CZŁOWIEK ZE STALI
„S” oznacza „nadzieję”
Kiedy padła informacja, że w nowym filmie o Supermanie będzie maczał palce Christopher Nolan, postawiłem na tym dziele krzyżyk. Mając w pamięci to, co Krzyś zrobił z Batmanem, zacząłem sobie wyobrażać dłużącą się, nudną i ciężką powtórkę z „Mroczny Rycerz powstaje”, przedstawiającą dramat Supcia zamiast dramatu Gacka. W mojej wyobraźni nawet Zack Snyder za kamerą nie ratował „Człowieka ze stali”. Jakże się myliłem…
Oglądając najnowszy obraz reżysera „300” i „Watchmen”, z każdą minutą do głowy przychodziły mi coraz to nowe określenia: niesamowity, wspaniały, fantastyczny, zapierający dech w piersiach. Bo taki jest nowy Superman, drodzy Państwo. To absolutnie fenomenalny filmowy walec, który przetacza się po widzu, wgniatając go w fotel. Dzieło może nie w pełni dopieszczone, a jednak monumentalne, porażające precyzją, z jaką Snyder oddaje wszystko to, co w postaci eSa najważniejsze. I chociaż ma ono swoje minusy, są to jedynie drobne, praktycznie niezauważalne i nieistotne rysy, niewpływające w żaden sposób na finalny odbiór filmu.
Wszystko zaczyna się na znanej nam doskonale planecie Krypton, rozpadającej się na skutek drenażu jej jądra przez zdesperowanych mieszkańców. Jor-El, chcąc ratować swoją rasę, zwraca się do kapituły z prośbą o przekazanie mu władzy nad „codexem”, rodzajem zbiorczego DNA wszystkich Kryptonian. Jednocześnie wybucha powstanie dowodzone przez generała Zoda, również widzącego zagrożenie w poczynaniach kapituły. Rozpoczyna się krótka, acz intensywna wojna domowa, a Jor-El wykrada „codex”, by umieścić go z bezpiecznym miejscu. Tym miejscem jest jego nowo narodzone dziecko, pierwsza od tysięcy lat naturalnie urodzona istota na Kryptonie. Niemowlak, Kal-El, zostaje wysłany w kapsule w stronę planety wyglądającej na obiecujące miejsce do rozwoju – odległej o całe lata świetlne Ziemi. Natomiast Zod i jego rewolucjoniści mają spędzić resztę żywota w Strefie Fantomowej. Niestety, na skutek zagłady Kryptona, ich wyrok trwa nieco krócej, a Zod stawia sobie tylko jeden cel – odnaleźć Kal-Ela i odbudować wielką rasę Kryptonian…
Reszty fabuły zdradzać nie trzeba, wszyscy doskonale wiemy, do czego to zmierza. Lepiej przyjrzeć się stronie technicznej „Człowieka ze stali”, bo jest na co patrzeć. Efekty specjalne dosłownie odbierają oddech – są piekielnie dynamiczne, czasami nawet zbyt przytłaczające, by ogarnąć wszystko, co dzieje się na ekranie. Ale Bóg mi świadkiem, że ten film wygląda po prostu re-we-la-cyj-nie. Strona wizualna to istny majstersztyk, doskonałość w każdym calu. Jeśli połączymy to z genialnym okiem Zacka Snydera, który w niektórych miejscach wznosi się na absolutne wyżyny sztuki reżyserskiej, otrzymujemy obraz przepełniony akcją, a jednocześnie artystycznie piękny. Ciężko uniknąć porównań do innych komiksowych superprodukcji, pozwolę sobie zatem postawić tezę, że „The Avengers” wyglądają przy „Człowieku ze stali” na dosyć nudny i powolny film. To nie tylko zasługa samego Snydera, ale również ludzi z nim współpracujących – reżysera obrazu Amira Mokriego („Transformers 3”) i montażysty Davida Brennera, odpowiadającego m.in. za „Piratów z Karaibów: Na nieznanych wodach”.
Oczywiście i oni nic by nie zdziałali, gdyby nie aktorzy, z którymi można było stworzyć spójne dzieło. W rolę Kal-Ela/Supermana wcielił się Henry Cavill, którego pamiętamy z roli Tezeusza w „Immortals” czy Humpreya w „Stardust”, i trzeba przyznać, że wywiązał się z powierzonego mu zadania doskonale. Clark Kent jest taki, jaki być powinien – spokojny, opanowany, kierujący się najpierw sercem, potem mięśniami. Jest zagubiony, ale w specyficzny sposób, podobny trochę do tego, w jaki zagubiony jest Peter Parker, świadomy swej mocy i płynącej z niej odpowiedzialności względem świata. Lois Lane w wykonaniu Amy Adams („Fighter”) również nie daje nam powodów do narzekań, chociaż nie jest to rola, która przejdzie do historii kina. Michael Shannon (niedługo będziemy mogli podziwiać go w filmie „The Iceman”, opowiadającym historię Richarda Kuklińskiego) jest za to doskonałym Zodem, stanowiącego esencję gniewu i arystokratycznej wyższości, w którego umyśle tli się tylko i wyłącznie jedna myśl – odbudować doskonałą rasę. Jego rola jest niewątpliwie mocnym akcentem „Człowieka ze stali”. Oczy się cieszą i serce raduje na widok Laurence’a Fishburne’a w roli Perry’ego White’a, który pozbierał się już po rodzinnym dramacie, powracając do filmowego świata w doskonałym stylu (jego kreacja w serialu „Hannibal”!) i miejmy nadzieję, że utrzyma formę na długo. Warto wspomnieć też o Russelu Crowe, grającym Jor-Ela, niewątpliwie dodającego kolorytu całemu filmowi.
Na osobny akapit zasługuje Hans Zimmer, którego ścieżka dźwiękowa – jak zwykle – jest doskonała. Ciężko znaleźć drugiego kompozytora potrafiącego tak niesamowicie odzwierciedlić w swojej muzyce to, co dzieje się na ekranie. Nie wiem, czy „Człowiek ze stali” straciłby wiele, gdyby muzykę napisał ktoś inny, wiem natomiast, że na pewno wiele zyskał, mając na pokładzie Mistrza Zimmera.
Scenariuszem zajął się David S. Goyer, jako bazę mając historię napisaną przez siebie i Christophera Nolana, który jest też jednym z czterech producentów obrazu Snydera. Właśnie ta rola Nolana budziła wiele wątpliwości i obaw – Superman mógł zostać potraktowany podobnie do Nietoperza, z przesadnym patosem i dramatyzmem. Na szczęście tak się nie stało i „Człowiek ze stali”, chociaż poważny i całkiem na serio, nie przytłacza widza.
Jeśli miałbym zestawiać dzieło Zacka Snydera z innymi blockusterami, byłby to bardzo twardy orzech do zgryzienia, bo jest to naprawdę mocny przeciwnik dla filmów ze stajni Marvela. Ba, jest to obraz, który takie produkcje, jak „X-Men”, „Spider-Man” czy „Wolverine” bije na głowę i to z nawiązką, a niewątpliwie może stanąć w szranki z megahitami pokroju serii „Iron Man” i „The Avengers”. I wiecie co? Na pewno nie wyjdzie z tego pojedynku jako przegrany!
Pokaz prasowy filmu „Człowiek ze stali” dzięki uprzejmości Warner Bros. Entertainment Polska.
Michał Jadczak
Człowiek ze stali
Reżyseria: Zack Snyder
Scenariusz: Christopher Nolan, David S. Goyer
Muzyka: Hans Zimmer
Zdjęcia: Amir Mokri
Montaż: David Brenner
Obsada: Henry Cavill, Amy Adams, Laurence Fishburne, Diane Lana, Michael Shannon, Antje Traue, Ayelet Zurer, Russel Crowe, Harry Lennix, Christopher Meloni, Richard Shiff
Premiera (świat): 14 czerwca 2013
Premiera (Polska): 21 czerwca 2013
Produkcja: Warner Bros., Legendary Pictures, Syncopy
Dystrybucja: Warner Bros. Entertainment
Czas trwania: 143 min.