Przyznam, że choć cenię „Osiedle Bogów”, jednak wątpiłem, czy ten album kiedykolwiek doczeka się filmowej adaptacji. Każdy znający serię o Asteriksie wie, że jej epizody dzielą na dwa typy. Te, w których Asteriks z Obeliksem podróżują (zwykle za granicę Galii), i te dziejące się w całości w galijskiej wiosce i jej obrębie. Z wiekiem doceniam o wiele bardziej te drugie, gdyż nie tylko w bród w nich inteligentnej satyry, lecz także często stanowią bardzo pouczające przypowiastki. Oczywiście dla filmowców o wiele atrakcyjniejsze są te pierwsze i nie ma się co dziwić. Film „Asteriks rusza na pełną przygód wyprawę do egzotycznej lokalizacji” brzmi zwyczajnie ciekawiej, niż „mała galijska wioska mierzy się z kapitalizmem, feminizmem czy wyborami”. Tu nareszcie podjęto ryzyko i muszę przyznać, efekt okazuje się bardzo zadowalający.
Dla tych, którzy nie czytali komiksu, przytoczę ogólnie fabułę. Juliusz Cezar postanawia wybudować koło zbuntowanej osady miasto. Imperator liczy, że sąsiedztwo rzymskiej cywilizacji wpłynie na Galów i ci ostatecznie uznając wyższość kultury rzymskiej, zaniechają własnej. Przebieg budowy powierza młodemu architektowi imieniem Ekierus, miasto zaś zostaje nazwane „Osiedlem Bogów” (to zachęci turystów). Asteriks, Obeliks i Panoramiks początkowo dobrze się bawią, przeprowadzając sabotaże budowy. Niestety sprawa obraca się przeciwko bohaterom, gdy postanawiają napoić magicznym wywarem wznoszących budowlę niewolników. Ci, zamiast zbuntować się i uciec, postanawiają po prostu postawić własne warunki pracy (zapłata, lepsze mieszkania, obywatelstwo etc.). Nim Galowie mogą zareagować, powstaje pierwszy budynek i zjawiają się rzymscy lokatorzy. A przecież galijscy wojownicy nie mogą od tak zaatakować niewinnych cywilów. Zniechęcenie ich okazuje się nie takie łatwe, a poszczególni mieszkańcy osady szybko ulegają własnej chciwości, próbując wzbogacić się na szastającej sestercjami rzymskiej arystokracji. Z czasem – nieświadomie idąc na rękę Cezarowi – Galowie przeprowadzają się na Osiedle Bogów, kompletnie zatracając własną tożsamość, chcąc upodobnić się do Rzymian. Jak Asteriks zdoła to odkręcić, nim opuszczona osada zostanie zniszczona przez legionistów?
Zacznę od jednego z nielicznych minusów filmu. Fabuła „Osiedla Bogów” prawdopodobnie nie trafi do młodszego widza. Wszystko przesycone jest tu co prawda zwariowanym i radosnym slapstickiem, jednak poważnie zastanawiam się, na ile dla takiego sześcio-siedmiolatka będzie czytelny plan Cezara i ogólne przesłanie. Nie mamy tu jakiegoś banalnie wyłożonego morału. Po prostu oglądamy, jak wioska stopniowo ulega skorumpowaniu, a jej mieszkańcy odwracają się od Asteriksa, ponieważ nie zamierza on wraz z nimi iść za „postępem”, który wnoszą Rzymianie. To nie tak, że bohaterowie ulegają nagle jakiemuś upodleniu. Ahigieniks podnosi ceny ryb, by dopasować się do rzymskich norm, kowal zamienia swój zakład w „Antykwariat”, a następnie wszyscy zakładają togi, korzystają z sauny, relaksują się, żując powoli winogrona czy oglądając pompatyczne sztuki teatralne. Oczywiście wychodzi im to niezręcznie i śmiesznie, ale wątpię, na ile dziecko zrozumie, czemu owa zmiana ma być odbierana jako coś negatywnego, nie mówiąc już o wzburzeniu Asteriksa. To film o zatracaniu swojej tożsamości narodowej i uleganiu wpływom zagranicznym, podążaniu bezmyślnie za modą i chęci pokazania się. Dialogi także mogą się wydać zbyt skomplikowane (i szybkie) i naprawdę nie wytykałbym tego, gdyby nie fakt, że przynajmniej u nas „Asteriks” jest reklamowany jako film dla najmłodszych.
Jako dorosły widz bawiłem się jednak na „Osiedlu Bogów” przednio! To jedna z lepszych adaptacji Asteriksa, jaką widziałem, a nawet rzekłbym, że spora część modyfikacji fabuły wyszła tylko na lepsze. Komiks ten nie miał zresztą specjalnie zapierających dech w piersiach zwrotów akcji. Jak wspomniałem, historia skupia się na wątkach satyrycznych – marketing, związki zawodowe, turystyka, PR, warunki zakwaterowania, nowoczesne osiedla. Film co prawda upraszcza wiele z tych motywów, czyniąc je bardziej dostępnymi dla masowej widowni, jednak ogólny ton pozostaje. Przypuszczam zresztą, że jeśli przenieśliby komiks najwierniej, jakby się dało, materiału, wystarczyłoby może maksymalnie na czterdzieści minut. Pokazanie bohaterów próbujących się odnaleźć w zupełnie nowych sytuacjach nie tyko całkiem nieźle uchwyciło ducha komiksu, lecz także pozwoliło zobaczyć te postacie robiące coś świeżego, znaleźć coś więcej niż stałe gagi i motywy (choć i tych dostajemy solidną dawkę).
Przeniesienie kreski Uderzo do świata animacji 3D to pomysł, do którego byłem uprzedzony nawet po pierwszych zwiastunach. Osobiście zwyczajnie czuję ostry przesyt tego typu animacjami, zwłaszcza że w większości wydają się być robione na jedno kopyto. Nie widzę także potrzeby przenoszenia każdego klasycznego bohatera na siłę w trzeci wymiar, tym bardziej jeśli sprawdza się już idealnie w klasycznej animacji, a uzasadnienia, które ciągle słyszę, „bo tak produkcja jest szybsza” i „to się teraz sprzedaje”, nie przemawiają do mnie jako szczere argumenty za jakąś formą plastyczną. Tak nie mówi artysta, tak mówi marketingowiec. Z drugiej strony okazyjny eksperyment nie może zaszkodzić i… Z wielką ulgą muszę stwierdzić, że animacja wygląda autentycznie ładnie. Animatorzy świetnie uchwycili estetykę komiksu. Mimika postaci jest zabawna, slapstickowe gagi są niezwykle dynamiczne, dekoracje ładne (może niektóre trochę proste, ale taka konwencja). Co tu wiele mówić, wrażenie pozostało przyjemne, pozytywne, a nawet było mi szkoda, że w filmie nie pojawiło się więcej znajomych twarzy w odsłonach trójwymiarowych. Piraci niestety migają tylko na obrazku w czasie napisów końcowych, a żona Długowiecznika jest zaskakująco nieobecna (biorąc pod uwagę, że jest to historia, w której wioska chce porzucić wiejski tryb życia na rzecz luksusowego, jej nieobecność jest wręcz dziwna. To w końcu pierwsza postać, która powinna być tym zainteresowana).
Styl animacji jest zatem barwny i wesoły, a co za tym idzie, taka jest cała opowieść. Nie każdy żart jest może idealnie trafiony, jednak dostajemy ich tak wiele, że te słabsze po prostu przemkną niezauważone. Film zresztą wie, kiedy zwolnić i uczynić historię nieco bardziej dramatyczną. Przysłowiowy „klimax” (nie, nie jest to imię jakiegoś Bryta) trzyma w napięciu, co chwila rzucając jakiś zwrot akcji utrudniający poczynania naszego bohatera, i podbija sytuację, sprawiając, że wydaje się coraz bardziej bez wyjścia. Jako odwieczny fan muszę zresztą pochwalić pokazanie samego Asteriksa. W wielu adaptacjach miałem wrażenie, że twórcy nie do końca wiedzieli, jak ugryźć tę postać. Albo był nudny, ograniczał się tylko do roli głosu rozsądku, albo jak w przypadku ostatniego filmu aktorskiego zachowywał się w kompletnie niepasujący do niego sposób (do tej pory nie rozumiem, dlaczego nagle mieli potrzebę zrobić z niego babiarza). Tu ciężko nie docenić, że twórcy postanowili wyłączyć z akcji na jakieś dobre piętnaście minut filmu zazwyczaj „kradnącego show” Obeliksa, by skupić się na wyeksponowaniu, dlaczego to właśnie Asteriks zasługuje na miano tytułowego bohatera serii (swoją drogą nie ukrywam, że przekręciłem oczami, gdy na ekranie pojawił się tytuł „Asterix”, a polski lektor przeczytał „Asteriks i Obeliks”). Asteriks nie tylko ma okazję wykazać się sprytem i determinacją, ale jak miło, że twórcy pamiętali, że mały Gal nie bez powodu nosi miecz u paska. Nie tylko umie się nim posługiwać, gdy brakuje magicznego napoju, ale słusznie cieszy się opinią najlepszego wojownika w osadzie.
Inny element, który zawsze doceniam, to fakt, że rzymscy żołnierze w filmie nie są jakimiś złowieszczymi czarnymi charakterami. Centurion wykonuje tylko swoją pracę, którą jest zresztą nieco znudzony, a legioniści ciągle wchodzą z nim w polemikę, kwestionując rozkazy. Nic tu zresztą nie jest czarno-białe, gdyż jak wspomniałem wcześniej, Galowie są tu bardziej ofiarami własnej głupoty, a mieszkańcy Rzymu – poza diabolicznie zaśmiewającym się Cezarem – są całkiem sympatyczni. Sporo uwagi koncentruje się zresztą na pewnej rzymskiej rodzince, która w wyniku komplikacji biurokratycznych zostaje pozbawiona mieszkania na Osiedlu Bogów. Zostali trochę oparci na Rzymskim małżeństwie z komiksu, jednak to zupełnie nowe postacie, plus dodatkowo mają syna. Ktoś mógłby zarzucić, że postać słodkiego chłopczyka imieniem Apeldżus pojawia się w filmie tylko po to, by okazyjnie dodać jakąś rozczulającą scenę, jednak prawdę mówiąc, nie było go za wiele, a w każdym razie na tyle, by to jakoś przeszkadzało. Scenarzyści wydają się zresztą wiedzieć, jak wyeksponować nowe postacie, by były ciekawe, ale ciągle trzymać je na tyle z dala od pierwszego planu, by skupić się na bohaterach znanych z komiksu.
Polski dubbing jest bardzo dobry, a Wojciech Mecwaldowski i Arkadiusz Jakubik sprawdzają się doskonale w tytułowych rolach. Co mnie cieszy, w tłumaczeniu nie ma zbyt wielu „lokalnych żarcików” (coś, co już kilka lat po pierwszym Shreku zwyczajnie mi obrzydło), choć z drugiej strony nie widziałem oryginału francuskiego, by porównać. Pokiwać muszę tylko głową na sam marketing filmu – poza zbędnym wciśnięciem Obeliksa w tytuł , mamy również sytuację, gdzie wszędzie podkreślani w zwiastunach i reklamówkach Pudzian i Mamed Khalidov pojawiają się tylko w dwóch krótkich scenkach, podczas gdy nikt nie zadał sobie trudu, by gdziekolwiek umieścić nazwiska aktorów dubbingujących Ekierusa, Centuriona czy wodza Asparanoiksa – czyli postaci de facto grających pierwszoplanowe role. Wzmianki, że film jest twórców „Wall-E” i „Odlotu” tylko dlatego, że reżyser był animatorem przy tamtych filmach, uważam za nieco mylące (sugeruje to przecież, że za produkcją stoi Pixar). Przecież Asteriks nie jest mało rozpoznawalną marką. Do tej pory radził sobie na Polskim rynku sam całkiem nieźle, więc nie sądzę, że potrzebuje On aż takich chwytów promocyjnych.
Jeśli jest jeszcze jedna rzecz, którą mógłbym wytknąć, to fakt, że autentycznie nie mam pojęcia, jak film odbiorą osoby, które w życiu nie miały większego kontaktu z Asteriksem. Twórcy nie zadają sobie ani trochę trudu, by przypomnieć, kto jest kim, czy dopowiedzieć pewne motywy (np. czemu ciągle odmawiają Obeliksowi magicznego napoju). I nie ma co się dziwić – to już dziewiąty animowany film z rzędu, a trzynasty, jeśli policzyć adaptacje aktorskie. Każdy dobrze zna tych Galów i nie ma sensu marnować pierwszych pięciu minut na odtwarzanie „Oto nasi bohaterowie…” znane z początku każdego albumu. Jedyny feler to to, że film zwyczajnie będzie chwilami niejasny, jeśli zostanie puszczony w krajach, gdzie Asteriks jest zupełnie obcy (USA, Japonia), a wielka to szkoda, gdyż uważam, że pod względem jakości mógłby spokojnie konkurować z produkcjami Pixara, Disneya czy Dream Works. Jestem także niezmiernie ciekaw, jak poprawność polityczna Amerykanów odebrałaby wątek o grupie niewolników, których czarnoskóry przywódca wydaje się nieco filozoficznie podchodzić do swojej sytuacji. Nie tylko komentuje, że nie chce uciekać, gdyż „ucieczka jest również formą niewoli”, ale później, gdy staje przed wyborem – „niewola z luksusowym zakwaterowaniem bądź wolność w biedzie”, wybiera to pierwsze. Naturalnie to wszystko zostaje ukazane prześmiewczo, a postać generalnie budzi sympatię, jednak to interesujące jak wyglądać będzie interpretacja osób nieznających tej serii.
Nie ma co analizować więcej. „Asteriks i Obeliks: . Osiedle Bogów” trzyma się świetnie i dostarcza czystej frajdy. Wizyta w kinie powinna zapewnić rozrywkę, tym którym wystarczą slapstickowe żarty, i tym, którzy oczekują nieco inteligentniejszego podtekstu. Jak wspomniałem, przesłanie „Osiedla Bogów” wychodzi poza granice tego, co zwykle spotykamy w produkcjach tego typu. Musiałbym obejrzeć film co prawda jeszcze kilka razy, by móc szczerze stwierdzić, na którym miejscu go stawiam pośród adaptacji (na pierwszym miejscu ciągle króluje u mnie „Dwanaście prac Asteriksa”), jednak ogólnie wysoko. To naprawdę świetny przykład adaptacji, za którą stoją ludzie nie tylko rozumiejący komiks, ale umiejący dołożyć coś od siebie w sposób zachowujący ducha serii i jej poziom.
Maciej Kur
Dziękujemy Bestfilm za zaproszenie na pokaz przedpremierowy!
„ASTERIKS I OBELIKS. OSIEDLE BOGÓW”
Tytuł oryginału: „ASTERIX: LE DOMINE DES DIEUX”
Reżyseria: Louis Clichy, Alexandre Astier,
Scenariusz : Alexandre Astier, Jean-Remi Françcois
Występują (polski dubbing): Wojciech Mecwaldowski, Arkadiusz Jakubik, Piotr
Fronczewski, Piotr Adamczyk, Anna Mucha, Czesław Mozil.