Zegar tyka i powoli, aczkolwiek nieubłaganie, przybliża nadchodzący koniec. Avengers nie ufają Iluminatom i odwrotnie. W tym momencie chyba więcej ich dzieli niż łączy, zgadzają się tylko w jednej kwestii – trzeba powstrzymać Koterię. W tym celu powstaje plan, który od początku wisi na włosku.

Mam bardzo duży problem z tą serią. Bardzo, ale to bardzo chcę, by mi się podobała. I po części tak jest, niestety Hickman przesadził, przeszedł samego siebie i w efekcie powstało dzieło, które niestety jest zbyt skomplikowane. Można powiedzieć, że w tym skupieniu się na ambicji jako celu zjada własny ogon. Rzecz w tym, że jednocześnie człowieka to całkiem wciąga, nawet jak za cholerę nie wiem, o co autorowi chodziło, po co wprowadził nowe postaci i do czego to wszystko zmierza. Może inaczej, wiemy dziś przecież w końcu, jaki będzie finał, że nadciąga wydarzenie, które w założeniach miało odmienić kształt uniwersum Marvela. Jednak droga do niego jest bardzo poplątana, zbytecznie wręcz. Problem ze scenariuszem Hickmana jest taki, że chciał on „za bardzo”. Za bardzo udowodnić światu, że superhero może być ambitne, że umie napisać wciągający i złożony scenariusz (chociaż już to wiedzieliśmy).

W pewnym momencie całej opowieści wydawało się, że im bliżej finału, tym prościej. Zmniejszyła się liczba światów, które przetrwały zderzenia zwane inkursjami, ograniczyła się liczba graczy, których losy śledziliśmy. Po wydarzeniach z poprzedniego tomu dwie najważniejsze grupy superbohaterów, niemożebnie zwaśnione, zawierają rozejm. Avengers dogadują się z Iluminatami, jednoczą siły, by pokonać Koterię. Ciekawy jest tu wątek Czarnej Pantery i jego relacji z Namorem, odpowiedzialnym za szkody w Wakandzie. 

Te dwie superbohaterskie drużyny prezentują klasyczny wręcz podział: Avengers widzą świat w czerni i bieli, zaś Iluminaci dostrzegają szarości tej sytuacji. Nie mi rozstrzygać, która z tych perspektyw jest bardziej wiarygodna. Czy można wybrać tak zwane mniejsze zło? Czy chęć ochrony bliskich, własnego świata, jest wystarczającym usprawiedliwieniem dla czynienia zła, jakim jest zniszczenie innej Ziemi ze wszystkimi niewinnymi mieszkańcami? To wszystko ważne, aczkolwiek już przerabiane pytania. Sporo miejsca poświęcono perspektywie Steve’a Rogersa, który zdaje się być święcie przekonany, że takich działań nic nie usprawiedliwia, i chce karać tych, którzy się z nim nie zgadzają i je podjęli. Będzie miało kolosalny wpływ na relację między superbohaterami i dalszy rozwój wydarzeń. 

Przez znaczną część tomu czytelnik może odnieść wrażenie, że wraz z powoli zawiązującym się finałem wszystko się klaruje. Wtedy jednak Hickman odkrywa nowe karty i ponownie komplikuje scenariusz za sprawą powrotu Yellowjacketa z zapomnianej misji. Znów na horyzoncie pojawiają się Budowniczowie, Kartografowie, Celestiane, Beyonderzy, Ex Nihili, Alephy i znacznie więcej. Do tego zjawiają się także postaci ze świata Ultimates. 

Jak wspomniałem, całość jednak czyta się sprawnie, głównie za sprawą strony wizualnej. Stefano Caselli, Mike Deodato, Kev Walker, Dalibor Talajić odpowiedzialni za rysunki powodują, że nawet przy zgrzytach scenariusza przewracam kartki dalej, bo to, jak prowadzą opowieść, oddają emocje, ukazują inne światy, sceny akcji, wciąga. Wciąga do tego stopnia, że zapominałem w trakcie lektury o swoich zarzutach wobec scenariusza.

Finał tej opowieści miał mieć kolosalne znaczenie dla uniwersum Marvela. Po nim miało nadejść nowe rozdanie, nowa jakość. Stąd poniekąd rozumiem, że Hickman chciał, by pożegnanie starego porządku wybrzmiewało wręcz epicko. Wszak świat nie może kończyć się ot tak po prostu, w sposób, który nie poruszy czytelnika. Ba, nie powinien wręcz!

Niestety, pisząc tak skomplikowane historie, łatwo przekroczyć granicę, za którą kryje się zmęczenie obserwatora opowieści. Wprowadzono tu na raz zbyt dużo elementów, które łączą się ze sobą tylko pozornie albo zbyt późno, by jeszcze pamiętać, o co na początku chodziło. Cel, jaki przyświecał autorowi, sens tej historii, wszak to nie miała być kolejna bitka dla samej bitki, gubi się pod przytłaczającym ciężarem wielowątkowości. 

Dziękujemy wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Wydawnictwo: Egmont 8/2018
Tytuł oryginalny: Avengers: Time Runs Out, Vol. 3
Wydawca oryginalny: Marvel Comics
Rok wydania oryginału: 2016
Liczba stron: 132
Format: 165 x 255 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788328126756
Wydanie: I
Cena z okładki: 39,99 zł