Ostatni rok był niezwykle bogaty w znakomite serie anime. Mnóstwo świetnych historii sportowych, romansów, walk mechów czy thrillerów psychologicznych – jednym słowem każdy mógł znaleźć coś dla siebie i się nie rozczarować. Ja również znalazłem wśród tych kilkudziesięciu serii kilka perełek, które chciałbym zaprezentować w tym kolejnym corocznym podsumowaniu anime. Zaczynajmy!
Co do zasad, jakimi kieruję się, wybierając konkretne produkcje na listę ‒ odsyłam do zestawienia z 2014 roku (TUTAJ), w którym dokładnie opisuję, czemu i jak wybieram dany tytuł. Jedyną zmianą z mojej strony jest to, że teraz oglądam nie jeden, a trzy odcinki – zanim zdecyduję, czy dana seria jest warta obejrzenia.
Skoro wiemy już, co i jak – zaczynamy!
„amaama to inazuma”
Tytuł angielski: „Sweetness and Lightning”
Liczba odcinków: 12
Gatunek: okruchy życia, komedia
Emisja: lato 2016
Studio: TMS Entertainment
W natłoku wszelkich anime akcji, sportowych, gdzie na każdym kroku coś się dzieje, coś wybucha, ktoś strzela, dochodzi do wielkich dramatów, z otwartymi ramionami przyjąłem anime spokojniejsze, ciepłe i takie rodzinne, czyli właśnie „amaama to inazuma”.
Po śmierci żony nauczyciel matematyki Kouhei Inuzuka robi wszystko, aby jak najlepiej wychować swoją małą córeczkę Tsumugi. Bycie samotnym ojcem na etacie nie jest łatwe. Mężczyzna nie umie gotować. Przypadkiem czy zrządzeniem losu poznaje bliżej swoją studentkę, Kotori Iida, której matka ma restaurację. Jako że mamusia poświęca obecnie czas na robienie kariery w telewizji, lokal stał zamknięty. W tym właśnie lokalu cała trójka, Kouhei, Kotori i Tsumugi, zaczyna spędzać czas, wspólnie gotując potrawy.
Gotowanie jest jednak tylko katalizatorem do wszystkiego, co dzieje się naokoło. Kouhei rozwija się jako ojciec, bliżej starając się poznać swoją córkę i jej potrzeby, w czym pomagają mu rozmowy z Kotori. Gdy później dochodzą jeszcze inne postaci, w tym najlepsza przyjaciółka Kotori i najlepszy przyjaciel Kouheia, atmosfera w kuchni robi się iście rodzinna. Ojciec uczy się, jak być lepszy w swojej roli, Kotori, do tej pory zamknięta, otwiera się na ludzi, a wszystkich łączy uwielbienie dla małej Tsumugi.
Jest to anime niezwykle ciepłe, wielokrotnie wywołało u mnie łzę w oku (nawet teraz, gdy to piszę, emocje, które odczuwałem podczas oglądania serii, wracają z wielką mocą). Zdecydowanie niedoceniana seria, jedna z najlepszych w tym roku.
„Boku Dake ga Inai Machi”
Tytuł angielski: „Erased”
Liczba odcinków: 12
Gatunek: tajemnica, thriller, psychologiczny
Emisja: zima 2016
Studio: A-1 Pictures
Już drugi rok z rzędu studio A-1 Pictures dostarcza najlepsze w mojej opinii anime ostatnich dwunastu miesięcy. Rok wcześniej było to „Shigatsu wa kimi no uso”, a teraz „Boku Dake ga Inai Machi”. O czym jest ta historia?
29-letniego Satoru Fujinumę poznajemy jako mangakę, który stara się zaistnieć na rynku. Chłopaka frustruje jednak bardziej coś innego – posiada bowiem niezwykłą moc. Może zapobiegać różnego rodzaju katastrofom czy śmierciom. W momencie gdy jest świadkiem takiego zdarzenia, automatycznie cofa się o pewien odcinek czasu, który pozwoli mu na uratowanie osób czy niedopuszczenie do wypadku. Co więcej, dopóki tego nie dokona, będzie wracał raz za razem.
W pewnym momencie dochodzi do sytuacji, gdy chcąc ocalić pewną (bez spoilerów będzie) osobę, wymusza na sobie cofnięcie się w czasie i… wraca do czasu, gdy był chłopcem w szkole podstawowej, miesiąc przed tajemniczym zniknięciem koleżanki z klasy Kayo Hinazuki. Satoru musi uratować dziewczynkę, rozwiązać zagadkę jej zniknięcia, a to wszystko łączy się ze śmiercią osoby w przyszłości, którą spróbuje ocalić.
Dostajemy znakomite anime, które jest trzymającym w napięciu thrillerem. Obserwujemy, jak Satoru musi się ponownie odnaleźć w rzeczywistości szkolnej, jednocześnie prowadząc śledztwo, które – jak się potem okaże – jest bardziej zagmatwane i wielowątkowe, niż to się z początku wydaje. Każdy epizod kończy się mega cliffhangerem i za to uwielbiam tę serię. Oglądanie odcinek po odcinku raz na tydzień pozostawiało olbrzymi niedosyt i niesamowicie wzmagało napięcie.
„Dagashi Kashi”
Liczba odcinków: 12
Gatunek: komedia
Emisja: zima 2016
Studio: Feel
Shikada Kokonotsu jest synem właściciela sklepu ze słodyczami znajdującego się na wsi. Ojczulek ma plan, aby młody przejął po nim rodzinny biznes, jednak Shikada chce zostać… autorem mang. Ich cały świat staje na głowie w momencie, gdy pewnego letniego dnia pojawia się na horyzoncie słodka, ale totalnie odjechana Shidare Hotaru, córka właściciela ogromnego sławnego konglomeratu produkującego właśnie słodycze. Okazuje się, że sława ojca Kokonotsu spowodowała, że dziewczyna zjawiła się na wsi i chce przekonać tatuśka do przyłączenia się do jej firmy. Ten jednak stawia jeden bardzo ważny warunek – zgodzi się, o ile uda jej się przekonać Kokonotsu do przejęcia rodzinnego biznesu. Zaczyna się gra!
Anime pełne jest różnego rodzaju dowcipów sytuacyjnych, żartów słownych, a także – co nie może dziwić – słodyczy! Dzięki niemu jesteśmy w stanie poznać wiele rodzajów przekąsek, których nie ma w Europie, zobaczyć, co w sklepie z łakociami mogą kupić mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni. Nie brakuje również wątków lekko romansowych.
Sam tytuł również jest swego rodzaju zabawą słowem. Dagashi Kashi oznacza bowiem „tanie słodycze”, jednakże zapisane jako „daga shikashi” może znaczyć „jednakże…”. Jak ktoś ma ochotę na lekkie anime, polecam.
„Fune wo amu”
Tytuł angielski: „The Great Passage”
Liczba odcinków: 11
Gatunek: okruchy życia
Emisja: jesień 2016
Studio: ZEXCS
Zupełnie nie wiem, jak podejść do kolejnego anime. Wszystko z powodu emocji, jakie we mnie wywołało. Może jednak zacznę od początku.
W przypadku „Fune wo Amu ‒ the great passage”, bo o tej serii mowa, trudno stwierdzić, kto jest protagonistą. Z jednej strony można powiedzieć, że jest to cały dział związany z wydawaniem słowników w domu wydawniczym Genbu Shobo, z drugiej – że to Mitsuya Majime, młody mężczyzna po studiach, który uwielbia słowa, czy też sam słownik.
Historia rozpoczyna się w momencie, gdy przechodzący niedługo na emeryturę Kouhei Araki rekrutuje właśnie Mitsuyę do departamentu słowników, celem wspólnego przygotowania nowego słownika o nazwie „The Great Passage”.
Cała seria jest pokazaniem codziennych sytuacji, problemów, z którymi boryka się dział uznawany w wydawnictwie za studnię bez dna, jeśli chodzi o fundusze (tworzenie słownika tanie nie jest, a efekty są widoczne często dopiero po kilkunastu miesiącach). Ale nie tylko. Poznajemy bliżej zarówno pana Arakiego, Mitsuyę, jak i Masashi Nishiokę – trzeciego pracownika działu.
Nie samym słownikiem człowiek przecież żyje – mamy też tworzenie się relacji emocjonalnych między Mitsuyą, którego social skills są… no eufemistycznie rzecz ujmując… słabe, a mieszkającą w tym samym budynku co on – facet wynajmuje mieszkanie – młodą kobietą.
Dla mnie to jedno z największych zaskoczeń tego roku – emocjonalnie przede wszystkim. Fabuła i akcja prowadzone są wolno (w przypadku tego tytułu to jest tylko zaleta), jest dojrzale, a poszczególne sytuacje często wywoływały u mnie zawilgocenie oczu. Wiem, że to seria nie dla wszystkich, ale dla bardziej dorosłych widzów.
„Koutetsujou no Kabaneri”
Tytuł angielski: „Kabaneri of the Iron Fortress”
Liczba odcinków: 12
Gatunek: akcja, dramat, fantasy, steampunk, horror
Emisja: wiosna 2016
Studio: Wit Studio
Mamy czasy rewolucji przemysłowej, kiedy ludzkość zostaje zaskoczona pojawieniem się potworów. Te kreatury z piekła rodem nie mogą umrzeć, dopóki ich serce nie zostanie przebite. A organ chroniony jest powłoką z żelaza. Potwory infekują ludzi przez ugryzienie. Nazywają się Kabane.
Po tym krótkim wprowadzeniu przenosimy się na wyspę Hinomoto. Ludzkość, która przetrwała, mieszka teraz w wielkich stacjach kolejowych, ogrodzonych i odpowiednio zabezpieczonych przed napaściami. Między stacjami podróżują natomiast składy opancerzone, prawdziwe twierdze na szynach.
Jedną z osób, które pomagają przy budowie tych maszyn, jest chłopak Ikoma, mieszkający na stacji Aragane. W wolnej chwili pracuje nad swoim wynalazkiem – pistoletem, którego siła jest na tyle duża, że pocisk z niego wystrzelony będzie w stanie przebić żelazne serce Kabane. Gdy w końcu mu się udaje skonstruować tę broń, czeka na dogodną okazję, aby móc ją przetestować. I właśnie w tym samym czasie na skutek wypadku wykolejeniu ulega jeden z pociągów, a miasto zostaje zaatakowane przez Kabane.
Okej, zapytacie, ale kim są w takim razie Kabaneri? Specjalnie nie odpowiem na to pytanie, gdyż według mnie ujawnienie tej informacji byłoby spoilerem, a o ile lepiej jest odkrywać tajemnice samemu. A tych jest w tym anime sporo. Poznajemy wiele intrygujących postaci, jest dużo plot twistów.
„Mayoiga”
Tytuł angielski: „The Lost Village”
Liczba odcinków: 12
Gatunek: tajemnica, thriller, dramat
Emisja: wiosna 2016
Studio: Studio Mausu, Pony Canyon
Grupa trzydziestu osób, mężczyzn i kobiet, wyrusza w podróż autokarem. Ich miejscem przeznaczenia jest tajemnicza wioska położona wysoko w górach, Nanakimura. Legendy mówią, że Nanakimura właśnie jest miejscem błogiego relaksu, to utopia, gdzie każdy może zapomnieć o troskach życia lub zacząć nowe, niczym nieskrępowane. Przynajmniej tak głosiły plotki.
Każda z trzydziestu osób na pokładzie autokaru ma swoje powody, dla których chce dotrzeć do wioski. Gdy jednak już tam trafiają, okazuje się, że… wioska jest niezamieszkana, aczkolwiek drobne ślady wskazują na to, że pomimo iż wszystko się rozpada, jeszcze do niedawna mieszkali tu ludzie. Co się z nimi stało? Jaką tajemnicę kryje Nanakimura?
Wiem, że nie każdemu podejdzie to anime. Początkowe odcinki zdają się ciągnąć ślamazarnie, a wydarzenia wydają się nie mieć ze sobą nic wspólnego i być pozbawione sensu. Do czasu. Kiedy zaczniemy zauważać główną nić fabularną, kiedy wpadniemy na myśl „a co, jeśli to jest tak?”, wtedy wszystkie elementy układanki powoli zaczynają do siebie pasować.
Dodam od siebie jeszcze to – całość jest do bólu japońska. Jeśli byliście w stanie znieść japońskie elementy w „Księżniczce Mononoke”, to tutaj dacie sobie radę. Jeśli nie – nie jest to anime dla was. W mojej opinii to bardzo dobra seria, jednak nie dla każdego.
„orange”
Liczba odcinków: 13
Gatunek: dramat, romans
Emisja: lato 2016
Studio: TMS Entertainment
Wszystko się zaczyna, gdy szesnastoletnia Naho dostaje list… od niej samej z przyszłości odległej o jedenaście lat. Zawarte są w nim pewne informacje odnośnie do wydarzeń z życia młodej dziewczyny, a przede wszystkim sytuacje, których starsza jej wersja żałuje, i propozycje ich rozwiązania. Mamy ciekawą historię, która rozwija się z odcinka na odcinek. Możemy obserwować Naho i jej przyjaciół w wieku 16 i 27 lat.
To opowieść o żalu, o odpowiedzialności za historię, odpowiedzialności za innych, o moralności. Czy powinniśmy ingerować w teraźniejszość, zmieniając przeszłość? Czy znając przyszłość, powinniśmy reagować? To również opowieść o miłości, spełnionych i niespełnonych uczuciach.
Anime to wielokrotnie wzbudzało we mnie potężne emocje. Jest uczuciowo, serce często dostawało swoje. Ale jest bardzo dobre. Chociaż to raczej seria dla starszego widza.
„Prince of Stride: Alternative”
Liczba odcinków: 12
Gatunek: shounen, sport, komedia
Emisja: zima 2016
Studio: Madhouse
Poznajmy nowy sport o nazwie „stride”. W zasadzie można powiedzieć w skrócie, że to sztafeta parkourowa. Zawodnicy jeden za drugim pokonują wyznaczoną trasę, przekazując sobie „pałeczkę” przez przyklepanie piątki.
Historia w tym anime toczy się wokół klubu stride w Akademii Hounan. Dwóch pierwszorocznych ‒ Takeru Fujiwara oraz Nana Sakurai – chce na nowo powołać w szkole ten właśnie klub, ale do tego potrzebują w sumie sześciu osób, tylu ile liczy sztafeta w stride. Czy uda im się wskrzesić klub? To raczej pytanie retoryczne, bo inaczej nie byłoby serialu. Ważne jest, jak do tego dochodzi, a także późniejsze wydarzenia – treningi i pojedynki, budowanie relacji międzyludzkich, czyli standard, ale podany w bardzo smacznym sosie.
„ReLIFE”
Liczba odcinków: 13
Gatunek: komedia, dramat, romans, okruchy życia
Emisja: lato 2016
Studio: TMS Entertainment
To anime wyszło dość nietypowo, gdyż od razu pierwszego dnia udostępniono całą serię 13 odcinków. A o czym jest? Wyobraźcie sobie sytuację, gdy jesteście NEET i nie macie perspektyw, bo nikt was nie chce zatrudnić? I wówczas na waszym progu staje osoba, która daje wam pracę ‒ będzie opłacać wasze rachunki, pod warunkiem, że weźmiecie udział w eksperymencie. Weźmiesz tabletkę i na powrót staniesz się z 28-latka… 17-latkiem i wylądujesz w trzeciej klasie liceum. Czy przeżywanie LO na nowo to koszmar, czy też może szansa na nowe otwarcie?
Anime w 13 odcinkach zawarło treść 108 ze 133 rozdziałów mangi, która wciąż jest wydawana. Pierwszy sezon kończy się oczywiście cliffhangerem emocjonalnym, a na kolejny przyjdzie nam jeszcze poczekać. Wbrew pozorom to jest anime dla bardziej dojrzałego widza, jak to seinen. Bardzo polecam!
„Udon no Kuni no Kiniro Kemari”
Tytuł angielski: „Poco’s Udon World”
Liczba odcinków: 12
Gatunek: fantasy, okruchy życia
Emisja: jesień 2016
Studio: LIDENFILMS
Kiedy Souta Tawara, web designer z Tokio, wraca do rodzinnej miejscowości w prefekturze Kagawa po śmierci swojego ojca, znajduje tam małego, kilkuletniego chłopca. Wkrótce na jaw wychodzi sekret młodzieńca, co powoduje, że Souta decyduje się porzucić swoją dotychczasową pracę i zająć się malcem, którego nazwał Poco. Tak zaczyna się anime „Udon no Kuni no Kiniro Kemari”.
Pierwszy odcinek jak dla mnie był strasznie nudny, ale dopiero pod koniec zrozumiałem, czemu tak jest, i od tego momentu zacząłem chłonąć epizod za epizodem. Anime, które jest przeznaczone dla starszych mężczyzn (seinen), to tak naprawdę połączenie fantasy z okruchami życia, a przy tym jest bardzo ciepłe i pełne pozytywnych emocji. Nie raz i nie dwa zdarzyło mi się otrzeć łezkę tu i tam.
Jeżeli komuś spodobały się takie serie jak „Barakamon” czy „amaama to inazuma” – poczuje się tutaj jak ryba w wodzie. Spokojnie prowadzone anime skupione bardziej na relacjach i emocjach. Zdecydowanie polecam, aczkolwiek wiem, że nie dla każdego.
„Yuri!!! on ICE”
Liczba odcinków: 12
Gatunek: sport, łyżwiarstwo figurowe, romans
Emisja: jesień 2016
Studio: MAPPA
Pogoda za oknem sprzyja bardziej siedzeniu w domu niż wojażom. Albo wyjściu na łyżwy. I o tym ostatnim – jeździe na łyżwach, aczkolwiek w wykonaniu figurowym – jest anime, które chcę dzisiaj zaproponować.
„Yuri on ICE” to nowe anime ze studia Mappa („Terror in Resonance”, „Ushio and Tora”, „Days”). Opowiada historię młodego łyżwiarza – Yuuri Katsuki – który mimo iż był typowany na zwycięzcę w Wielkim Finale Grand Prix rok wcześniej, poniósł sromotną porażkę. W momencie, w którym go poznajemy, rozważa porzucenie sportu. Wszystko do momentu, gdy na jego progu staje pięciokrotny mistrz świata w łyżwiarstwie figurowym, Viktor Nikiforow, który robi sobie przerwę od występów na lodzie i postanawia… zostać trenerem chłopaka. Tak zaczyna się ten sportowy shounen.
Mamy tutaj oczywiście rywalizację – rywalem Yuuri jest… Yuri Plisetsky, młody rosyjski łyżwiarz. Mamy opowieść o treningach, występach, a przede wszystkim pokonywaniu własnych słabości.
Bardzo mi się ta seria podoba, a występy młodych na lodzie przypominają mi złote czasy łyżwiarstwa i programy takich gwiazd jak Jewgienij Pluszczenko, Aleksiej Jagudin czy Philippe Candeloro. Jednocześnie serial przybliża ten mniej popularny w Polsce sport szerszej widowni.
Podsumowanie
Jak widać, i w tym roku obrodziło znakomitymi seriami, z czego się bardzo cieszę. Wiele innych anime również mogło trafić do tego zestawienia, ale jednak czegoś im brakowało. Warto wspomnieć więc także o fantasy „Kono Subarashii Sekai ni Shukufuku wo!”, politycznym „Joker game”, komediowych „Netoge no Yome wa Onnanoko ja Nai to Omotta?”, „Sakamoto desu ga?”, kryminalno-mafijnym „91 days”, okultystycznym „Occultic;Nine” czy też w końcu o przypominającym krwawe battle royale „Mahou Shoujo Ikusei Keikaku” – każda z tych serii również zasługuje na polecenie i obejrzenie. Przed nami jednak kolejne dwanaście miesięcy, a przede mną wiele serii do obejrzenia. Czego sobie i wszystkim życzę.
Michał „Emjoot” Jankowski