Akcja „Przybij piątkę komiksowi” powraca i w tym roku. W skrócie, chodzi o 5 komiksów, które powinny znaleźć się na naszych prezentowych listach życzeń, albo mogą być dobrym prezentem dla kogoś na święta (i raczej zostały wydane w tym roku w Polsce). Do tablicy wywołał mnie Przemysław Pawełek, za co dziękuję, i z radością dzielę się swoim top 5 na łamach KZ. Przyznaje, że wybór nie był łatwy, bo rynek mamy przebogaty i ukazuje się na nim wiele wspaniałych rzeczy. Zarówno dla młodych, starych, tych którzy pragną czystej rozrywki, albo czegoś ambitniejszego. Nawet najbardziej wymagający czytelnicy powinni być zadowoleni. Wielu rzeczy wciąż jeszcze nie przeczytałem, czego żałuję, aczkolwiek gdybym przeczytał, to pewnie problem z wybraniem tylko 5 tytułów miałbym jeszcze większy. Koniec wstępu, oto moje TOP 5:

Blacksad

To wprawdzie ponowne wydanie (tak jak „Kaznodzieja”), ale musiało się znaleźć na mojej krótkiej liście. Powodów jest mnóstwo, począwszy od przepięknych, bogatych w szczegóły rysunków/ilustracji, poprzez świetnie oddane wyraziste postaci ‒ ach, te cudownie napisane dialogi i monologi, na fabule skończywszy. To tylko krótkie wypunktowanie, a wymieniać mógłbym dalej. To klasyczna opowieść noir, która nie bez powodu ma status dzieła kultowego. Zarazem wnosi powiew świeżości w zdawałoby się skostniały gatunek. Póki co Egmont wznowił tomy 1, 2 i 4, pozostałe, 3 i 5, w przyszłym roku. To trzeba mieć na półce. Naprawdę, trzeba. Przykładowa plansza ze starego wydania.

Powstanie. Film narodowy

Mógłbym po prostu napisać, że komiks ten stworzył Jacek Świdziński i to wystarczyłoby za rekomendację. Ale oczywiście byłoby to trochę „bucowate” podejście, nie każdy musi Jacka i jego twórczość znać. Pod względem wizualnym „Powstanie” zaskoczy was swoją minimalistyczną formą. Ot kreski, patyczki, trochę kółek. Można by rzec, że to cecha rozpoznawalna komiksów Świdzińskiego. Od strony fabularnej to fantastyczny komentarz społeczny na temat Polski. Robimy film i nieważne, by go skończyć, ważne, by go robić. Wiele spostrzeżeń uniwersalnych i aktualnych, nie tylko dotyczących świata filmu. Wspaniałe postaci producenta czy biednego stażysty. Piękne i przerażające zarazem. 

Hawkeye

Ten komiks polecam z czystym sumieniem każdemu, komu trzeba udowodnić, że superhero to nie tylko pranie się po mordach przez gości w spandexie. Jasne, mógłbym polecić „Daredevila”, którego niedawno również wydał Egmont, ale raz, że Matt jednak skacze po mieście w spandexie, a dwa, że kosztuje to ok. 90 zł. Jeden tom „Hawkeye’a” zaś tylko około 30 (po zniżkach). Próg wejścia jednak łatwiejszy. To opowieść o tym z pozoru najsłabszym, najbardziej bezsensownym Mścicielu, który najwięcej ryzykuje. Kolesiu, który biega z łukiem, podczas gdy inni mają albo supermoce, władają magią, albo kupę kasy, dzięki której mają fajne zabawki. Koniec końców, to historia o tym, co robi Mściciel, kiedy nie ratuje świata. O tym, co w superhero powinno być najważniejsze ‒ człowieczeństwie. Poza tym warstwa graficzna – Aja odwala fantastyczną robotę. Po prostu fantastyczną. Gdyby cała linia wydawnicza Marvel Now stała na takim poziomie, ehhh…

Monster

Ostatni 9 tom serii ukazał się w lutym 2017 roku. Naoki Urasawa jest moim ulubionym japońskim scenarzystą komiksowym. Wprawdzie na jego najlepszą serię ‒ „20th Century Boys” ‒ przyjdzie nam jeszcze poczekać, ale po „Monster” zawsze warto sięgnąć, zwłaszcza, że wiele mu nie ustępuje. To świetny thriller/kryminał opowiadający historię genialnego lekarza, wplątanego w morderstwo, neonazistowski spisek, który jest gotów porzucić swoje ideały, byle tylko pokonać tytułowego potwora i położyć kres jego działaniom. A potwór ten jest naprawdę straszny, mający za nic wszelkie wartości. Pamiętacie „Ściganego” z Harrisonem Fordem? Pomyślcie o czymś zaplanowanym na znacznie większą skalę, gdzie sam pościg i udowodnienie niewinności, to najmniejsze zmartwienie głównego bohatera. Momentami są pewne dłużyzny, ale podkreślają one charakter postaci, a przede wszystkim wnoszą istotne nowe elementy do rozwoju fabuły. Zamiast przykładowej planszy rewelacyjne intro do wersji anime: 

Monstress aka Monstresa

To największa niewiadoma w tym zestawieniu, bo seria trwa, wyszły dopiero dwa zbiorcze tomy (po polsku tylko jeden, po angielsku dwa), trzeci zbiorczy zapowiedziano na marzec. Po pierwszym tomie byłem oczarowany i wniebowzięty. Od strony wizualnej to jest przecudowne i przepiękne. Od strony fabularnej szykowała nam się fantastyczna epopeja fantasy. Drugi tom pokazuje, że to wszystko wciąż jest, chociaż komiks ma tę jedną cechę, która zapala żółte światełko. Otóż mamy do czynienia z narracją typową dla powieści, ale w formie komiksu. Czy to coś złego? Cóż, zwiastuje nam naprawdę długą epopeję. To nie zmienia faktu, że jestem wciąż zachwycony, dałem się porwać i chcę więcej. Zwłaszcza, że od strony wizualnej niemal każda strona w środku wygląda, jak powyższa okładka.