Mucha Comics ma ugruntowaną pozycję na naszym rynku komiksowym. Od lat ich portfolio tytułów dostarcza nam wrażeń. W tej chwili konkurencja bierze z nich przykład. Obecnie trzy polskie wydawnictwa publikują komiksy Roberta Kirkmana.

„Outcast” jest serią nierówną i to niestety wyraźnie widać. Kirkman buduje swoją fabułę, opowieść o wypędzonych, opętanych i odmieńcach, w kratkę. Raz lepiej, raz gorzej. Robi to z iście matematyczną precyzją. Gdy już pojawia się nadzieja, że seria wraca do oczekiwanego poziomu, to kolejna część zalicza spadek. Tak było w świetnym tomie 3 – tutaj możecie o nim przeczytać – wzbudził moje ogromne nadzieje. Następnie przyszedł tom czwarty i nie umywa się on do konkurencji. Jest po prostu słaby. To prawo serii zdaje się prześladować tytuł od samego początku. Dobry tom 1. Słaby tom 2. Teraz cykl się powtarza. Mało w obecnej części jest elementów, które bronią się same. Nie zrozumcie mnie źle. Wszystkie serie od czasu do czasu zaliczają spadek formy. Nawet uwielbiane przez wszystkich „Żywe trupy”. Niestety, „Pod diabelskim skrzydłem” zaliczyło spektakularny upadek. Tytułowy diabeł został obdarty ze swojej chwały. Przestał być tym, co przerażało chrześcijan przez wieki. Nie z powodu tego, że Kirkman stara się uczynić go przerażającym. Problem w tym, że cokolwiek by nie zrobił – nie udaje mu się. W porównaniu do poprzednich jego wystąpień, wydaje się mały, słaby i małostkowy.

Jeżeli nie śledziliście poprzednich tomów, to „Outcast” jest opowieścią o Kyle’u Barnesie i pastorze Andersonie. Walczą oni ze złem. Biblijnym Szatanem, który nawiedził ich dom. Miasto Rzym znajdujące się na amerykańskiej prowincji. „Outcast” miał być komiksem, który naprawdę przeraża. W tym tomie to się nie udało. Mamy dość dobrą opowieść o ludziach i ich lękach. Widzimy, jak bohaterowie przekraczają kolejne granice w imię walki ze złem. To jednak nie napawa strachem. Mimo że komiks przedstawia w sposób graficzny sceny okaleczenia, to nie umie zbudować uczucia grozy. Niepokój ginie gdzieś pomiędzy poszczególnymi kadrami wypełnionymi wartką akcją. Obyczajowo, gdy obserwujemy rozbite małżeństwa, trudne życiowe decyzje czy wymuszenia policji, komiks stoi na naprawdę wysokim poziomie. Problem w tym, że nie jest to opowieść grozy. Wątki nadnaturalne są najsłabszym elementem całej opowieści. To przez nie narracja zgrzyta. Dialogi są drewniane i stają się wyświechtanymi frazesami. Wszystko to brzmi banalnie, ale niestety jest prawdziwe.

Kirkman chce za sprawą niezrozumiałego i tajemnicy wprowadzić złowieszczą atmosferę. Jedyne, co udaje mu się osiągnąć, to coraz większe znużenie czytelnika. Czasem publiczność, by się dobrze bawić, musi rozumieć, co dzieje się na scenie. Obecnie czuję się jak główny bohater serii. Nie obchodzą mnie wielkie plany tego głównego złego. Nie mają dla mnie znaczenia. Chcę po prostu, aby zostawił mnie w spokoju i nie jęczał już o mistycznym zjednoczeniu. To wielka szkoda, bo Kirkman zazwyczaj umiał utrzymać doskonały balans pomiędzy tym, co normalne, a tym, co nadnaturalne. To była bez wątpienia siła tego komiksu. W „Pod diabelskim skrzydłem” zabrakło równowagi. Tak jakby groza przerosła autora. Tak jakby stworzenie spójnej, naprawdę strasznej historii przekraczało możliwości Kirkmana. Sięgając po jego komiksy, oczekuję pewnego poziomu. Wielu scenarzystów ma kłopot z utrzymaniem jakości długo ciągnącej się serii. Nawet okrzyknięte popkulturowym fenomenem „Żywe trupy” miały ten problem. Legendarny jest epizod z życia serii, gdy generowała ona stratę. Kirkman musiał wtedy wyłożyć prywatne pieniądze na kontynowanie publikacji. Na szczęście Image dopuszcza taką możliwość. Być może jest jeszcze nadzieja dla „Outcast”. W przeciwnym razie pozostaje nam przyzwyczajenie się do naprzemiennego cyklu. Dobrych i słabych części serii.

Komiks jest zdecydowanie dla miłośników serii lub twórczości Kirkmana. To raczej moment na przeczekanie. Tak jakby scenarzysta musiał złapać drugi oddech. I nawet rysunki boskiego Paula Azacety nie ratują sytuacji. Dość oszczędny, surowy styl jedynie pogłębia uczucie nierównowagi. Mimo że stoją one na wysokim poziomie, nie są wartością dodaną do całego tomu. Nie wzmacniają przesłania albumu. Raczej pogłębiają jego problem. Dość przypadkowe kadrowanie, zbliżenia na twarze bohaterów lub elementy scenografii raczej przeszkadzają, niż pomagają w odbiorze albumu. Pozytywnym aspektem są jednak okładki poszczególnych części. Całej serii. Tutaj widzimy kunszt i niewątpliwie charakter opowieści. Tu rysownik mógł rozwinąć swoje skrzydła. Naprawdę czuć, że jesteśmy w opowieści o diable. Postaci przerażającej, strasznej i fascynującej. Tak jak każda poszczególna ilustracja otwierająca poszczególne tomy. Szkoda, że cały album nie ma tej mocy. Pozostaje nam jedynie czekać i mieć nadzieję, że kolejny tom „Outcast” zabierze nas w niezapomnianą podróż. W trakcie której faktycznie będziemy się bać. Zgodnie z matematyczną precyzją następny tom przygód, „The New Path”, powinien być tym dobrym.

Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Rafał Pośnik

Wydawnictwo: Mucha Comics

8/2018

Tytuł oryginalny: Outcast: Volume 4 – Under Devil’s Wing

Wydawca oryginalny: Image Comics

Liczba stron: 128

Format: 170 x 260 mm

Oprawa: twarda

Papier: kredowy

Druk: kolor

ISBN-13: 9788365938206

Wydanie: I

Cena z okładki: 55 zł