Chociaż dziś wydaje się to nieprawdopodobne, kilkanaście lat temu każda ekranizacja komiksu była wydarzeniem. Na filmowych superbohaterów „poważni” krytycy wciąż patrzyli podejrzliwie lub pobłażliwie, a większość adaptacji odcinała się od rysunkowych korzeni. Wróćmy myślami do początków XXI wieku, by przypomnieć sobie, jak wyglądała sytuacja komiksowego kina przed Marvel Cinematic Universe.
Mimo usilnych starań Marvela, lata 90. nie przyniosły wydawnictwu oczekiwanego hitu kinowego – wręcz przeciwnie. Chociaż po przełomowym „Batmanie” w reżyserii Tima Burtona nastąpiła pierwsza fala filmowych adaptacji komiksów, „Dom Pomysłów” wciąż nie miał żadnego atutu we franczyzowym wyścigu. Największym sukcesem dekady okazał się dla Marvela zaledwie przyzwoity „Blade: Wieczny Łowca”. Sytuacja zmieniła się dopiero w roku 2000.
2000: NOWY WIEK, NOWI BOHATEROWIE
DC Comics uparcie milczało od trzech lat. Po zmiażdżonym przez krytyków „Batmanie i Robinie” Joela Schumachera i finansowej porażce tandetnego „Stalowego Rycerza” z koszykarzem Shaquille’em O’Nealem w roli tytułowej, Warner Bros. wolało nie podejmować ryzyka. Rok milenijny był momentem, na który Marvel czekał z utęsknieniem od trzech dekad. Wyprzedażowa gorączka Stana Lee, handlującego w latach 70. prawami do ekranizacji z kim popadło, miała po raz pierwszy wydać dojrzały owoc.
Owocem tym była premiera „X-Men” w reżyserii Bryana Singera. Poważna historia o wykluczeniu mutantów ze społeczeństwa, efektowne sceny akcji i zamiana pstrokatych kostiumów na czarne, skórzane uniformy (szczyt szyku po „Matrixie”) przyniosły filmowi ponad dwieście milionów zysku w box office, nagrody i wysyp pozytywnych recenzji. W tym samym roku M. Night Shyamalan (wówczas jeszcze poważany jako twórca „Szóstego zmysłu”) wyreżyserował „Niezniszczalnego”, prezentując widowni nowe, artystyczne podejście do toposu superherosa.
2002: TRIUMF TRYKOTU
W 2002 roku dobra passa Marvela trwała. Sequel „Blade’a” poradził sobie nieźle (stając się najbardziej dochodowym filmem serii). Przyćmił go jednak niesamowity sukces „Spider-Mana” Sama Raimiego, wówczas największej superprodukcji komiksowej nowego stulecia. Film, oszałamiający realizacyjnym rozmachem, rozpoczął nową epokę adaptacji zdolnych zarabiać duże pieniądze. Marvel wreszcie miał swój hit na miarę „Batmana”.
2003–2004: INWAZJA MARVELA
DC wciąż tkwiło w stuporze. W 2003 roku ich jedynym superbohaterem z kinowym występem na koncie był Batman, pojawiający się gościnnie w (nieudanym) „Looney Tunes znowu w akcji”. Uciekający przed ochroną wytwórni Kaczor Daffy wpadał tam na plan nowego filmu z Człowiekiem Nietoperzem i kradł Batmobil.
Korzystający z sytuacji „Dom Pomysłów” triumfował. W 2003 r. na ekrany trafił „Daredevil” z Benem Affleckiem w roli tytułowej, „X-Men 2” i „Hulk” Anga Lee. Dopiero kolejny rok przyniósł lekką zadyszkę: „Punishera” z kuriozalną (bardziej niż zwykle) rolą Johna Travolty i wymęczonego „Blade’a: Mroczną trójcę”. Te drobne potknięcia wynagradzał jednak kasowy sukces „Spider-Mana 2” z Alfredem Moliną w roli Dr. Octopusa. Wtedy także – po raz pierwszy od 1997 roku – DC powróciło do filmowego wyścigu. Niestety wystawiło w nim słabiutką „Catwoman”, dziwaczną wariację na temat origin story kociej mścicielki z „Powrotu Batmana” Burtona. Mimo udziału Halle Berry w fetyszystycznym kostiumie film okazał się klapą, przynosząc kilkanaście milionów dolarów strat.
Powodzenie Marvelowskich ekranizacji skłaniało studia do sięgania po kolejne komiksy i postaci, także te należące do wydawnictw spoza Wielkiej Dwójki. W 2003 na ekrany zawitała „Liga Niezwykłych Dżentelmenów”, wieńcząc czarną serię obsadowych wtop Seana Connery’ego. Rok później Guillermo del Toro wyreżyserował autorskiego „Hellboya”. Własną wizję superbohaterów zaprezentował również Pixar w swoich przebojowych „Iniemamocnych”. Chociaż animacja Brada Birda nie jest adaptacją, czerpie z komiksów pełnymi garściami (zwłaszcza ze „Strażników”, co zaskakiwało w filmie dla dziecięcej widowni).
2005 – POWRÓT MROCZNEGO RYCERZA
DC Comics uśpiło czujność przeciwnika, by w 2005 roku wyprowadzić nie jeden, ale trzy ciosy. Pierwszym był przeznaczony tylko dla dorosłych „Constantine”, bardzo luźno oparty na historii „Niebezpieczne nawyki” z serii „Hellblazer”. Akcję przygód cynicznego maga przeniesiono do Los Angeles, a wcielił się w niego – kompletnie niepodobny do pierwowzoru – Keanu Reeves. Mimo tego film odniósł sukces finansowy i (umiarkowanie) spodobał się widzom. Niekwestionowanym hitem lata został natomiast „Batman: Początek”, triumfalny powrót do kin Człowieka Nietoperza w reżyserii Christophera Nolana. W grudniu zaś odbył się pokaz przedpremierowy „V jak vendetta”, ekranizacji uznanej powieści graficznej, a zarazem filmu o wyrazistym przesłaniu politycznym.
W tym samym roku premierę miało również „Sin City: Miasto grzechu” Roberta Rodrigueza. Daleko posunięta stylizacja obrazu na rysunkowe kadry Franka Millera przyniosła filmowi sukces i była szeroko dyskutowana. Drobiazgowe podobieństwo wizualne wielu widzów i krytyków postrzegało jako potencjalny nowy kierunek ekranowej adaptacji komiksów.
Stłamszony przez konkurencję Marvel natomiast popisowo potknął się o własne nogi. 2005 to rok podwójnej porażki w postaci kompletnie zbędnej „Elektry” (spin-offu „Daredevila”) i fatalnej, lecz zyskownej „Fantastycznej Czwórki”.
2006 – HEROS DLA KAŻDEGO
W marcu 2006 roku do szerokiej dystrybucji trafiło „V jak vendetta”, popularyzując na świecie wizerunek charakterystycznej maski Guya Fawkesa, która w niedalekiej przyszłości stanie się symbolem społecznego buntu. Po udanej rehabilitacji Batmana, DC Comics podjęło próbę przywrócenia na ekrany swojej największej ikony. Mimo zaangażowania w projekt Bryana Singera, „Superman: Powrót” okazał się niewypałem. W założeniu produkcja miała stanowić bezpośrednią kontynuację „Supermana II” z 1980 roku, ignorującą istnienie trzeciej i czwartej części przygód Człowieka ze Stali. W obliczu krytyki i rozczarowania fanów, po kilku latach zdecydowano się na całkowity reboot marki zamiast kolejnej próby dopasowania się do klasycznej serii z Christopherem Reeve’em.
Osieroceni przez swojego pierwotnego reżysera mutanci dotarli tymczasem do finału trylogii w „X-Men: Ostatni bastion”. Film spotkał się z chłodnym przyjęciem widzów, przyniósł jednak wystarczający dochód, by studio podjęło decyzję o konieczności przedłużenia cyklu. Zaowocowało to kilkoma kompletnie zbędnymi prequelami i spin-offami, eksploatując do cna popularność Hugh Jackmana jako Wolverine’a.
Najgłośniej komentowanym filmem na podstawie komiksu tego roku była jednak ekranizacja „300” Millera, wyreżyserowana przez Zacka Snydera. Po raz kolejny skrajna rysunkowa stylizacja zapewniła obrazowi sukces finansowy i artystyczny. Entuzjaści widzieli w technice Snydera przekroczenie granic kina, krytykanci wytykali podobieństwo do gry wideo.
Dla twórców i wytwórni stało się jasne, że filmy o superbohaterach nie są modą, która szybko przeminie. Ekranowi herosi docierali do coraz szerszej widowni, uwalniając się od łatki „produktu dla nastoletnich nerdów”. 2006 przyniósł zatem komedię romantyczną o trudach związku z posiadaczką nadludzkich mocy („Moja super eksdziewczyna”) oraz komedię familijną o szkole dla przyszłych obrońców ludzkości („Zoom: Akademia bohaterów”). Także Bollywood – niestrudzenie „inspirujące się” amerykańskimi wzorcami – zareagowało na nowy trend, rozpoczynając własną franczyzę. „Krrish”, oryginalny indyjski superheros, w 2020 roku ma pojawić się w czwartym pełnometrażowym filmie kinowym. Od pierwszego występu w 2006 doczekał się także filmów telewizyjnych, seriali animowanych, książek i komiksów.
2007: MROCZNY ROK
Rok 2007 przyniósł ekranowy debiut zaledwie jednego nowego bohatera – Ghost Ridera. Płonąca głowa mrocznego Nicolasa Cage’a na motocyklu nie przekonała do siebie widzów, ale produkcja i tak przyniosła zysk (co pięć lat później sprowokowało nieoczekiwany przez nikogo sequel). 20th Century Fox liczył na cieplejsze przyjęcie „Fantastycznej Czwórki: Narodzin Srebrnego Surfera”, ale kontynuacja filmu z 2005 roku również została skrytykowana. Dochody zachęcały jednak do domknięcia trylogii i nawet podpisano już kontrakty z aktorami.
Największym hitem roku był jednak trzeci „Spider-Man”, oferujący publice nowy czarny kostium i aż trzech złoczyńców do pokonania. Film zarobił krocie, ale widzowie byli oburzeni poziomem scenariusza i aktorstwa. Krytyczne opinie nie zniechęciły studia: planowano kolejne trzy filmy z Pająkiem i spin-off o Venomie. Szeroko zakrojone plany pokrzyżowało odejście Sama Raimiego wskutek konfliktu z producentami.
2008: NA SZCZYCIE I PONIŻEJ DNA
Lista filmów o superbohaterach rozrastała się w coraz szybszym tempie, a widzowie przywykli do specyfiki i struktury nowego gatunku (zwłaszcza że serwowano im głównie kolejne origin stories). Nic więc dziwnego, że zaczęły pojawiać się coraz liczniejsze pastisze i satyry. Połączone siły producentów „Nagiej broni” i „Strasznych filmów” przyniosły światu „Superhero”, prostacką parodię ekranizacji Marvela i DC. Will Smith zagrał Hancocka, bezdomnego nadczłowieka, przedkładającego tanie wino nad ratowanie świata.
Chociaż w nowym stuleciu nawet kiepskie filmy na podstawie komiksów generowały zysk (zazwyczaj), rok 2008 przyniósł dwie spektakularne finansowe klapy. Frank Miller, podbudowany sukcesami ekranizacji własnych komiksów, wyreżyserował „Spirita – Ducha Miasta”. Z niewiadomych powodów gazetowe shorty Willa Eisnera poddano stylizacji na „Sin City”, co nie przysporzyło adaptacji widzów i wygenerowało straty na ponad dwadzieścia milionów dolarów. Podobną klęską stała się trzecia interpretacja Franka Castle’a. „Punisher: Strefa wojny”, film akcji w stylu lat 80., mimo śmiesznie niskiego budżetu i tak się nie zwrócił. Co więcej – zyskał niechlubny tytuł najgorzej zarabiającej adaptacji komiksu Marvela w dziejach i dzierży go do dziś.
W tym czasie jedynym kłopotem DC Comics było liczenie pieniędzy. „Mroczny Rycerz”, druga część planowanej trylogii Nolana o Batmanie, rozbił bank. Produkcja Warner Bros. błyskawicznie wskoczyła do najwyższej finansowej ligi, stając się czwartym filmem w historii kina z zyskiem przekraczającym miliard dolarów. Przed wejściem na ekrany przeprowadzono w USA gigantyczną kampanię reklamową, stylizowaną na akcję terrorystyczną w wykonaniu Jokera. Do sukcesu przyczyniła się również niewątpliwie ponura legenda przedwczesnej śmierci Heatha Ledgera, która miała być wynikiem zbyt intensywnych przygotowań do roli błazna-psychopaty.
NOWA GRANICA
Marvelowi porażkę jednej z franczyz osłodził jednak sukces innych. „Iron Man” z Robertem Downeyem Jr. dał widzom obietnicę, na którą czekali od blisko dwóch dekad: stworzenia jednego, spójnego Uniwersum, w którym bohaterowie różnych filmów mogliby działać razem. W tym samym roku oczekiwania zostały rozgrzane do czerwoności, gdy w „Incredible Hulk”, reebocie filmu Anga Lee z 2003 roku, pojawił się Tony Stark.
Kolejna dekada to nowa epoka, należąca bezsprzecznie do MCU. Szeroko zakrojony projekt Marvela zmienił rynek adaptacji komiksowych i modele zarządzania franczyzami. Jaka przyszłość czeka nas w kolejnym dziesięcioleciu? Kiedy nastąpi wieszczony przez krytyków przesyt superbohaterami? Czas pokaże.