Miracleman (Marvelman) to kolejne (które to już?) epokowe dzieło komiksowe kojarzone głównie z Alanem Moore’em, który w latach osiemdziesiątych wziął odrobinę zapomnianego bohatera stworzonego przez Micka Anglo i przetworzył go dla starszego czytelnika.

Recenzja zdradza istotne elementy fabuły Miraclemana autorstwa Alana Moore’a.

Miracleman powstał jako brytyjski odpowiednik Kapitana Marvela (znanego również jako Shazam!) w 1953 roku i dopóki nie zaczęto importować do Wielkiej Brytanii komiksów amerykańskich, cieszył się całkiem sporą popularnością. Wydano prawie 700 zeszytów z przygodami bohatera i całej gamy postaci pobocznych (Kid Miracleman, Young Miracleman). W 1982 roku w magazynie Warrior odświeżono postać. Wówczas zmieniono też przydomek bohatera, żeby uniknąć problemów z wydawnictwem Marvel Comics (z tych samych względów zmieniono również przydomek Kapitana Marvela). Było to konieczne szczególnie na potrzeby publikacji serii w Stanach Zjednoczonych, kolejno przez Pacific i Eclipse Comics. Moore był scenarzystą łącznie 16 zeszytów. W swojej opowieści zaprezentował nowatorskie podejście do konceptu superbohatera. Kontynuował dekonstruowanie tego archetypu w Strażnikach i innych swoich komiksach.

Po Moorze serię przejęli Neil Gaiman i Mark Buckingham. Scenarzysta zaplanował serię trzech ksiąg przedstawiających świat pod rządami nadludzi. W zamierzeniach miały one prezentować kolejno: złoty, srebrny i mroczny wiek. W wyniku bankructwa amerykańskiego wydawcy seria nie została dokończona i na długie lata jej dalsze losy były niepewne na skutek konfliktu o prawa autorskie. W 2009 roku zakończyła się epopeja sądowa. Prawa przejął Marvel, a w międzyczasie seria obrosła legendą, zyskała status kultowej oraz osiągała astronomiczne ceny na rynku wtórnym.

Marvel Comics po przejęciu serii rozpoczął od publikacji starszych historii autorstwa Micka Anglo. Niedługo potem wznowiono historie autorstwa Alana Moore’a (tom zbierający je ukazał się w Polsce w 2016 r. nakładem Mucha Comics). W tym roku doczekaliśmy się polskiego wydania pierwszej księgi autorstwa Neila Gaimana pt. Złota era.

Szesnasty zeszyt kończy się ustanowieniem utopijnej cywilizacji. Ziemia, dzięki zaistnieniu superistot, zostaje włączona do międzywymiarowego sojuszu z obcymi rasami (Qys i Kowalami Przestrzeni), które wysyłają swoich wysłanników na planetę. Mają oni obserwować zmiany, które zachodzą na świecie, i pomagać w jego kształtowaniu. Wraz z Miraclemanem, Miraclewoman, Winter (córka Miraclemana i ziemskiej kobiety) i innymi nadludźmi tworzą nowy boski panteon zamieszkujący ogromną strukturę zwaną Olimpem.

Neil Gaiman w pierwszych sześciu zeszytach właściwie jedynie rozszerza i pogłębia pomysły Alana Moore’a z ostatnich dwóch zeszytów jego autorstwa – gdy Kid Miracleman został już pokonany i zaczęto budować nowy, idealny świat. To co Moore’owi czasem zajmowało kilka linijek, jego następca rozwija do całych zeszytów. Przykładem może być opowieść o wskrzeszaniu zmarłego Andy’ego Warhola jako serii androidów (co dość czytelnie nawiązuje do sztuki artysty). Miracleman wspomina o tym jako o jednej z wielu rzeczy, które się wydarzyły po ustaleniu nowego porządku, a Gaiman poświęca temu cały zeszyt. Jednocześnie na nowo wprowadza do gry postać dra Gargunzy, twórcy nadludzi i jednego z głównych złoczyńców pierwotnej serii.

Miracleman i inni nadludzie schodzą w Złotej erze na dalszy plan. Wydaje mi się, że pomimo pozornej bliskości stają się coraz odleglejsi od ludzi. Coraz wyraźniej zaznacza się granica pomiędzy pamiętającymi stary porządek a nowym pokoleniem. Zwłaszcza dziećmi kobiet sztucznie zapłodnionych nasieniem Miraclemana, które dziedziczą jego zdolności.

W każdej z sześciu opowieści główne role grają zwykli ludzie (i inne istoty zamieszkujące Ziemię), którzy starają się przystosować do życia w nowym porządku. Różnie im to wychodzi. Nadludzie pojawiają się w tle. Czasem wchodzą w relację z bohaterami opowieści, ale zazwyczaj pozostają niedoścignionym wzorcem czy obiektem uwielbienia. Najdobitniej ukazują to opowieści o wspinaczce na Olimp, karnawale i o konserwatorze wiatraka.

Pomimo tego, że świat jest utopią, w której nie ma wojen, pieniędzy, biedy i głodu, a coraz więcej ludzi może sobie pozwolić na transformację w nadczłowieka, nie da się ukryć, że coś jest nie tak. Może to tylko moje odczucie, ale w każdej z historii czuć pewną melancholię. Nostalgię za dawnym porządkiem. Czuć pewien brak, fundamentalną skazę, która sprawia, że ten świat sprawia wrażenie nieludzkiego. Może to po prostu ułomność mojego ludzkiego umysłu, który ma problem z wyobrażeniem sobie nieantropocentrycznego porządku, w którym ludzie zostają stopniowo zastąpieni lepszą, doskonalszą rasą, albo takiego pozbawionego wszelkich problemów.

Bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że utopia stworzona w komiksie, jak większość innych w fikcji literackiej, okaże się pozorem. Najczęściej okazuje się bowiem, że w dążeniu do ideału zatraca się człowieczeństwo, które z natury jest niedoskonałe. Moje wątpliwości mogą rozwiać kolejne zeszyty. Po złotej erze ma nastąpić bowiem srebrna i mroczna, co zapowiada, że nowy porządek będzie chwiejny i niestabilny. Gaiman i Buckingham zapowiadali dokończenie historii, właściwie odkąd rozwiązała się sprawa praw autorskich. Mieli bardzo dużo czasu na pracę, bo Marvel, żeby jak najwięcej zarobić na nowej licencji, najpierw wydał pierwsze 22 zeszyty w specjalnych wydaniach, z licznymi wariantami okładkowymi itd. Pierwsze zeszyty Srebrnej ery miały już ustaloną datę wydania (w 2016) i sklepy komiksowe mogły składać na nie zamówienia. Dwa z nich zresztą były już narysowane i wydano je w latach dziewięćdziesiątych XX wieku.

Niestety nie doszło do ich ponownego wydania. W wywiadach Buckingham i Gaiman mówią, że cały czas pracują nad serią. Rysownik zapowiedział, że przerysowuje dwa wspomniane zeszyty na nowo, żeby utrzymać spójność stylistyczną. Niedawno obaj twórcy zostali ojcami, co zapewne absorbuje ich bez reszty. Redaktor Marvela Nick Lowe mówił w jednym z wywiadów, że cały czas pozostaje z nimi w kontakcie, ale nie może na razie ogłosić konkretnej daty wydania. Pozostaje tylko pytanie, czy po wydaniu przykładowo Kingdom Come, które zajmuje się problemami w utopijnej rzeczywistości zamieszkanej przez nadludzi, oraz niezliczonej liczbie dekonstrukcji i rekonstrukcji postaci superbohatera, seria wykoncypowana 25 lat temu ma szansę powiedzenia czegoś nowego w tej kwestii.

Nowa wersja Srebrnej ery ma wedle słów Buckinghama przypominać skrzyżowanie Miyazakiego z Marvelem. Stylistycznie znacznie odejdzie od Złotej ery, w której ten twórca pozwala sobie na bardzo wiele eksperymentów. Mamy więc rastry, kolaże zdjęć, akwarele oraz bardziej tradycyjne rysunki. Cały tom zawiera wiele różnych technik i stylów rysunku. Przykładowo, część wspomnianego zeszytu o Warholach-androidach jest rysowana kredkami na czarnym papierze. Jestem pod ogromnym wrażeniem zakresu umiejętności rysownika. Co kilka, kilkanaście stron styl zmienia się na tyle drastycznie, że ciężko uwierzyć, że może to być dzieło jednego człowieka. Zazwyczaj mi to przeszkadza, ale tutaj zdaje się to być odpowiednie. Potęguje wrażenie wielu perspektyw opisujących nową rzeczywistość.

Kolory zostały odrestaurowane przez D’Israeliego. Zachował swój styl z pierwotnej wersji. Niektóre zmiany wyszły na dobre (dodanie kolorów na niektórych stronach inspirowanych Warholem). Większość zachowuje paletę i natężenie koloru, ale korzysta ze współczesnych cyfrowych technik. W przeciwieństwie do pierwszego tomu, gdzie moim zdaniem nowe kolory (a przede wszystkim często nowa, stonowana paleta kolorów) znacznie osłabiają wymowę komiksu i sprawiają, że stylistycznie staje się bardziej nijaki, w tym tomie zmiany te nie są tak rażące.

Dużo bardziej podoba mi się Miracleman Alana Moore’a. Muszę się przyznać, że lubię go nawet bardziej niż Strażników. Jednak Neil Gaiman i Mark Buckingham godnie kontynuują dzieło wielkiego poprzednika. Mam nadzieję, że wkrótce doczekamy się dalszego ciągu i przekonamy na własnej skórze, czy warto było czekać prawie ćwierć wieku.

Dziękujemy wydawcy za przekazanie egzemplarza do recenzji.

Konrad Dębowski

„Miracleman – Złoty wiek”
Scenariusz: Neil Gaiman
Rysunek: Mark Buckingham
Kolor: D’Israeli
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawnictwo: Mucha Comics
Rok wydania polskiego:  wrzesień 2017
Tytuł oryginalny: „Miracleman by Gaiman & Buckingham: The Golden Age”
Wydawca oryginalny: Marvel Comics
Rok wydania oryginału: 2016
Liczba stron: 192
Format: 170 x 260 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Cena z okładki: 75 zł