Saga5-675x1024

Brian K. Vaughan i Fiona Staples

W tej chwili wystarczy powiedzieć tylko tyle, żeby wzbudzić zainteresowanie fanów komiksu amerykańskiego. Ten twórczy duet nieodłącznie kojarzy się z czymś niezwykłym i nie ma lepszej reklamy dla tytułu niż właśnie te nazwiska. „Saga” na lata zdominowała amerykański rynek i sposób, w jaki myślimy o medium. Nieprzerwanie tytuł ten był doceniany przez krytyków kolejnymi nagrodami. Dzięki niemu wydawnictwo Image zdetronizowało Dark Horse i dołączyło do wielkiej trójki potentatów amerykańskiego przemysłu komiksowego. Wszystko to dzięki tej dwójce artystów: Brianowi K. Vaughanowi i Fionie Staples.

Jeżeli masz zacząć swoją przygodę z „Sagą”, nie zaczynaj od tego tomu. Nieważne, że na okładce znajdują się właśnie te dwa wielkie nazwiska komiksowego świata. Mimo że „Saga” jest space operą i każdy album można czytać tak naprawdę oddzielnie, bo każdy wnosi coś wartościowego, nie zaczynaj właśnie od tego tomu. Od 2012 roku za sprawą genialnej pracy dwójki artystów możemy śledzić losy jednej z najbardziej niekonwencjonalnych rodzin, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, w historii gatunku i medium. Niestety, piąty tom jest jednym z najsłabszych, jakie do tej pory trafiły w ręce polskiego odbiorcy.

Nie zrozumcie mnie źle, każdy tytuł, który wychodzi przez długi czas, w pewnym momencie przestaje być świeży i odkrywczy. Każdy materiał w wyniku długoletniego używania zużywa się, nawet ten, z którego pleciemy wspaniałe, angażujące historie. Nie jest to wina ani artystów, ani odbiorców, taka jest naturalna kolej rzeczy. I nie chodzi o to, że „Saga” przestała zaskakiwać albo dostarczać materii do przemyśleń. Nic bardziej mylnego, w piątym tomie nadal znajdujemy przebłyski tego geniuszu, okruchy tych bardzo realnych sytuacji, które wyniosły dwójkę artystów na szczyt. „Saga” nadal nie ucieka od trudnych tematów, podejmuje dialog z odbiorcą i stanowi materiał do przemyśleń na temat relacji społecznych, kształtu naszego społeczeństwa i wartości, które wpływają na nas jako odbiorców. Wszystko to zgrabnie opakowane w przystępną formę komiksu z piękną narracją i perspektywą niewinnego dziecka. „Saga” robi to wszystko jednak nieprzerwanie od trzech lat, a w piątym tomie mamy materiał, który oryginalnie wyszedł w 2015 roku, i jeżeli patrzeć wstecz, brakuje mu tego pierwotnego efektu. Nie ma tam już tego zdumienia, które zrewolucjonizowało nasze postrzeganie problemów rodziny i rodzicielstwa. Pozostała za to solidna i fachowa robota, którą znamy od początku cyklu.

Piąty tom „Sagi” realnie pokazuje problemy rodziców, z którymi na co dzień nie chcemy się zmagać. Wiernie oddaje irracjonalny strach matki o swoje dziecko, uczucie, które jest tak trudne do zrozumienia, jeżeli samemu się go nie doświadczyło. To ono odbiera zdolność trzeźwej oceny sytuacji, zmusza nasze partnerki do podejmowania niezrozumiałych decyzji i zmienia je na naszych oczach. Jako mężczyzna nigdy nie potrafiłem tego zrozumieć, nigdy nie działałem pod wpływem tak radykalnych emocji. Mężczyźni pochodzą jakby z innej planety, wydają się być w ciągłym konflikcie z drugą płcią. Nasz sposób postrzegania świata jest inny, nasze podejście do rozwiązywania problemów się różni. Być może dwójka artystów doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Właśnie dlatego zdecydowali się rozdzielić losy głównych bohaterów, aby ukazać te różnice, przecież właśnie do takich subtelnych rozwiązań nas przyzwyczaili.

Można analizować ten tom kadr po kadrze, jednak wniosek nasuwa się sam. Gdzieś po drodze, przez te wszystkie lata historia ewoluowała. Zdecydowanie w tej odsłonie widać, że niektóre wątki zostały odłożone na później. Niektóre postacie przeszły na dalszy plan i nie wiadomo, czy ich historie zostaną zamknięte. Charakter opowieści uległ zmianie, jej ciężar znacznie się przesunął. „Saga” stała się bliższa opowieści przygodowej z jej wizualnie ciekawymi pojedynkami i brutalnymi konfrontacjami, które obecne są prawie na każdej karcie komiksu. To co kiedyś było tylko tłem do snucia przejmującej opowieści o rodzinie, powoli staje się tematem głównym. Wszechogarniająca przemoc, zbrojny konflikt, wielka polityka i wynikający z nich dramat zwykłych ludzi to główna oś fabuły tego tomu. Wszystko inne dzieje się jakby w cieniu tych wydarzeń, a ja nie jestem pewien, czy dla mnie jako odbiorcy to krok w dobrą stronę. Nie to przecież przyciągnęło mnie do tytułu. W pierwszym tomie proporcje były bowiem zupełnie odwrotne.

Oczywiście „Saga” nadal trzyma wysoki poziom. Jeden z najwyższych na rynku, jeżeli chodzi o komiks amerykański. Odważne wizualizacje czy zestawienia kolorów, które są specjalnością Fiony Staples, nadal zachwycają. To dzięki jej artyzmowi można niemal poczuć świat, który słowami opisuje Brian. Tak jak w poprzednich tomach, jej praca stanowi niezastąpione uzupełnienie wizji autora i dzięki sugestywnym rysunkom można niemal poczuć smak świata, który wraz ze swoim partnerem opisuje. Nawet jeśli jest to smak moczu samicy smoka, który właśnie zalewa ci usta. Wielokrotnie powtarzałem, że bez stylu Fiony wizje przedstawiane w „Sadze” nie byłyby tak wymowne, nie dotykałyby tak bezpośrednio odbiorcy. Niewątpliwie kanadyjska rysowniczka rozwinęła się podczas pracy nad tym tytułem. Dał jej niebywałą możliwość pracy nad bardzo różnorodną gamą postaci i krajobrazów, które mimo swej niezwykłości musiały pozostać nieprawdopodobnie realne.

Jeżeli chodzi o Briana K. Vaughana, to oczywiście pozostaje on w czołówce scenarzystów komiksowych o światowej renomie. Niewątpliwie z jego twórczym umysłem „Saga”, mimo że posiada subtelniejsze przesłanie, ciągle jest komiksem o niezwykłej sile oddziaływania. Nieważne czy niektóre wątki zostaną porzucone, czy też nie, i w jakim kierunku zmierza opowieść, Brian K. Vaughan jest gwarantem wysokiej jakości. Być może wraz ze zmęczeniem tytułem porzuci część swych wcześniejszych założeń. Nie spowoduje to jednak spadku popularności tytułów, nad którymi pracuje, i nie odbije się negatywnie na wielowątkowej sadze, którą stworzył. Może nie będzie ona tak odkrywcza i zaskakująca, jak przy pierwszym spotkaniu z przygodami Alany i Marka, nie znaczy to jednak, że nie jest godna uwagi. A jeśli chcecie historii, która jest mocniej zaangażowana w obyczajowe tematy związane z codziennym życiem, polecam wam „Paper Girls”. Ja mimo to nadal będę śledził losy Hazel w jej „Sadze”.

Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Rafał Pośnik

Tytuł: „Saga” tom 5
Scenariusz: Brian K. Vaughan
Rysunki: Fiona Staples
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca oryginalny: Image Comics
Wydawca: Mucha Comics
Data premiery: 5.10.2016 r.
Oprawa: twarda
Format: 17 x 26 cm
Papier: kredowy
Druk: kolor
Liczba stron: 152
Cena: 59 zł