W ramach 28. MFKiG w Łodzi odbyły się dwa spotkania z jedną z największych gwiazd komiksu amerykańskiego, Jimem Lee. Ten tekst to kompilacja najistotniejszych wątków, jakie się na nich pojawiły. Na spotkaniu w sobotę opowiadał bardziej o sobie, swojej pracy i karierze, a na konferencji prasowej w piątek mówił głównie o nowym projekcie wydawnictwa DC.
Nowy projekt w założeniu ma być powrotem do korzeni każdej z postaci. Nad całością czuwa Geoff Johns. Wprowadzanie zmian poprzedziły długie konsultacje z redaktorami poszczególnych serii oraz próba określenia esencjonalnych cech każdej postaci. Przez lata wydawania komiksów dokonała się homogenizacja postaci i ich charakterów. Oderwano je od ich korzeni. Zatracono gdzieś sedno każdej z nich i coraz częściej historie o danym bohaterze równie dobrze mogłyby zostać opowiedziane o każdym innym. Odrodzenie ma przywrócić postaci do tego, o co pierwotnie w każdej z nich chodziło.
Była to ciężka i żmudna praca, bowiem niełatwo jest znaleźć punkt równowagi pomiędzy tym, co sprawia, że postaci są ikoniczne i ponadczasowe, a współczesnością. Wydaje się, że to się udało całkiem nieźle. Przykładem może być Red Hood & The Outlaws, które zbiera postaci będące pomagierami (Jason Todd) lub gorszymi wersjami (Bizarro) ważniejszych bohaterów z uniwersum. To powoduje, że można je wykorzystać do opowiedzenia historii, które nie przystawałyby do Supermana czy Justice League. Greg Rucka z kolei łączy w jedną całość różne genezy Wonder Woman. Przywrócono też klasycznego Supermana z czasów Johna Byrne’a. Jim Lee zacytował też Johnsa, który określił Odrodzenie jako „list miłosny do DC”.
Przez całe uniwersum będzie się przewijać opowieść Doomsday Clock autorstwa duetu Geoff Johns i Gary Frank, która wprowadza wątki ze Strażników do głównego uniwersum DC. Tajemniczo dodał też, że nie należy jednak automatycznie zakładać, że te uniwersa zostały połączone. Długo zastanawiali się w wydawnictwie, czy korzystać z postaci Alana Moore’a. Ostatecznie doszli do wniosku, że korzyści, jakie przyniesie opowiedzenie tej historii, przewyższają ryzyko z tym związane (patrz: Before Watchmen). Według Lee jest to najlepsza opowieść Johnsa, z jaką miał do czynienia, i czytelnicy powinni być zadowoleni i pozytywnie zaskoczeni, gdy ją przeczytają. Nie będzie to jednak opowieść Watchmen vs DC, w której dwie grupy bohaterów się spotykają i zaczynają walczyć w wyniku drobnego nieporozumienia, by na końcu się pogodzić i uściskać.
Sam wydawca pracował nad kilkoma zeszytami Suicide Squad i mówił, że była to ciekawa przygoda. Szczególnie że w grupie są postacie, które mogą w każdej chwili zginąć, co sprawia, że jest to bardziej nieprzewidywalna opowieść. Z tytułów wydanych w ramach Odrodzenia polecał (poza tymi wydanymi już w Polsce): Green Arrow, nad którym pracują te same osoby co przed restartem (i sprzedaż rośnie z kolejnymi numerami), Batmana Toma Kinga, Supermana i Syna, odmłodzoną Batgirl oraz Detective Comics, które są traktowane bardziej jako grupowa seria o postaciach występujących w komiksach o Batmanie.
Na pytanie, czy lepiej pracuje się nad tytułami o grupie bohaterów, czy pojedynczymi postaciami, odpowiedział, że każdy tytuł niesie ze sobą różne wyzwania i nie jest pewien, które woli. Mając jedną postać, jest łatwiej, bo musimy się skupiać tylko na niej.
Jim Lee rysował już w swojej karierze większość znanych grup i postaci. Dlatego nie czuł strachu, nie miał tremy, przystępując do pracy nad Batmanem po tym, jak wraz z Wildstorm dołączył do DC Comics. Starał się opierać na poprzednikach. Przykładowo, rysując Gotham, wzoruje się na projektach budynków, które już można spotkać u innych twórców. Odpowiednio je modyfikuje, żeby lepiej odpowiadały jego stylowi. Sprawia to, że świat komiksu jest spójniejszy i nie istnieje kilkadziesiąt panoram Gotham, które do siebie nie przystają. Poza tym było mu się dość łatwo przestawić z Marvela na DC, bo w swoim życiu był fanem komiksów obu firm. Podejmując nowe zlecenie, miał więc już w głowie wiele obrazów i sytuacji, w których widziałby Batmana, a które scenarzysta umieszczał w scenariuszu po dyskusji z rysownikiem.
Pomiędzy pracą dla Marvela i DC był też okres Image/Wildstorm. Jim wraz z kolegami odeszli z Marvela, bo wierzyli, że nie tylko marki takie jak X-men czy Spider-Man przyciągają czytelników, ale mogą to robić również nazwiska twórców. W Marvelu zarabiali na tyle dobrze, że nie musieli tego robić i sukces nowego przedsięwzięcia wcale nie był przesądzony. Byli jednak wtedy młodzi i mieli warunki do podejmowania ryzyka.
To zaowocowało powstaniem kilku mniejszych linii wydawniczych w ramach Image Comics, zarządzała nimi szóstka, która założyła firmę. Dzięki takiemu podziałowi mogli zatrudnić większą liczbę młodych twórców i dać im szansę zaistnieć na rynku lub dotrzeć do większej rzeszy czytelników. Wymienił takich twórców jak Michael Turner, Scott Campbell, Lee Bermejo, Travis Charest. Image wprowadziło też na niespotykaną skalę komputerowe kolory do komiksu oraz zwiększyło mobilność twórców pomiędzy zleceniodawcami.
Wildstorm, studio Jima, zatrudniało m.in. (już niemłodego) Alana Moore’a, który wcześniej wszedł w konflikt z DC o prawa autorskie do swoich komiksów. Gdy Jim po kilku latach samodzielności sprzedawał Wildstorm wydawnictwu DC Comics, nie wiedział o zgrzytach na linii twórca-DC. Gdy się o tym dowiedział, poleciał wraz ze Scottem Dunbierem, by osobiście mu o tym powiedzieć, zanim Moore dowie się z drugiej ręki. Na szczęście Alan, znany ze swojego technosceptycyzmu, korzystał wówczas jedynie z telefonu i faksu, więc udało im się dotrzeć na czas i wypracować umowę korzystną dla wszystkich. Dopóki DC nie zechciało wypuszczać zabawek z postaciami ze Strażników, co ostatecznie poróżniło Moore’a z wydawcą.
Obecnie Jim Lee jest nie tylko twórcą, ale i współwydawcą DC Comics. Te dwie role ciężko jest pogodzić, ale oferują mu dwa odmienne spojrzenia na komiks. W skali mikro wystarczy skupić się na tym, co będzie dobre dla danego komiksu, a w szerszym kontekście trzeba brać też pod uwagę całe wydawnictwo, uniwersum komiksowe. Jako że Jim nie może siedzieć bezczynnie, lubi mieć dużo na głowie, cieszą go nowe wyzwania z tym związane, jedynie czasem po ciężkim dniu najlepiej usiąść w domu z rodziną i odpocząć na chwilę od komiksu.
Jako wydawca musi czasem ścierać się z autorami. Jeśli ich wizja nie jest odpowiednia i nie da się pogodzić, wkomponować w szerszą politykę wydawniczą, stara się sugerować zmiany, poszukiwanie innej drogi, tak by osiągnąć kompromis zadowalający obie strony. Czasami wypracowane wtedy zostają lepsze rozwiązania niż te pierwotnie proponowane. Oczywiście bywają też takie momenty, gdy musi być stanowczy. Stara się, by to było jak najrzadsze i wynika głównie z tego, że czasami dochodzi się do punktu, gdy już nie można dalej deliberować i ktoś musi podjąć ostateczną decyzję.
DC Comics cały czas próbuje dotrzeć do nowych grup docelowych poza najważniejszą w wieku 18-35. Nie można mnożyć podobnych bytów w nieskończoność i fanom można sprzedać ograniczoną liczbę komiksów. Stąd próby ekspansji i wprowadzanie nowych produktów. Przykładem może być DC Superhero Girls tworzone we współpracy z firmą Mattel, które okazało się sukcesem (w Polsce wydaje Egmont Polska). Dla DC celem nie jest opanowanie jak największego wycinka rynku, bo to można osiągnąć poprzez różne zagrania (warianty za większe zamówienia, większe rabaty). Nie oznacza to też, że zamówione komiksy docierają do czytelników, a nie zalegają na półkach sklepów.
W trakcie obu spotkań padło też pytanie o kontynuację All-Star Batman & Robin, The Boy Wonder. Jim Lee wspominał, że ostatnio coraz częściej widuje się ze współtwórcą serii Frankiem Millerem i rozmawiają o tym, ale nie może podać zbyt wielu konkretów. Są pomysły, jest chęć dokończenia, ale nie wiadomo, kiedy to się dokona.
Pojawiło się również pytanie o uczczenie setnej rocznicy urodzin Jacka Kirby’ego. Poza serią Kamandi Challenge będą się pojawiać też one-shoty o postaciach, które stworzył Jack, oraz świetna seria Mister Miracle. Chociaż najczęściej kojarzony jest z Marvelem, to pracował też dla DC i stworzył m.in. największego złoczyńcę uniwersum – Darkseida. Nadał komiksom kosmiczną mitologiczną perspektywę, której brakowało wcześniej bohaterom zajmującym się najczęściej łapaniem przestępców, którzy okradają banki lub powstrzymują inwazję obcych. To zostało docenione dopiero po latach od ich wydania. Jego prace do dzisiaj inspirują wielu twórców i stanowią fundament nowych historii. Przez całą karierę tworzył wspaniałe rzeczy i był niezwykle odważny w swoich wyobrażeniach, które przelewał potem na karty komiksu. Nie bał się przedstawiać tego co niewyobrażalne.
Konrad Dębowski
Inne teksty dot. MFKiG 2017:
Ogólna relacja.
Wywiad z Howardem Chaykinem.