Refleksyjne i tajemnicze powieści science-fiction, niekiedy określane mianem tech-noir, ugruntowały swoją pozycję w kulturze popularnej od czasów, kiedy triumfy święcił Philip K. Dick czy później Ridley Scott. Do tego grona z pewnością można zaliczyć Toma Gaulda, który w dużym stopniu czerpie z tekstów kultury wcześniej wymienionych autorów.

W 2016 roku nakładem Wydawnictwa Komiksowego w Polsce pojawił się bardzo specyficzny twór, którego odbiorca nie wie nic o zasadach panujących w świecie przedstawionym, nie zna imienia głównego bohatera, jego przeszłości czy kierujących nim motywacji. Fabuła „Mooncopa” opowiada losy ostatniego policjanta na skolonizowanym Księżycu. Mieszkańcy stopniowo go opuszczają, a nasz protagonista musi codziennie wypełniać raporty o zerowym procencie przestępczości, stawiać czoła bezsilności wobec depresyjnej rutyny czy rozwiązywać mrożące krew w żyłach zagadki, takie jak szukanie zaginionego psa czy zwrócenie maszyny imitującej Neila Armstronga do Muzeum Księżyca.

Ostatnie zdania poprzedniego akapitu mogłyby sugerować, że jestem pejoratywnie nastawiony do narracji, jaką posługuje się Tom Gauld. Muszę jednak przyznać, że jego umiejętne korzystanie z dialogów, polegających na wstrzemięźliwości ekspozycyjnej sprawdza się doskonale w połączeniu z minimalistyczną kreską, skupioną wyłącznie na zarysowaniu najważniejszych dla odbiorcy elementów czy nienarzucającymi się wstawkami humorystycznymi. Nic nie rozprasza naszej uwagi, możemy sami interpretować sugestie postaci, odwołujące się do ich stanu psychicznego, czy krótkie, mimochodem rzucone opinie o upadającym marzeniu ludzkości, jakim jest zasiedlenie obcej planety.

Specyficzny, graficzny minimalizm, który stał się wizytówką Gaulda na rynku komiksowym, sprawdza się tutaj znakomicie. Ogromna pustka na szarej, pozbawionej już nadziei na rozwój przestrzeni przytłacza nie tylko bohatera, który zlewa się z wyboistymi krajobrazami, ale również nas. Brak dialogów na planszach, z których większość wygląda niemal tak samo, sprawia, że pojawia się uczucie rutyny, co jest ciekawym zabiegiem, pozwalającym na utożsamienie się z protagonistą.

Trudno sklasyfikować główny problem, jaki porusza „Mooncop”. Depresja, samotność, chęć znalezienia bliskiej osoby nasuwają się jako pierwsze, jednak nie jest to ostateczny i niepodważalny podział. Właśnie dlatego wcześniej porównałem styl Gaulda m.in. do Ridleya Scotta, który w swoich wczesnych dziełach lubił zostawiać mnóstwo niedopowiedzeń, proszących się o interpretacje i wymagających od odbiorcy skupienia i wysiłku. Bez tych dwóch wcześniej wymienionych cech niedzielny czytelnik mógłby uznać opowieść o księżycowym policjancie za historię o niczym.

Bardzo lubię, kiedy twórca podejmuje ryzyko polegające na ewentualnym braku zrozumienia ze strony niezaangażowanego czytelnika. Patrząc na recenzje, trudno nie zgodzić się z tezą, że starania Gaulda jak najbardziej się opłaciły. Nie jest to dla mnie komiks zmieniający życie czy taki, który umieściłbym na mojej subiektywnej liście stu najlepszych powieści graficznych w historii, jednak jest tak magnetyczny, że stale do niego wracam. „Mooncop” służy jako doskonały przykład snucia narracji w sposób, który wciąga odbiorcę i pozwala mu się oderwać od ziemskich perypetii, nawet jeśli tylko na niecałą godzinę czytania.

Filip Chrzuszcz

Wydawnictwo Wydawnictwo Komiksowe
Wydawca oryginalny Drawn & Quarterly
SCENARZYSTA Tom Gauld
RYSOWNIK Tom Gauld
TŁUMACZENIE Wojciech Szot
DATA WYDANIA 27.09.2016
FORMAT 160x205mm
OKŁADKA twarda
ILOŚĆ STRON 96