Komiks przeczytałem w autobusie. Tak naprawdę, o mało nie przegapiłem swojego przystanku. Wybiegłem na ulicę. W dzikim pędzie pognałem wśród samochodów. Wszystko po to, by jak najszybciej dostać się do komputera.
„The Wicked + The Divine” miałem na oku od jakiegoś czasu. Seria zbierała w Stanach bardzo dobre recenzje i była ceniona przez krytyków. Nie da się ukryć, że Mucha Comics wydaje na polskim rynku naprawdę ciekawe, ambitne pozycje. Od dawna komiksy dla mnie stały się rozrywką na wskroś intelektualną. Image jako wydawnictwo może pozwolić sobie na publikacje mające charakter konceptualny i nowatorski. Jest niczym scena rockowa lat 70. ubiegłego wieku, gdzie zespoły takie jak King Crimson eksperymentowały z utartym brzmieniem, nadając zupełnie nowy kształt muzyce jako medium. Moje oczekiwania względem najnowszego tytułu Muchy były więc ogromne. Piękne wizualnie wydanie zamknięte w schludnej oprawie, nawiązania do Fausta, Magii i Absolutu. To wszystko wysoko cenię we współczesnym komiksie. Jak wielkie było więc moje rozczarowanie, gdy zacząłem czytać wstęp autora do pierwszego tomu.
Tekst zaczyna się tytułem: „Krótkie wprowadzenie i ogólne trajkotanie” i nie ukrywając, zabił cały mój entuzjazm do tytułu. Wystarczyły dwie strony tekstu, gdzie białe litery na czarnym tle układały się w zdania i opinie o zupełnie innym tytule. Komiksie, którego nie zamierzałem czytać, serii, która nie przebiła się wśród gąszczu informacji do mojej świadomości. Gillen ze szczegółami opisał, czym ten komiks nie jest. Cały wstęp pokazywał mi jedynie zmarnowany potencjał. Mówił o rzeczach strasznych, ale ekscytujących, o tym, jak niewiele brakowało, żeby ten komiks był idealny. A potem przewróciłem kartkę. I wszystko się zmieniło. Nagle, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, moja rozpacz, moja frustracja zniknęły. Zupełnie jakby nigdy ich nie było. Zostałem odcięty od głębokiej czerni, która towarzyszyła mi do tej pory i wrzucony w kliniczną biel. Ta zmiana niezwykła. Wielka pojedyncza cyfra „1”. Tylko tyle i wiedziałem, że dostałem właśnie komiks niezwykły. Dokładnie taki, jak mi obiecywano. Mój świat właśnie się zmienił.
„The Wicked + The Divine” jest komiksem o Magii we współczesnym świecie. O przemianach i zwykłych ludziach stających się czymś niezwykłym. Stających się tym, czym chcieli się stać ‒ swymi idolami. Pamiętacie, jak mówiłem o King Crimson? To grupa, której teksty i muzyka przenikają się, co daje ich dziełom głęboki przekaz. Wyobraźcie sobie, że stoicie na ich koncercie, przeżywając pewnego rodzaju katharsis. Wraz z płynącą muzyką stajecie się częścią widowiska. To niezwykłe, mocne uczucie. Wraz z kolejnymi kadrami widzicie coś nieprawdopodobnego. Podróż bohatera, współczesny monomit skoncentrowany do granic niemożliwości. Widzicie własną podróż. I to samo w sobie jest niezwykłe, Magiczne. Komiks, który na wielu płaszczyznach opowiada symbolicznie jedną historię ‒ dzisiejsza kultura stawia tezę, że najważniejsze mity liczące sobie tysiące lat i pochodzące z całego świata mają wspólną strukturę. To opowieść o stawaniu się Magiem, artystą. I tak naprawdę przedstawia zarówno historię bohatera zamkniętego w kadrach komiksu, jego twórcy, jak i nas samych. Wszystkich tych, którzy chcieliby stać się tymi, których podziwiają.
Magia nie jest nigdy tym, czym się nam wydaje. Jest niezwykła, subtelna i trudna do uchwycenia, a co dopiero do opisania. Magia jest Sztuką i to faktycznie sztuką przez duże „S”. Dzisiejsza popkultura nie rozumie, czym jest Magia. Wszędzie mamy przykłady, że jest ona niemożliwa. Żadne z nas nie jest w stanie stworzyć tego, co umożliwia najprostsze zaklęcie. Nikt nie zdoła wyczarować kuli ognia z powietrza. W dzisiejszych czasach nie wierzymy w Magię. Trudno bowiem uwierzyć, że za sprawą pstryknięcia palcami możemy kogoś zabić. Od tak, po prostu. Problem w tym, że prawdziwa Magia na tym nie polega. Prawdziwa jej Potęga jest dużo bardziej przerażająca. Podstawą wszelkiego Magicznego Działania jest zmiana rzeczywistości. To prawdziwe przesłanie tej Sztuki, to przesłanie sztuki w ogóle. Ma zmieniać nasze opinie, nasz sposób myślenia, postrzeganie świata, nasz świat. Sztuka ma zmieniać nas. Tak jak ten komiks.
„The Wicked + The Divine” jest naprawdę magiczne nie dlatego, że opowiada o kolejnych inkarnacjach dawno zapomnianych bogów. Nie jest też magiczne tylko dlatego, że ja tak mówię, albo dlatego, że na jego kartach postacie faktycznie mogą zginąć od pstryknięcia palcami. To wszystko jest bowiem tylko i wyłącznie tanią sztuczką, dymem i lustrami, które odwracają naszą uwagę od prawdziwej Magii. Nie dlatego jest magiczne, bo czerpie z ogromnej spuścizny, odwołując się wprost do Fausta, postaci Diabła czy wolnomularstwa. Ten komiks jest magiczny, bo za sprawą zwykłych słów, struktury tekstu, rozplanowania kadrów tworzy mit. „Faustowska zagrywka” jest magiczna, bo zmienia z każdą kolejną stroną sposób, w jaki możesz postrzegać świat. Nie jest istotne, że na początku jest to tylko zmiana sposobu patrzenia na świat przedstawiony, który zamknięty jest w ramy komiksu. Z każdą kolejną stroną zmienia się świat bohaterki. Jej podróż ją zmienia. Z każdym krokiem na swojej drodze staje się coraz bardziej świadoma. Z każdym jej krokiem my jako odbiorcy jesteśmy coraz bardziej świadomi magicznych zasad rządzących światem. Zostajemy odmienieni, ja zostałem odmieniony.
Wystarczyło tylko odwrócić kartę komiksu. Przejść ze wstępu do szybkiego odliczania – 1…, 2…, 3…, 4… ‒ zaraz nasz świat się zmieni. Komiks mówi obrazami, wymawia za nas tę magiczną formułę. Za każdym razem, gdy na jego kartach zapisana w tuszu pojawia się magiczna sekwencja. A gdy go pochłaniamy, z każdą kolejną stroną, rozumiemy, że wypowiadamy zaklęcie, tak jak jego bohaterowie. To my jesteśmy Bóstwami obdarzonymi Mocą. Nie ma innego sposobu na opisanie tego niż za pomocą słowa: Magicznie. To za sprawą naszych działań ten świat się zmienia, a autorzy dają nam do zrozumienia, że to My mamy tu Władzę. To jest magiczne. Ta rozmowa ‒ poprzez czas i przestrzeń między Tobą i twórcą, między światem przedstawionym a tym realnym, nawet jeżeli nie wierzysz w Magię.
Gillen, McKelvie, Wilson i Cowles stworzyli coś niezwykłego. Komiks, który wprost krzyczy na temat tego, czym jest współczesna Magia w czasach popkultury, rocka, telewizji i Tweetera. Krzyczy całym sobą: od wyboru kolorów, poprzez układ stron i kadrów aż do treści i metajęzyka, którym porozumiewa się z odbiorcą. Odważne zabiegi artystyczne, szerokie kadry oraz wybór technik wizualizacji nadają temu komiksowi niepowtarzalny charakter. Twórcom, przynajmniej w tym tomie, udało się uzyskać w niezwykłym stopniu syntezę sztuk. Żaden element, który jest przez zespół artystów przedstawiany, nie jest przypadkowy. Nieważne, czy jest to poświęcenie dwóch stron na przedstawienie jedynie czerni, symbolicznej śmierci. Wszystko po to, aby wzmocnić twoje uczucia, przeżycia, abyś mógł odczuwać takie samo nasilenie emocji co ludzie, których otaczają bogowie. Wszystko po to, abyś czuł się jak na koncercie rockowym, byś uwierzył, że sztuki wywodzą się z jednego, mistycznego źródła. Z każdym słowem, kadrem i każdą kolejną stroną jesteś dopuszczany do coraz głębszych tajemnic. Jesteś coraz bliższy temu światu z każdą kolejną wielką cyfrą magicznego odliczania.
1, 2, 3, 4… i oto twój świat się zmienia, a ty wraz z nim. Przestajesz uważać, że wstęp do tego tomu był pretensjonalny, przestajesz dostrzegać, że za chwilę przejedziesz swój przystanek, jeżeli nie przestaniesz czytać. Tak jakbyś doświadczał zjawiska synestezji. Postrzegał ten komiks całym sobą. Ze wszystkimi jego kadrami. Tak jakbyś słyszał słowa, nie tylko je widział. Tak jakbyś smakował każdy kolor, bo graficznie wszystkie plansze są ucztą. Tak jakby ten komiks był zaklęciem, które sami wymawiamy, czytając jego kolejne strony. Tak jakby w jego percepcji nie ograniczało nas nic, jakbyśmy sami siebie zmieniali. Synestezja – równoczesne postrzeganie, gdyż komiks krzyczy do nas swym kształtem, barwą i strukturą. Przekazuje nam treść poprzez układ rozdziałów, liczby i zmienia się wraz z tym, jak go czytamy.
Kieron Gillen, zamykając ten tom, łamie jeszcze jedną barierę naszej rzeczywistości. Robi to brutalnie, mocno, w otoczeniu czerni. Daje nam to, czego odmówił nam na wstępie, bo nie byliśmy na to gotowi. Daje nam prawdziwą historię, która stała za powstaniem tego tytułu. Historię osobistą, prywatną i niezwykle ważną. Robi to, gdy już wszystkie efektowne światła jego sceny zgasną. W kompletnej ciemności na zakończenie daje nam pierwotny wstęp, który napisał do tej historii. Wstęp pełen bólu, strachu i niezwykle przygnębiający. Posłowie wspierane całym komiksem, który właśnie przeczytaliśmy. Kolejny kawałek tekstu kompletnie zmieniający naszą rzeczywistość. Gdy kończę go czytać, wiem dwie rzeczy. Po pierwsze, „The Wicked + The Divine” jest komiksem niezwykłym i dokładnie tym, co zostało mi obiecane przez te wszystkie miesiące oczekiwania i recenzje. Po drugie, wiem, że gdy tylko skończę czytać, zamknę komiks i zacznę od początku. Mój świat bowiem po raz kolejny się zmienił. To co właśnie przeczytałem, nabrało zupełnie nowego znaczenia.
Dziękujemy Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Rafał Pośnik
The Wicked + The Divine : Faustowska zagrywka
Tytuł oryginalny: The Wicked + The Divine Vol. 1: Faust Act
Scenariusz: Kieron Gillen
Rysunki: Jamie McKelvie
Tłumaczenie: Piotr Czarnota
Wydawnictwo: Mucha Comics
Data wydania: 10/2017
Liczba stron: 160
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 978-83-61319-98-6
Wydanie: I
Cena z okładki: 65,00
Ten komiks jest wspaniały. Jak przyszła paczka z nim, to o mało co się nie popłakałam ze szczęścia.