Według serwisu TMZ (potwierdzenie AP) dzisiaj, tj. 12 listopada 2018 roku, w wieku 95 lat, odszedł Stan Lee. To oznacza, że w tym roku straciliśmy obu twórców postaci Spider-Mana, po czerwcowej śmierci Steve’a Ditko.
Początki kariery
Stanley Martin Lieber urodził się w Nowym Jorku 28 grudnia 1922 roku. Ukończył szkołę średnią im. DeWitta Clintona, do której uczęszczali wcześniej Bob Kane, Bill Finger i Will Eisner. W 1939 r., praktycznie zaraz po jej ukończeniu został zatrudniony jako „asystent” (de facto chłopiec na posyłki) w wydawnictwie Timely Comics. Zadebiutował pod pseudonimem Stan Lee w trzecim numerze Captain America opowiadaniem Captain America foils the traitor’s revenge. Niedługo potem był już stałym scenarzystą krótkich form komiksowych. W 1941 roku, po rozstaniu się wydawcy z Joe Simonem i Jackiem Kirbym, niespełna dziewiętnastoletni Lee został redaktorem naczelnym wydawnictwa. Pełnił tę rolę do 1972 roku. Wtedy zastąpił Martina Goodmana na stanowisku wydawcy Marvel Comics, w które przekształciło się Timely w 1961 roku.
Niepowstrzymana energia twórcza
W tym samym roku Stan Lee wraz ze współpracownikami zrewolucjonizował amerykański komiks superbohaterski. Wraz ze Stevem Ditko stworzył wspomnianego już Spider-Mana oraz Doktora Strange. Z Billem Everettem Daredevila. Z Jackiem Kirby, który wrócił do Timely Comics pod koniec lat pięćdziesiątych stworzyli takie postacie i grupy jak Fantastyczna Czwórka, Silver Surfer, X-men, Hulk, Thor, Iron Man. Trzej ostatni bohaterowie dołączyli do Ant-Mana, Wasp (również stworzonych przez wspomniany duet) i zadebiutowali jako Avengers. Stan Lee był długoletnim scenarzystą wielu z wymienionych tytułów.
Kontrowersje
Stan nie był ideałem. Był człowiekiem oddanym firmie dla której pracował. Czerpał z tego tytułu rozliczne benefity niedostępne dla jego współpracowników, którzy często byli bardzo źle traktowani. Najczęściej trzymał stronę pracodawcy w sporach, o co wielu współpracowników (gł. Jack Kirby) miało żal do końca życia. Do dzisiaj toczą się też spory, na temat faktycznego wkładu w autorstwo wielu z komiksów. Wedle doniesień współpracowników w części przypadków jego scenariusze ograniczały się do rzucenia kilkuzdaniowego zarysu fabuły. Na tej podstawie rysownicy musieli często sami wymyślać całe zeszyty. Do gotowych rysunków Stan dopisywał potem dialogi. Z drugiej strony ten nietypowy podział pracy wynikał z ogromu obowiązków redaktora. Z biegiem lat przekształcił się w tzw. Marvel method (marvelowski sposób pisania komiksów) i w różnych zmienionych formach stosowany jest do dziś.
Pomimo tak ogromnego wkładu w komiks, on nigdy nie był ostatecznym celem scenarzysty. Bo trzeba pamiętać, że właściwie do połowy lat osiemdziesiątych komiks jako medium nie cieszył się zbytnią estymą. Sam Stan przyznał, że pierwsze komiksy publikował pod przydomkiem, żeby jego prawdziwe imię się z nimi nie kojarzyło. Jego celem zawsze była „poważniejsza” twórczość dla filmu i telewizji. Pomimo tego po latach i kilku nieudanych przygodach z innymi mediami prawnie zmienił imię na pseudonim, który go rozsławił. Dopiero u zmierzchu życia udało mu się zaistnieć w przemyśle filmowym za sprawą licznych gościnnych występów w filmach na podstawie komiksów, które współtworzył.
Zmierzch legendy
W ostatnich latach nazwisko twórcy przewijało się w mediach głównie przy okazji problemów zdrowotnych, które nasiliły się po śmierci jego żony w 2017 roku, wykorzystywania coraz słabszego i coraz starszego twórcy przez nieuczciwych współpracowników oraz procesów z dawnymi wspólnikami.
Nie zmienia to faktu, że Stan Lee jest jedną z czołowych ikon światowej popkultury. Jego wkład w obecny jej kształt jest ogromny. Niewątpliwe bez niego świat byłby znacznie uboższy. Odszedł jeden z wielkich. Jeden z ostatnich pionierów amerykańskiego komiksu superbohaterskiego. I to dlatego pomimo tego, że po nim przyszli lepsi i ciekawsi twórcy komiksów oraz pomimo skaz na życiorysie należy mu się szacunek.
Dziękujemy Stan! Excelsior!