„Kruk” to komiks legenda w zbiorowej wyobraźni żyjący głównie dzięki naznaczonej tragedią ekranizacji. Ten film jest dla dzieła Jamesa O’Barra błogosławieństwem, ale i przekleństwem. Błogosławieństwem, bo dzięki niemu tytuł wydany blisko 30 lat temu stał się międzynarodową marką. A przekleństwem, gdyż większość ludzi odbiera komiks przez pryzmat filmu, a to dwa odmienne dzieła.

NARODZINY

„Kruk” narodził się w wyobraźni amerykańskiego artysty Jamesa O’Barra na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Inspiracji do jego stworzenia dostarczyły autorowi dramatyczne wydarzenia z jego własnego życia. W 1978 roku narzeczona O’Barra zginęła w wypadku samochodowym spowodowanym przez pijanego kierowcę. Próbując poradzić sobie ze stratą, rysownik zaciągnął się do wojska. Później, w amerykańskiej bazie w Berlinie, zaczął rysować pierwsze kadry mrocznej historii, która miała odmienić jego życie.

Pierwsze wydanie „Kruka” ukazało się w 1989 roku nakładem oficyny Caliber Comics i odniosło olbrzymi (jak na wydawnictwo niezależne) sukces. Na całym świecie sprzedało się ponad 750 000 egzemplarzy komiksu, a w 1994 roku powstał na jego podstawie film.

KLĄTWA

31 marca 1993 roku, osiem dni przed planowanym zakończeniem zdjęć do „Kruka”, na planie doszło do koszmarnego wypadku. Podczas kręcenia jednej ze scen odtwarzający główną rolę Brandon Lee został postrzelony i zmarł 12 godzin później. Producenci, wspólnie z reżyserem, zdecydowali, że dokończą film ‒ delikatnie przerobili scenariusz, a w kilku scenach wykorzystali dublera.

Tragiczny wypadek sprawił, że skromna produkcja trafiła na pierwsze strony gazet. Wśród fanów rozpętała się dyskusja na temat klątwy, jaka rzekomo ma ciążyć nad rodziną Lee. Za s Linda Lee Cadwell – wdowa po Brusie Lee, pozwała twórców filmu do sądu, ostatecznie otrzymując 3 miliony dolarów odszkodowania w wyniku pozasądowej ugody.

W takiej atmosferze, 13 maja 1994 roku, „Kruk” wszedł na ekrany amerykańskich kin, odnosząc ogromny sukces. Obraz, którego produkcja pochłonęła 23 mln dolarów (z czego 8 mln wydano na dokończenie filmu i niezwykle zaawansowane jak na owe czasy efekty cyfrowe), w samych tylko kinach na całym świecie odnotował przychód w wysokości 144 mln dolarów. Był chwalony przez krytyków najbardziej opiniotwórczych dzienników i magazynów. Wpływowy amerykański krytyk Roger Ebert nazwał „Kruka” nie tylko „najlepszym filmem w karierze Brandona Lee, ale również lepszym niż jakikolwiek film zrealizowany z udziałem jego ojca Bruce’a”.

Kruk – przykładowa plansza

UNIWERSUM

Film Alexa Proyasa doczekał się trzech nieudanych kontynuacji kinowych (ostatnia powstała w 2005 roku z Edwardem Furlongiem w roli tytułowej) oraz adaptacji w formie serialu telewizyjnego pt. „Kruk. Droga do nieba” z Markiem Dacascosem, skasowanej przez producentów po pierwszym sezonie. Sukces filmu stał się również impulsem do dalszego rozwoju komiksowego cyklu. W latach 1996-1998 wydawnictwo Kitchen Sink Press wydało aż pięć „kruczych” miniserii, w których stworzenie zaangażowani byli m.in. John Wagner, Alex Maleev i Charlie Adlard. I to właśnie te serie, opowiadające o innych bohaterach niż ci znani z filmu i oryginalnego komiksu, dały początek otwartemu quasi-uniwersum, gdzie zmarli mogą powrócić z grobów, by wyrównać rachunki ze swoimi oprawcami.

W swojej blisko 30-letniej historii komiksy spod szyldu „Kruk” były publikowane przez London Night Studios (które skojarzyło tę postać z dziś nieco już zapomnianą superbohaterką Razor), Image Comics (wydało 10-odcinkową serię łączącą fabułę oryginalnego komiksu z wątkami znanymi z filmu) i Titan Comics. Od 2012 roku za markę odpowiedzialne jest IDW Comics, którego nakładem ukazały się kolejne cztery miniserie. Ostatnia, zatytułowana „The Crow: Memento Mori”, której akcja rozgrywa się w Rzymie, miała swoją premierę w tym roku.

Również w tym roku oryginalny „Kruk” doczekał się pierwszego polskiego wydania. Publikacji komiksu podjęła się oficyna Planeta Komiksów. Raczej tego nie żałuje, bo dzieło Jamesa O’Barra okazało się najszybciej sprzedającym się tytułem w historii firmy.

MIŁOŚĆ I ZEMSTA

Album opowiada historię Erica, młodego mężczyzny, który wraz z narzeczoną zostaje zaatakowany przez bandę zwyrodnialców. Oboje giną. Ona przed śmiercią zostaje jeszcze zgwałcona. Rok później Eric powraca do świata żywych. Targany tęsknotą za utraconą ukochaną, z twarzą pokrytą upiornym makijażem, wyrusza na ulice Detroit, by krwawo zemścić się na mordercach.

„Kruk” w powszechnej świadomości funkcjonuje jako opowieść o zemście. I to faktycznie jest wątek, wokół którego osnuta jest intryga komiksu. Jednak przede wszystkim dzieło Jamesa O’Barra to krzyk rozpaczy za utraconą miłością. Nie zawsze dobry literacko, niekiedy grafomański, ale przy tym wszystkim szczery i bardzo osobisty.

Od czasu premiery „Kruka” James O’Barr kilkakrotnie powracał do swojego najsłynniejszego albumu, poprawiając go i uzupełniając o nowe sceny, kadry i rysunki. Większość z nich poświęcona jest właśnie tęsknocie za niespodziewanie utraconą ukochaną. – „Kruk” jest przede wszystkim celebracją prawdziwej miłości. (…) Liczyłem na to, że kiedy przeleję całą swoją morderczą furię na papier, to w jakiś magiczny sposób cały ból, krzywda, pęd ku autodestrukcji i inne uczucia, które były następstwem tego, co się stało, znikną – wspominał James O’Barr.

Opowieść o krwawej misji Erica przeplatana jest więc retrospekcjami szczęśliwych chwil z Shelly oraz rozpamiętywaniem bolesnej tęsknoty za ukochaną. Z tej perspektywy dzieło Jamesa O’Barra jawi się jako masochistycznie romantyczny utwór, w którym główny wątek fabularny jest pretekstem do powracającego rozdrapywania emocjonalnych ran.

Kruk – przykładowa plansza #2

DZIEŁO SWOICH CZASÓW

O’Barr nie jest jednak romantycznym mistrzem słowa. Jego wspomnienia o Shelly są ckliwe, wyidealizowane i, niestety, banalne. Tę banalność autor stara się tuszować cytatami, od poezji Rimbauda i Baudlaire’a po piosenki Joy Division i New Order, a to rozwiązanie trąci już myszką. Trzeba jednak pamiętać, że „Kruk” jest dziełem swoich czasów, a lata 80., kiedy w głowie autora rodził się pomysł na komiks, to okres, gdy w stacjach radiowych królowały zespoły, które z melancholii uczyniły swój znak firmowy: Joy Division, The Cure, The Smiths czy Dead Can Dance.

„Kruk” jest dziełem szczególnym również od strony graficznej. James O’Barr otwarcie przyznaje się do tego, że niektórych fragmentów nie był w stanie narysować 30 lat temu i musiał wrócić do nich później. Dlatego też znajdziecie w edycji specjalnej „Kruka” (polskie wydanie powstało na jej podstawie) wiele różnych stylów i technik graficznych. Wszystkie łączy fakt, że powstały bez użycia komputera. – Wszystko, co tu widzicie, to tusz na papierze – chwali się James O’Barr. Efekty są różne. Nie brakuje w „Kruku” fantastycznych, klimatycznych kadrów, ale są też takie, w których widać warsztatowe braki.

Te wszystkie niedociągnięcia, zarówno scenariuszowe, jak i graficzne, nie przeszkadzają. Paradoksalnie, dodają zawartym w „Kruku” emocjom wiarygodności. Dzieło Jamesa O’Barra to komiks, który autentycznie wciąga. Wróciłem do niego po latach z przekonaniem, że „Kruk” już mnie nie uwiedzie, ale się myliłem. Po raz kolejny dałem się porwać mrocznemu światu i rozpaczy bijącej z każdego komiksowego kadru. I nie przeszkodziły w tym ani pretensjonalne dialogi, ani nieudolne miejscami kadry. Być może James O’Barr przejdzie do historii jako autor jednego komiksu. Z drugiej strony, kto by nie chciał zostać zapamiętany jako autor, albumu, który stał się światowym fenomenem?

Kruk – okładka

 

Dziękujemy Wydawnictwu Planeta Komiksów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Marcin Kamiński

Scenariusz: James O’Barr
Rysunki: James O’Barr
Tłumaczenie: Michał Zdancewicz
Druk: czarno-biały
Oprawa: twarda
Format: 170 x 260 mm
Papier: kredowy
Stron: 272