WONDER WOMAN (2011) #0-12
Wonder Woman jest jedną z trzech czołowych postaci DC Comics. Pomimo tego nigdy nie doczekała się takiej pozycji i renomy jak jej koledzy, Batman i Superman. Teoretycznie pozostaje najpopularniejszą i najbardziej rozpoznawalną komiksową kobiecą postacią, ale wydaje mi się, że przeciętny fan komiksu miałbym problem z odpowiedzią na pytanie o ważniejsze wydarzenia z jej udziałem, przeciwników czy najlepsze występy. Nie ma w tym nic dziwnego, bo poza pierwszymi komiksami autorstwa Williama Moultona Marstona (twórcy postaci) nigdy nie była bestsellerem.
Poza serialem z lata siedemdziesiątych nie doczekała się też znaczących adaptacji komiksowych przygód. Szczerze mówiąc nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Można jedynie spekulować, że gdy ruch feministyczny, którego stała się ikoną, przestał być czymś nowym, straciła na znaczeniu, albo gdy odszedł Marston a wraz z nim sadomasochistyczne podteksty w scenariuszach, odnoszące się do naszych skrywanych popędów, przestała być interesująca dla czytelników. Niezależnie od powodu względnie niewielkiej popularności Wonder Woman, zawsze można taki trend zmienić. Kolejna okazja pojawiła się, gdy DC postanowiło zrestartować uniwersum w ramach wydarzenia zwanego New 52. Pięćdziesiąt dwie „nowe” serie. Prawie wszystkie zaczynają od zera, bez uwikłania w przeszłość.
Przed zadaniem uwspółcześnienia przygód Wonder Woman stanął scenarzysta Brian Azarello i rysownik Cliff Chiang (czasami zastępowany przez Tony’ego Atkinsa). Rozpoczęto falstartem, który polegał na braku jedności stroju w różnych seriach. Jim Lee w „Justice League” rysował bohaterkę w stroju zbliżonym do swojego projektu wprowadzonego niedługo przed New 52 (długie spodnie, kurtka, mniej nawiązań do flagi amerykańskiej). Tymczasem w solowej serii Wonder Woman strój przypominał ten znany sprzed lat (gwiaździste szorty). Niby drobiazg, a później to zostało ujednolicone, ale niesmak pozostaje. Strój to jednak drugorzędna sprawa. Ważniejsza jest opowiedziana historia. Od początku zapowiedziano, że bohaterka będzie dużo bardziej uwikłana w grecką mitologię. Co naturalne, bo poniekąd jest jej elementem. Wonder Woman to w rzeczywistości Diana, córka Hipolity – królowej Amazonek, która opuściła zamieszkaną przez nie wyspę. Oczywiście wyspa Amazonek to nie jedyny mityczny element w komiksie. Całość opiera się na prostym patencie. Co by było, gdyby greccy bogowie, herosi i monstra istniały we współczesnym świecie? Wydaje mi się, że był to strzał w dziesiątkę. To oczywiście nie pierwszy raz, gdy bohaterka zmaga się z mitycznymi adwersarzami, ale obecnie praktycznie całe jej najbliższe otoczenie ma tam swój rodowód, dzięki czemu świat przedstawiony zyskuje na spójności oraz czuć pewną wzniosłość czy epickość zmagań z bóstwami. Patrząc na dość miałkich i nieciekawych tradycyjnych przeciwników bohaterki, jest to znaczące usprawnienie. Zwłaszcza że bogowie to nie byle kmiotki. Dysponują ogromną potęgą, ale nie są wszechmogący. Mogą zostać osłabieni, zranieni, a nawet umrzeć. Nieźle odwzorowano ich mitologiczne charaktery. Oprócz tego prawie wszyscy są źli i przebiegli, a ludzi traktują przedmiotowo. Są dalecy od ideału i bardzo ludzcy. Dokładnie tacy, jacy powinni być greccy bogowie. Cliff Chiang popuścił wodze fantazji i świetnie zaprojektował stronę wizualną postaci. Posejdon jest ogromnym morskim potworem. Hades jest chłopczykiem z twarzą pokrytą woskiem wiecznie płonących świec. Towarzyszy mu trójgłowy Cerber, w tej inkarnacji wyglądający na dużo mniej złowieszczego, ale mimo to mi się podoba. Kupidyn to metroseksualny podrywacz dysponujący zamiast łuku złotymi pistoletami. Ares został chyba najbardziej uwspółcześniony. Wygląda na handlarza broni, który zawsze znajduje się w miejscu najbliższego konfliktu zbrojnego. W kwestii kreacji postaci nie rozumiem jedynie, dlaczego imię bogini niezgody Eris zmieniono na Strife (po polsku konflikt, spór).
Scenariusz także oparty jest na popularnych mitycznych wątkach. Zeus, jak to miewa w zwyczaju, uwodzi kolejną bogu ducha winną niewiastę z małomiasteczkowej części USA, a potem znika. Natura nie znosi próżni. Rozpoczyna się walka o tron pomiędzy bóstwami. Jako że antykoncepcja nie jest zbyt popularna wśród Olimpijczyków, Zola, kochanka Zeusa, zachodzi w ciążę, a Hera planuje zgładzić kolejny dowód niewierności swojego małżonka. W to wszystko wplątana zostaje Wonder Woman, która zmuszona jest ratować nieświadomą niczego dziewczynę przed morderczyni centaurami wysłanymi przez mściwą boginię. Czytelnik wraz z bohaterką zostaje rzucony w wir zmagań pomiędzy Olimpijczykami, którzy spiskują, walczą, rozsyłają swoje demoniczne sługi i nie cofną się przed niczym by zdobyć upragnioną władzę. W nierównej walce Dianę wspomaga jedynie Hermes i Lennox, jeden ze współczesnych bękartów Zeusa. Wraz z bohaterką zwiedzimy odległe krainy, kuźnię Hefajstosa, Olimp i piekielną otchłań. Ugruntowanie nowej wersji postaci na mitologii było świetnym pomysłem. Oczywiście nie jest to niczym nowym, bo podobnie z Thorem zrobił już Walter Simonson w latach osiemdziesiątych. Thorowi też to wyszło na zdrowie, więc dziwne, że nikt nie spróbował tego na taką skalę wcześniej. Pojawiały się już bowiem pojedyncze przygody w świecie mitów. Co więcej, końcówka dwunastego zeszytu zwiastuje, że nie skończy się jedynie na starych bogach. W kolejnych pojawią się Nowi Bogowie (New Gods) Jacka Kirby’ego. Jeśli nie wszyscy to przynajmniej Orion. Jako miłośnik wszystkich dzieci „Króla komiksu” nie mogę się doczekać kolejnych zeszytów.
Wspominałem już o ciekawych projektach postaci Cliffa Chianga. Okładki są równie interesujące. Wewnątrz komiksu radzi sobie bardzo dobrze. Rysunki są szczegółowe, wyraźne i realistyczne. Nie zauważyłem formalnych fajerwerków. Niestety momentami zastępuje go znacznie słabszy Tony Akins. Na szczęście styl obu ilustratorów jest zbliżony, więc graficznie seria jest raczej spójna. Mógłbym jeszcze długo się rozpisywać w samych superlatywach na temat serii, ale pozostaje mi tylko zaprosić Was do lektury. Weźcie tylko wcześniej poprawkę na to, że wychowałem się na greckiej mitologii, więc moja ekscytacja może być przesadzona i mogłem nie zauważyć np. braków w ekspozycji. Z drugiej strony greckie mity to jedna z podstaw naszego kręgu kulturowego, której nie wypada nie znać i z którą stykamy się kilkukrotnie już od podstawówki, więc nie powinno być problemów nawet, jeśli coś nie zostało dokładnie opisane. Seria zbiera świetne recenzje i można spokojnie przyjąć, że w tym przypadku New 52 może wyjść tylko na dobre. Nawet jeśli Wonder Woman nie osiągnie popularności takiej jak Batman czy Superman, zyskała przynajmniej jednego nowego, wiernego czytelnika.
Konrad Dębowski
Wonder Woman (2011) #0-12
Scenariusz: Brian Azzarello
Ilustracje: Cliff Chiang, Tony Akins, Kano
Okładki: Clif Chiang
Wydawca: DC Comics
Czas publikacji: listopad 2011 – listopad 2012
Okładka: miękka
Format: 17 x 26 cm
Druk: kolor
Liczba stron: 20/zeszyt (+materiały dodatkowe)
Cena: $3,99/zeszyt