„Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę”. Słowa te wypowiadane przez Piotra Fronczewskiego pamięta chyba każdy, kto grał w grę „Baldur’s Gate”. To właśnie drużyna była kluczowym elementem tej gry i jest nim zawsze w każdej grze fabularnej, zarówno komputerowej, jak i papierowej. Bez różnorodnej, zgranej i doświadczonej drużyny nic nie zdziałamy. Tylko co zrobić, jeżeli składa się ona wyłącznie z kobiet uzależnionych od bójek, seksu, alkoholu, prochów i posługujących się słownictwem bardzo bogatym w łacinę? No właśnie. Poznajcie „Królowe Szczurów”.

W skład naszej drużyny wchodzą cztery panny: Betty (niziołek, złodziejka, lubi słodycze, dragi i mizianie), Hannah (elfka, czarodziejka, przywódczyni grupy, zna nie tylko masę zaklęć, ale i przekleństw), Violet (krasnoludka bez brody, wojowniczka), oraz Dee (człowiek, kapłanka, ateistka, trochę nieśmiała i stroniąca od niektórych zamiłowań swoich koleżanek). Fabuła komiksu jest dość standardowa jak na tego typu opowieść. Nasze bohaterki mieszkają w miasteczku zwanym Palisadą i na co dzień zajmują się wykonywaniem zleceń od miejscowych władz, podobnie jak inne drużyny poszukiwaczy przygód. Niestety, komuś się to nie podoba i dlatego postanowił pozbyć się naszych bohaterek i im podobnych. Nowo przyjęte zlecenia okazują się pułapką, a w tle szykuje się większy spisek.

Akcja pierwszego tomu jest szybka i nie ma w nim czasu na przestoje. Tematyka fantasy potraktowana została z dużą dozą humoru, dzięki czemu komiks czyta się lekko i przyjemnie. Jest to spowodowane głównie podejściem scenarzysty do indywidualnego charakteru naszych wojowniczek. Każda z nich jest dobra w tym, co robi, posiada inne zamiłowania i wady, jednak razem uzupełniają się niemal perfekcyjnie. Osobowość bohaterek została także dobrze nakreślona pod kątem ich przeszłości, która, mam wrażenie, skrywa niejedną bolesną dla nich chwilę. Dzięki temu w komiksie nie brak też momentów refleksyjnych. Mam nadzieję, że kolejne tomy przybliżą nam dokładniej owe tajemnice.

Od strony rysunkowej komiks prezentuje się bardzo ładnie. Rysownik Roc Upchurch, podobnie jak scenarzysta, także podszedł indywidualnie do głównych bohaterek. Każda z nich została narysowana bardzo szczegółowo, ale nie są to roznegliżowane piękności z gołymi pępkami i sporymi dekoltami, jak się to przyjęło w niektórych tytułach. Wręcz przeciwnie. Hannah posiada trochę tłuszczyku tu i ówdzie, a Betty z kolei jest płaska jak przysłowiowa deska. Postacie drugoplanowe oraz otoczenie również prezentują się bardzo ładnie. Kolory są żywe i nasycone, a całość jest bardzo przyjemna dla oka.

Na koniec wspomnę o polskim wydaniu. Do recenzji dostałem wersję cyfrową komiksu, dlatego nie mogę nic napisać o jakości druku, ale o tłumaczeniu jak najbardziej. Nie ukrywam, że nie przepadam za przekleństwami w obecnej kulturze masowej, gdzie są one zazwyczaj wpychane na siłę i teoretycznie mają za zadanie pokazać „dorosłość” danego produktu, trochę szokować odbiorcę, ale zazwyczaj w moim przekonaniu wychodzi to słabo, a czasami wręcz żenująco. Dlatego obawiałem się, że z tego właśnie powodu „Rat Queens” nie przypadnie mi do gustu. Na szczęście tłumaczenie jest, jak sam komiks, miłe, lekkie i przyjemne. Przekleństwa są użyte, nazwijmy to, ze smakiem, dialogi zabawne, pasujące do postaci i co najważniejsze, niewymuszone. Niejednokrotnie powodowały u mnie uśmiech na twarzy.

Podsumowując, „Rat Queens” to dobry komiks wart polecenia każdemu, kto choć trochę lubi fantasy, dobry humor i zakręconych bohaterów (w tym przypadku bohaterki). Moim zdaniem warto poświęcić mu czas.

Maciej Skrzypczak

Dziękujemy wydawnictwu Non Stop Comics za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.

Scenariusz: Kurtis J. Wiebe
Rysunki: Roc Upchurch
Tłumaczenie: Kamil Śmiałkowski
Wydawca: Non Stop Comics
Data wydania: wrzesień 2017
Liczba stron: 128
Format: 170×260 mm
Oprawa: miękka
Druk: kolor
Cena: 40zł