„Venom. Zabójczy obrońca” – okładka

„Venom. Zabójczy obrońca” to kolejna odsłona klasyki z lat 90. ubiegłego wieku, która ukazała się u nas za sprawą wydawnictwa Mucha Comics. Pomimo upływu lat komiks autorstwa Davida Micheliniego z rysunkami Marka Bagleya i Rona Lima to bardzo przyjemna lektura. Co takiego przydarzy się kosmicznemu symbiontowi i jego posiadaczowi? Okazuje się, że całkiem sporo.

„Kiedy Eddie Brock kieruje się na zachód, nie brakuje wrogów czekających na przetestowanie jego cierpliwości – w tym „Przysięgłych”! Ponadto Spider-Man spotyka ojca Venoma! A Zabójczy Obrońca wydaje na świat zupełnie nową hordę złowrogich symbiontów! Czy któryś z nich pójdzie w heroiczne ślady najdroższego tatusia? Wątpliwe! Przygotujcie się na przygody Venoma w jego pierwszej i najbardziej zabójczej solowej serii!”

„Venom. Zabójczy obrońca” – przykładowa strona

Wracają dawne wspomnienia

Komiksów z kosmicznym symbiontem trochę już na naszym rynku było. Teraz jednak dostaliśmy prawdziwą klasykę w postaci „Zabójczego obrońcy”. Pomimo że za czasów wydawnictwa TM-Semic czytałem komiksy dość często i byłem zafascynowany przygodami superbohaterów, to po latach ciężko wraca mi się do tamtych tytułów. Niektóre nadal mają w sobie to „coś”, ale część z nich starzeje się mało dostojnie. Dlatego obawiałem się lektury tego komiksu. Na szczęście nie jest tak źle, jak myślałem.

Osobista przygoda Eddiego Brocka i Venoma

David Michelinie stworzył ciekawą historię Eddiego Brocka i jego symbionta. Krótką, ale satysfakcjonującą. Na łamach zaledwie sześciu zeszytów nasz bohater/antybohater będzie musiał udowodnić, że może być tym dobrym. Niestety, przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. W całej sytuacji nie pomaga też organizacja zwana „Przysięgłymi” i pewien Pajączek, który nie do końca ufa swojemu wrogowi. Poznamy też ojca Eddiego i kilka innych symbiontów. To właśnie one są chyba najsłabszą stroną tego komiksu. Z ciekawej i dość osobistej historii pod koniec zrobiła się czysta nawalanka, która na tle pozostałych zeszytów wypada zwyczajnie słabo. Mimo wszystko komiks czyta się naprawdę dobrze i cieszę się, że nie próbowano sztucznie rozciągać historii.

„Venom. Zabójczy obrońca” – przykładowa strona

Takich rysunków już dzisiaj nie ma

Jeżeli zaś chodzi o rysunki, to są świetne. Plansze Marka Bagleya i Rona Lima to kwintesencja lat 90. ubiegłego wieku. Zarówno postacie, jak i drugi plan są bardzo szczegółowe. Kolorystyka jest typowa dla tamtych lat, więc młodsi czytelnicy mogą zobaczyć, jak było kiedyś. Komis wydany został w twardej oprawie i standardowym już dla wydawnictwa powiększonym formacie. Materiały dodatkowe to zaledwie dwie strony miniokładek alternatywach, ale te główne znajdują się pomiędzy poszczególnymi zeszytami.

Venom. Zabójczy obrońca” to klasyka w najczystszej postaci, ale też całkiem dobry komiks. W szczególności powinien zainteresować nie tylko wielbicieli Pajączka i symbionta, ale też tych, którzy w komiksach superbohaterskich zwracają uwagę na wątki osobiste. Tylko ta końcówka…

Maciej Skrzypczak

Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie komiksu do recenzji.