12970837_987584364652141_6608242627663144233_o

„To opowieść o tym, jak moi rodzice się rozstali”

– Hazel

„Saga” od lat zdobywa wszelkie możliwe do zdobycia nagrody. Przez cały ten czas utrzymuje się w ścisłej czołówce ciekawych tytułów, które kształtują dzisiejszy rynek i komiksowego odbiorcę. Nie jest komiksem superbohaterskim, nie opowiada o losach tak rozpoznawalnych postaci jak Superman czy Batman. Mimo to, rok w rok jest doceniania zarówno przez krytyków, jak i fanów. Zaczytujemy się w tej powieści science-fiction i śledzimy losy jej bohaterów. Nie wątpię, że w tym roku będzie podobnie. Brian K. Vaughan ma na naszym rynku ugruntowaną opinię autora, którego warto obserwować i czytać. Poszczególne wydawnictwa publikują różne tytuły, które sygnował swoim nazwiskiem. Mucha Comics zapowiedziała dla polskiego czytelnika przynajmniej dwa tomy na rok 2016.

 

„Saga” jest jedynym w swoim rodzaju komiksem obyczajowym. Powstała na kanwie doświadczeń scenarzysty, gdy ten zmagał się z urokami ojcostwa. Jest niezwykle prawdziwą historią i jak wszystkie opowieści ma swoją mroczną stronę. Małżeństwa nie zawsze są szczęśliwe, nigdy w to nie wierzcie. Rodziny przechodzą mniejsze lub większe kryzysy. Życie zawsze weryfikuje nasze wyobrażenie o miłości, które tworzą bajki. Nigdy historia waszego życia nie skończy się słowami: „I żyli długo i szczęśliwie”. W dzisiejszych czasach związki się rozpadają. Życie to nie bajka, aby stworzyć coś trwałego, potrzeba wysiłku i pracy. Szczęście, jak wszystkie cenne rzeczy, nie przychodzi łatwo. Nigdy nie powinniśmy o tym zapominać. Nawet jeśli czytamy tylko komiks, który opowiada o zwykłym życiu osadzonym w futurystycznej scenerii.

 

Właśnie za to należą się słowa uznania duetowi Brian K. Vaughan i Fiona Staples ‒ opowiadają oni przejmująco prawdziwe historie. Młode małżeństwa przeżywają swój poważny kryzys pięć lat po ślubie. Jest to nie do uniknięcia, stanowi część wyzwań, jakie stawia przed każdym z nas życie. „Saga” opowiada właśnie o takim życiu. Ciężkim, fascynującym, pełnym wzlotów i upadków. Historia przedstawiona przez dwójkę autorów nie ucieka od trudnych tematów. Realny świat jest dla nich inspiracją, a codzienne problemy tworzywem niezwykłych, emocjonalnych opowieści. Pełne pasji kadry tworzone przez artystkę przeplatają się z doskonałym scenariuszem. Większość opowieści science-fiction wartych uwagi tylko z pozoru opowiada o rzeczach odległych w czasie i przestrzeni. Tak naprawdę opisują sprawy bliskie naszemu sercu, takie, z którymi możemy się identyfikować. Taki właśnie jest czwarty tom „Sagi”. Bliski każdemu z nas i nie dlatego, że wszyscy jesteśmy fanami komiksu.

 

Cała ta codzienność, jak praca, obowiązki, zmartwienia i problemy, jest częścią życia zarówno naszych bohaterów, jak i nas samych. Niekiedy to potrafi nas przytłoczyć, odebrać nam siły. Jednak tragedie, które nas kształtują, są zawsze istotnym elementem naszego życia. Dla Hazel, dziecka i narratora, ten tom „Sagi” to opowieść o tym, jak jej rodzice się rozstali. Jak w nawale pracy, pretensji i ciągłego zagrożenia oddalili się od siebie. Dla Ciebie może być o czymś zupełnie innym. Brian K. Vaughan poprzez swoich bohaterów po raz kolejny łamie czwartą ścianę i próbuje do Ciebie dotrzeć. Tak jak ja teraz. Ta granica pomiędzy światem realnym a tym pokazywanym nam przez kadry komiksu wyraźnie się zaciera, gdy chłoniemy kolejne strony. Ogromne panele, gdzie bohaterowie atakują nas słowami, swoimi emocjami, nie pozwalają odbiorcom na obojętność. Z wielką siłą wciągają nas w poszczególne części opowieści, a spokojny i kojący głos Hazel towarzyszy nam na każdej stronie. Zwraca się bezpośrednio do nas, zmuszając do interakcji.

 

Raz za razem Brian K. Vaughan pokazuje, jak bardzo dojrzał jako artysta. Ten tom „Sagi” udowadnia nam, że przez te wszystkie lata swojej twórczej pracy autor rozwinął się i w pełni czerpie z dorobku swojego medium. Album pokazuje nam nowe ujęcie, nową perspektywę na to, co stało się z przemysłem rozrywkowym przez te wszystkie lata. Ten tom można traktować jako swoisty manifest krzyczący do czytelnika: patrz, oto ty i oto ja. Artysta i jego odbiorca. To niebanalne przesłanie dostarczane jest nam za pomocą nowych środków wyrazu, które wzbogacają i tak już niezwykle szerokie spektrum narzędzi w warsztacie obojga autorów. Komiks jako medium ciągle poszukuje nowych form, korzysta z dorobku kultury popularnej, wprowadzając coraz nowsze elementy. „Saga” niewątpliwie jest zarówno space operą, jak i klasyczną opowieścią o miłości utrzymaną w konwencji romansu. Teraz wraca do korzeni komiksu późnych lat 70. Staje się opera mydlaną, której wprost nie można przestać śledzić.

 

„Demon w butelce” jest zamkniętą serią przygód Iron Mana. W Polsce ukazała się nakładem Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela wydawnictwa Hachette. Dla komiksu była to pierwsza udana inkorporacja opery mydlanej do medium. Widać ogromny wpływ tego właśnie gatunku na życie Tony’ego Starka. „Saga” poszła dużo dalej z włączeniem w narrację elementów opery mydlanej. Intelektualna zabawa, jaką prowadzą z czytelnikiem autorzy, pokazuje ich kunszt. Niezrównany jest sposób, w jaki flirtują z takimi elementami jak bogate życie, melodramat, związki międzyludzkie, a równocześnie ukazują odbiorcom, że cała ta opowieść to teatr. Teatr niezwykły, z masą efektów specjalnych, ale jednak zbudowany za pomocą kartonowych dekoracji i kilku prostych sztuczek, których dojrzały czytelnik jest w pełni świadomy. Mimo to, „Saga” ze swoim postpostmodernizmem może stać się głosem dla kolejnego pokolenia 20-, 30-latków.

 

Oddzielne podziękowania należą się Fionie Staples za urzeczywistnienie wszystkich pomysłów swojego partnera. Cudowna oprawa graficzna do tomu czwartego wykonana przez tę kanadyjską rysowniczkę zasługuje na najwyższe słowa uznania. Wystarczającym dowodem na to powinna być nagroda Eisnera dla „Best Painter/Multimedia Artist”, którą otrzymała w 2014 roku. Dokładnie za materiał, który wchodzi w skład najnowszego album wydanego w Polsce. Jej interpretacje narkotykowych wizji, ukazywanie piękna w brzydocie są potwierdzeniem trafności tego wyboru. To dzięki niej i jej rysunkom „Saga” urzeka czytelnika. Kadry w jej wykonaniu nadają całej powieści niepowtarzalnego charakteru. Wykorzystanie niezwykle realistycznych kadrów filmowych, odtwarzanych przez roboty, by wyrazić dramatyzm i szargające nimi emocje, jest przejawem niezwykłego kunsztu. Warsztatu, który na długo zapada w pamięć, bawi, śmieszy, ale także przeraża. Bez dwóch zdań, gdyby nie Fiona Staples, „Saga” straciłaby wiele ze swojego ogromnego uroku.

 

Jedyne co może rozczarowywać, to pospieszne zamykanie wątków. Tak jakby nie można było się jeszcze przez chwilę rozkoszować dramatem, który dzieje się przed naszymi oczami. Być może dla Hazel były to trudne przeżycia, o których niewiele się mówi. Jednak ta niezwykle osobista historia jest obietnicą. Obietnicą dalszych losów, tragedii i momentów szczęścia, które chcemy śledzić. Losów już nie tylko samej Hazel, ale wszystkich osób, które wciągnięto do jej świata. Widzicie, rozrywka jest jak narkotyk. To prawda, że z każdym kolejnym tomem szukamy następnego. Wszystko po to, by dostać jeszcze jedną działkę. Możecie uwierzyć mi na słowo, tutaj też „Saga” miała rację.

 

Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

 

Rafał Pośnik

Tytuł: „Saga” tom 4

Scenariusz: Brian K. Vaughan

Rysunki: Fiona Staples

Tłumaczenie: Jacek Drewnowski

Wydawca oryginalny: Image Comics

Wydawca: Mucha Comics

Data premiery: 15.04.2016 r.

Oprawa: twarda

Format: 17 x 26 cm

Papier: kredowy

Druk: kolor

Liczba stron: 152

Cena: 59 zł