przygody. Aquaman jest tutaj niczym morski Indiana Jones, który odkrywa zaginione artefakty związane z Atlantydą i bada morskie głębiny, kryjące w sobie potencjał na setki świetnych opowieści. Pierwsza to „The Trench”, gdzie Curry razem z Merą bronią nadmorskiego miasteczka przed atakiem przerażających morskich – choć humanoidalnych – kreatur. Dzięki temu cała opowieść jest niezwykle krwawa i skąpana w klimacie horroru. Sytuacja przypomina w pewien sposób wydarzenia z „Widma nad Innsmouth” H.P. Lovecrafta – a mając w pamięci jego dorobek związany z morskimi zagrożeniami można przypuszczać, że podobne klimaty pewnie wrócą w opowieściach Johnsa. Aquaman zaczyna badać całą sytuacje i trafia na od dawna zapomniane ruiny Atlantów. Co się stało z potężną setki lat temu cywilizacją? Na odpowiedź przyjdzie nam jeszcze poczekać.

Za stronę graficzną komiksu odpowiada głównie Ivan Reis, znany już z wcześniejszej kolaboracji z Johnsem przy komiksach przedstawiających historie z Green Lanternem. Brazylijczyk idealnie nadaje się do ilustrowania opowieści skupionych na akcji. Całość jest szczegółowa i, co najważniejsze, niezwykle dynamiczna. Bardzo dobra jest również mimika bohaterów, którzy bez słów potrafią wyrazić każdą emocję. Widać w komiksie zrozumienie między twórcami.

„Aquaman” Geoffa Johnsa to świetny komiks rozrywkowy. Nie zmienia światopoglądu jak dzieła Morrisona lub Moore’a, ale zapewnia naprawdę niezłą zabawę. Jest jak letni blockbuster, który szanuje widza i jest świadomy tego, o czym opowiada. Potrafi również zaciekawić na tyle, że chcemy raz w miesiącu wracać do tego świata – szczególnie, że dotychczas akcja działa się na uboczu, niezmącona wpływami reszty uniwersum DC – co jest jednak tylko chwilowe, ponieważ już zapowiedziano crossover z „Justice League”. Polecam lekturę, ponieważ Aquaman stał się na nowo fajną postacią (a według mnie był nią zawsze) i niektórych może zdziwić, jak wciągające są przygody faceta, który rozmawia z rybami, o!

Radosław Pisula

„Action Comics” (2011) #1-13, #0
Scenariusz: Geoff Johns
Rysunki: Ivan Reis
Tusz: Eber Ferreira, Joe Prado
Kolorystyka: Rodrigo Reis – 'Rod’
Liternictwo: Nick J. Napolitano
Zawiera: Aquaman (vol. 6) #1-6 (2011)
Wydawnictwo: DC Comics
Data publikacji: 05.09.2012
Oprawa: twarda
Stron: 144
Cena: 22.99$