Kriss de Valnor T4 – Sojusze

222x300

Kriss de Valnor po powrocie z zaświatów nie straciła nic ze swojej drapieżności. Po tym, jak została królową jednego z plemion wikingów, w „Sojuszach” kontynuuje swój marsz ku ostatecznemu celowi, czyli zdobycia tytułu królowej Północy, władczyni wszystkich zamieszkujących tam ludów. Kriss jest sprytna i inteligentna, dobrze wie, że aby faktycznie objąć władzę, musi spełnić pewne formalne warunki, dyktowane przez prawa Althingu. Co gorsza, jak się wkrótce okazuje, do tego samego celu dąży też tajemniczy Król Uzdrowiciel. W obliczu jeszcze jednego, kto wie czy nie najbardziej istotnego zagrożenia ze strony chrześcijańskiego cesarza Magnusa i jego wojsk, Kriss postanawia jednak nawiązać kontakt, a potencjalnie także sojusz z rzeczonym Uzdrowicielem, Taljarem Sologhonnem. Wynikają z tego zgoła niespodziewane trudności, ale też i niespodzianki, które powoli, w sposób nieuchronny, zbliżają historię Kriss do tego, co spotyka, mniej więcej w tym samym czasie, jej byłego kochanka i ojca jej syna, Thorgala…

Jest to album, który zaczyna jakoś współgrać z resztą wydarzeń mających miejsce w ramach głównej intrygi, rozgrywającej się na łamach „serii matki”, czyli w trzydziestym czwartym albumie Thorgala, zatytułowanym „Kah-Aniel”. To dobrze, bo w nieunikniony sposób te historie musiały się zacząć przenikać, co w znacznym stopniu ukazane zostało w tym najnowszym albumie o dzielnej wojowniczce. Z drugiej strony nadal mam wątpliwości (prawdopodobnie poprawnie będę to mógł ocenić dopiero za cztery lata, kiedy wszystkie wątki zostaną doprowadzone do końca), czy dobrym pomysłem było wskrzeszanie Kriss de Valnor. Cały czas mam nadzieję, że autorzy umotywują to w finale w niebanalny sposób i nie okaże się, że dzielna heroina wróciła z Valhalli tylko po to, żeby wyprodukować kolejne albumy z jej udziałem, opowiedzieć historię „bez której by się obyło”.

Niestety, w tym albumie daje też o sobie znać to samo, o czym pisałem przy okazji recenzji „Kah-Aniela”. Można powiedzieć, że Kriss i jej przygody w „Sojuszach” stanowią kolejne wątki mydlanej opery, w której znajome postaci wyskakują niespodziewanie jak przysłowiowy „diabełek z pudełka” i pojawia się jeszcze jedna wariacja, jeśli chodzi o zestawienie par kochanków (nie napiszę wprost kto z kim, żeby nie umieszczać spojlerów). Przyznam jednak, że bardzo nie podobał mi się ten wątek i od razu skojarzyło mi się to z dosyć sarkastycznym obrazkiem nawiązującym do popularnego niegdyś, a przeciągniętego ponad miarę serialu „Przyjaciele”. Na tymże obrazku Monika i Ross (rodzeństwo) pokazani zostali w miłosnym uścisku i z przygłupimi minami, a podpis do obrazka brzmiał: „we are running out of combinations”, czyli „brakuje nam już możliwych kombinacji” (kto z kim jeszcze nie był w związku lub, po prostu, w łóżku). To, o czym piszę, jest bardzo dużym przytykiem pod adresem scenarzysty, który po raz kolejny, bawiąc się w demiurga światów Thorgala, wprowadza towarzysko-łóżkowe roszady, niczym w serialach „Dallas” czy „Moda na sukces”, stawiając znane postaci w zgoła absurdalnych, w moim odczuciu, sytuacjach damsko-męskich. Jest to rozczarowujące i smutne, skłaniające do postawienia pytania: czy przypadkiem Yves Sente nie wypala się pomału, prowadząc zbyt wiele wątków rozległej opowieści? A może po prostu nie jest scenarzystą na tyle zdolnym, żeby sensownie skonstruować historię zakrojoną na szeroką skalę, bez używania sztampowych i tandetnych chwytów scenariuszowych?

Tym, co może podobać się bez zastrzeżeń w „Sojuszach”, jest zdecydowanie strona graficzna albumu. Lubię okładki tworzone przez Rosińskiego, może dlatego, że zawsze dobrze oddają klimat opowieści, a może także dlatego, że na okładce Kriss de Valnor to ta sama „stara, dobra Kriss”, którą znamy z historii tworzonych jeszcze w duecie z Jeanem van Hammem. Dla mnie osobiście postać rysowana przez de Vitę jest tylko podobna do oryginalnej bohaterki. Można to tłumaczyć w ten sposób, że dzielna wojowniczka wróciła odmieniona z zaświatów, ale… czyż nie będzie to tłumaczenie naciągane? Na szczęście album w wykonaniu Giulia de Vity wypada całkiem nieźle, facet ma po prostu swój styl, którego się trzyma. Widać tu też dbałość o szczegóły, które potrafią cieszyć oko. Pozostaje nam więc poczekać rok i odkryć, dokąd bieg wydarzeń doprowadzi dzielną wojowniczkę i pewnego młodego króla, bo nie mam wątpliwości, iż razem lub osobno zagoszczą oni na kartach kolejnych odcinków serii.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Tomek aegirr Brzozowski

Kriss de Valnor T4 – Sojusze
Okładka: Grzegorz Rosiński
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Tytuł oryginalny: Les Mondes de Thorgal: Kriss de Valnor: Alliances
Wydawca oryginalny: Le Lombard
Rok wydania oryginału: 2013
Liczba stron: 48
Format: 225×295 mm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788323761792
Wydanie: I
Data wydania: listopad 2013