Straznicy-galaktyki-1-front-600x326

Żyjemy w czasach szczególnie ciekawych dla historii komiksu. Medium obrazkowe – za sprawą kasowych ekranizacji popularnych serii – nigdy jeszcze nie znaczyło tak wiele w pejzażu globalnej popkultury.

Z drugiej jednak strony, popularność owych adaptacji nie przekłada się bezpośrednio na wzrost znaczenia samego komiksu – zarówno w oczach czytelników, jak i wydawców.

Jak pokazują liczne opracowania sukces komercyjny ekranizacji komiksów nie wpływa bowiem znacząco na masowy przypływ nowych odbiorców oryginalnych historii, a i sami decydenci stojący za komiksowymi korporacjami wyżej zdają się cenić owe multimedialne mutacje, niż opowieści graficzne. Dobitnie udowadnia to smutny los „Fantastycznej Czwórki”, w przypadku której kres owej historycznej serii w sposób bezpośredni wynikał z obawy Marvela dotyczącej odpłynięcia znacznej części profitów powiązanych z, jak się okazało nieudolnymi, zabiegami adaptacyjnymi studia Fox. Sukces w poza-komiksowym świecie może jednak oznaczać dla poszczególnych tytułów poważny awans w hierarchii rynku komiksowego, czego przykładem może być recenzowany tom przygód „Strażników Galaktyki”.

Seria autorstwa Briana Michaela Bendisa i Steve’a McNivena wystartowała w 2013 roku, czyli dokładnie na rok przed premierą hitowego filmu w reżyserii Jamesa Gunna, który uczynił ze Star-Lorda i spółki bohaterów o popularności porównywalnej z największymi herosami Marvela. Swoistym preludium tego sukcesu był jednak, między innymi, omawiany cykl Bendisa i McNivena, który Strażników Galaktyki zdaje się wymyślać na nowo w sposób bardzo bliski wersji filmowej. Pierwszy tom opowieści – „Kosmiczni Avengers” – rozpoczyna się jeszcze przed narodzinami Petera Quilla, kiedy Ziemię odwiedza niespodziewany przybysz z planety Spartaks. Pech (przeznaczenie?) chce, że statek kosmicznego gościa rozbija się w pobliżu domu Meredith Quill, która dopiero co rozstała się ze swym chłopakiem. Oczywiście, jak słusznie uczą nas komiksy, nie ma lepszego leku na złamane serce, niż romans z diabelsko przystojnym obcym, czego owocem są narodziny potomka tej niezwykłej pary – Petera.

2s3y4xc7jfsafswlqv7z

Właściwa fabuła komiksu Bendisa i McNivena rozpoczyna się w momencie, kiedy Peter Quill jest już osławionym Star-Lordem, niepokornym potomkiem króla Spartaksu, który po byciu naocznym świadkiem zamordowania własnej matki przez gwiezdnych przybyszów sam rusza w szeroki wszechświat. Jego najnowszą misją jest powstrzymanie ojca – jednego z najważniejszych mieszkańców galaktyki – przed uznaniem Ziemi za terytorium wyłączone z wszelkich kontaktów poza-ziemskich, co, jak słusznie zauważa młody Quill, czyni tym samym z naszej planety istną tarczę strzelniczą dla wszystkich kosmicznych watażków i wyjętych spod prawa przestępców. Zbierając ponownie swą drużynę zaufanych towarzyszy – Gamorę, Draxa, Rocketa, Groota oraz wspomagającego ekipę Iron Mana – Star-Lord trafia w sam środek niechybnie sprowokowanej inwazji na Ziemię, która okazuje się jedynie częścią tajemniczego planu skrywanego przez władcę Spartaksu.

Trzeba przyznać, że „Kosmiczni Avengers” to kawał naprawdę dobrego komiksu przygodowego. Muszę przyznać, iż podchodziłem do tego tytułu z pewnymi obawami – wynikającymi zarówno z postacią Bendisa, który serwuje naprzemiennie scenariusze znakomite oraz zupełnie przeciętne, jak i nieuniknionym porównaniem do kinowej wersji „Strażników”. W obu przypadkach jednak komiks broni się znakomicie. Twórcy nie udają ani przez chwilę, że chodzi tu o coś więcej, niż tylko jedną wielką kosmiczną rozrywkę. Akcja toczy się bardzo szybko, a kolejne wstawki komediowe rozładowują co bardziej pompatyczne lub absurdalne elementy fabuły. W tym względzie „Kosmiczni Avengers” przypadną do gustu miłośnikom filmu Gunna i jego charakterystycznego, lekkiego, ale i widowiskowego stylu. Żadnych dodatkowych komentarzy nie wymagają tutaj również ilustracje McNivena wspomagane przez Sarę Pichelli – kolejne kadry cieszą oko, znakomicie oddając klimat kosmicznych podróży bohaterów.

skan3-640

Na osobne słowo zasługują umieszczone na końcu zeszytu krótkie historie stanowiące swoiste preludium do wydarzeń w głównej części albumu. Są to opowieści wyjaśniające co działo się z Draxem, Grootem, Rocketem i Gamorą tuż przed ich ponownym zwerbowaniem przez Quilla. Pomyślane jako wypełniacz poszczególne wątki są jednak wyjątkowo ciekawe i wprowadzają do głównej narracji szereg dodatkowych pytań i smaczków, które mogą zainteresować fanów. Nie należy także zapominać o dołączonej galerii okładek oraz szczególnie cennym wśród nich wizerunku Gamory w interpretacji Milo Manary.

background

Pierwszy tom „Strażników Galaktyki” to zatem tytuł wyjątkowo udany. Jest to ciekawie napisany i atrakcyjnie narysowany komiksowy akcyjniak, który powinien przypaść do gustu każdemu, kto poszukuje miłej lektury na nadchodzące jesienne wieczory. Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że spośród dotychczasowej oferty „Marvel Now!” w wydaniu Egmontu jest to mój ulubiony album, z którym zdecydowanie warto się zapoznać.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Tomasz Żaglewski

Tytuł: „Strażnicy Galaktyki. Kosmiczni Avengers”
Tytuł oryginału: „Guardians of the Galaxy. Cosmic Avengers”
Scenariusz: Brian Michael Bendis
Rysunki: Steve McNiven, Sara Pichelli
Kolor: Justin Ponsor
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Wydawnictwo Egmont
Data polskiego wydania: 2015
Wydawca oryginału: Marvel
Data wydania oryginału: 2015
Objętość: 132 strony
Format: 165 x 235 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie/internet
Cena okładkowa: 39,90 zł