Pewnego dnia brazylijski autor komiksowy Marcello Quintanilha, słuchając wiadomości lokalnej rozgłośni radiowej podczas pracy nad nowym albumem, usłyszał zdawkową informację o aresztowaniu dwóch mężczyzn przez policjanta w cywilu, który przypadkowo stał się świadkiem złamania prawa. Zatrzymani łowili ryby przy użyciu materiałów wybuchowych. To (wydawało by się) nieszczególnie interesujące wydarzenie o niewielkim potencjale na solidnego dziennikarskiego newsa zagościło w wyobraźni rysownika na długo. Lakoniczne doniesienie zaczęło żyć w jego głowie własnym życiem, rozrastać się i rozgałęziać, aż w końcu przybrało na tyle rozbudowaną formę, że postanowił przelać ją na papier w postaci komiksu. Tak właśnie powstał „Wolfram”.
Zgodnie z lakoniczną inspiracją, fabuła obraca się wokół dwójki kłusowników i ich nielegalnego procederu oraz zdecydowanej interwencji stróża prawa, który znalazł się we właściwym miejscu o właściwym czasie. To jednak dla autora zaledwie punkt wyjścia, służący do nakreślenia sieci wzajemnych zależności między grupą wyrazistych postaci, w mniejszym lub większym stopniu zaangażowanych w aresztowanie mężczyzn. Ich rola jest w tym przypadku całkowicie pretekstowa – jako klasyczy MacGuffin pojawiają się jedynie po to, by zostać złapani i nie dowiadujemy się niczego zarówno o nich samych, jak i powodach ich zejścia na drogę przestępstwa. Właściwy dramat emocjonalnych napięć rozgrywa się bez ich udziału, koncentrując się wokół osoby policjanta.
Ciężko go jednak jednoznacznie nazwać protagonistą, ponieważ w zwartej tkance „Wolframu” jedna postać nieustannie napędza i dopełnia kolejną. Bohaterowie zjawiają się na kartach komiksu nadspodziewanie tłumnie i stopniowo ujawniają czytelnikowi rozbudowaną sieć własnych powiązań, znajomości i uczuć, w rozmaity sposób znajdujących ujście za sprawą aresztowania kłusowników.
Podstawowym atutem „Wolframu” jest jego tempo. Główna część komiksowej opowieści przedstawia serię zdarzeń trwającą w czasie rzeczywistym maksymalnie kilkanaście minut: zawiadomienie (plażującego nieopodal łowiska) policjanta o kłusowniczym procederze, jego dotarcie nad zatokę i sam akt zatrzymania. Opis absolutnie nie zapowiada zapierającej dech w piersiach lektury. Na swoje usprawiedliwienie muszę przyznać, że ciężko opisać słowami maestrię, z jaką Quintanilha prowadzi narrację. A robi to w iście filmowy sposób, a przy tym dziko, z pasją i nie dając czytelnikowi odetchnąć.
„Wolfram” nie jest tym typem komiksu, w którym można spokojnie kontemplować pojedyncze kadry, cmokać z uznaniem nad naturalistycznym dialogiem czy zachwycać się przez dłuższą chwilę kompozycją strony. Autor robi wszystko, by w maksymalnym stopniu wyeliminować krytyczny dystans czytelnika do dzieła i wciągnąć go w akcję tak mocno, jak tylko można. Dlatego tempo lektury z każdą stroną gwałtownie przyspiesza. Dynamiczne kadry przypominają szczegółowy storyboard filmowy, prezentując kolejne fazy ruchu postaci tak sugestywnie, że niemal zaczynają się one poruszać przed naszymi oczami. Dłonie przerzucają niecierpliwie kolejne kartki, oczy przebiegają po planszach, a serce zaczyna bić szybciej i szybciej, próbując nadążyć za tą wspaniałą rysunkową gonitwą.
„Wolfram” nie jest komiksem z wybitną, wielowątkową fabułą czy złożonymi postaciami o rozbudowanej przeszłości. Czytany na wyrywki, z dłuższymi przerwami, może rozczarować czytelnika pozorną miałkością tematu – to w końcu tylko prosta opowiastka o jednej (i to mało spektakularnej) akcji samotnego policjanta w cywilu. Jednak jako formalny eksperyment narracyjny jest fenomenalny.
Czytany na jednym wdechu, od początku do końca, pozwala całkowicie zatracić się w historii, organicznie zespolić się z jej szalonym tempem i poczuć na własnej skórze nieokiełznaną intensywność emocji bohaterów doprowadzonych na skraj wytrzymałości. I właśnie o dotarcie do tej granicy chodzi autorowi. Daje nam to do zrozumienia już samym tytułem, ponieważ wolfram jest metalem o najwyższej znanej temperaturze topnienia. A ten komiks, nawet jeśli Was nie stopi, to prędko rozgrzeje do czerwoności.
Dziękujemy wydawnictwu Timof Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Rafał Kołsut
Liczba stron: 184
Format: 170×240 mm
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: cz.-b.
ISBN-13: 978-83-65527-07-3
Wydanie: I
Cena z okładki: 49 zł