Przekleństwo nałogowego czytacza

Znacie to uczucie, gdy po przeczytaniu jednej książki czy jednego komiksu zmienia się wasze spojrzenie na literaturę? Człowiek przez moment czuje się wspaniale, a potem z niejaką konsternacją zauważa, że cała reszta lektur wypada jakoś blado.

Pierwszy raz trafiło m się to w dzieciństwie po lekturze „Niekończącej się historii” Michaela Ende, z której nauczyłam się, że Kraina Fantazji to miejsce, do którego wchodzimy przez książki. Późniejsza lektura „Akademii Pana Kleksa” Brzechwy była wspaniała, nie zaprzeczam, jednak końcówka wywołała we mnie, przemądrzałym smarkaczu, irytację – no przecież ja wiem, że książki to bramy do innych światów, czego się powtarzasz, autorze?

Podejrzewam, że gdybym przeczytała je w odwrotnej kolejności, to byłabym zła na Ende, bo obie książki uważam do dziś za równie dobre i z chęcią wracam do obu. Ale już „Kłamca” Jakuba Ćwieka, choć zgrabny i zabawny, konkurencji z „Amerykańskimi bogami” Neila Gaimana nie zniósł. Na moje nieszczęście czytałam najpierw „bogów” i później przygody polskiego Lokiego częściej wywoływały tęsknotę za mrokiem i tajemnicą z kart powieści Gaimana, niż zapewniały rozrywkę.

Gaiman spłatał mi psikusa również powieścią „Nigdziebądź”, która popchnęła mnie w świat brytyjskich seriali i „Koraliną”, która pokazała mi (niestety!), że światy kreowane przez Jonathana Carrolla są w gruncie rzeczy tworzone na jedno kopyto (choć „Kraina Chichów” nadal rządzi i wymiata). A serial „Hannibal” z fenomenalnym Madsem Mikkelsenem sprawił, że długo oczekiwany trzeci sezon „Sherlocka” BBC wywołał pusty śmiech i irytację.

Przykładów mogłabym mnożyć i mnożyć, bo czytam (i oglądam) dużo, namiętnie i być może to moja wada, że po przeczytaniu czegoś fascynującego natychmiast ustawiam poprzeczkę na poziomie tego właśnie tytułu i przez długi czas później mam obrzydzenie do czytania wszystkiego, co jest poniżej. Z drugiej strony chcę wierzyć, że być może w tym ogromie tytułów jest coś jeszcze lepszego, pasującego idealnie do mnie tu i teraz.

Od roku nie czytałam dobrego kryminału. Zdecydowana większość fantastyki wpada na półkę „to już było, a bohater mnie wkurza”. Mangi leżą odłogiem i sięgam praktycznie tylko do starych tytułów. Dziesięć lat temu powiedziałabym, że jestem wybredna, teraz chyba po prostu się starzeję…

Nie wiem, czy to ja, czy faktycznie coraz trudniej jest znaleźć coś naprawdę dobrego?

Joanna Pastuszka-Roczek