Tajfun to postać stworzona przez Tadeusza Raczkiewicza. Przygody wąsatego agenta kosmicznych służb specjalnych można było śledzić w harcerskim piśmie „Świat Młodych” w latach 80. ubiegłego wieku. Album „Tajfun: Nowe przygody. Antologia” miał być prezentem dla autora z okazji jego 70. urodzin. Niestety, Tadeusz Raczkiewicz nie doczekał jego wydania, gdyż zmarł w lutym tego roku.
Tajfun i odrobina nostalgii
Przygody Tajfuna pamiętam jak przez mgłę. Nie dane mi było ich czytać w „Świecie Młodych”, ponieważ w dzieciństwie komiksy specjalnie mnie nie interesowały. Owszem, coś tam czytałem, ale zazwyczaj wybór padał na „Kaczora Donalda” albo jakieś sporadyczne superhero od TM-Semic. No i był jeszcze „Asterix”. To wszystko. Pierwszy raz postać poznałem za sprawą nieistniejącego już wydawnictwa Mandragora, które wydało zbiorczy tom trzech przygód Tajfuna. Miało być więcej, ale wydawnictwo upadło. Potem na scenę wszedł Ongrys, który wznowił wszystkie przygody wąsatego agenta i dodatkowo, z pomocą fanów, wydał premierowy album „Synonim zła”.
Sam Tadeusz Raczkiewicz wspominał nie raz, że nie zdawał sobie sprawy z popularności Tajfuna. Ówczesny wydawca nigdy nie przekazywał mu listów od fanów. Jak sam przyznał, gdyby wiedział, pisałby serię dalej. Sam komiks był czymś nowym na naszym rynku. Przygody kosmicznego agenta, piękne kobiety, tajemnicze planety, monstra i przepełnione akcją historie pozwalały czytelnikowi oderwać się od rzeczywistości. Wiele razy spotkałem się z określeniem, że Tajfun był takim polskim Jamesem Bondem w kosmosie. Mnie osobiście seria zawsze kojarzyła się z „Valerianem” Pierre’a Christina. Piszę o tym, ponieważ z powodów, które opisałem wyżej, tak naprawdę nigdy nie darzyłem postaci jakąś szczególną nostalgią. A to właśnie ona przyda się podczas lektury nowych przygód Tajfuna.
Tajfun według nowego pokolenia twórców
Na album „Tajfun: Nowe przygody. Antologia” składa się dziewięć komiksów napisanych i narysowanych przez „nowe pokolenie twórców”. Zaliczają się do nich m.in. Bartłomiej Sztobryn, Adam Kmiołek, Marcin Nowakowski czy też Maria Lengren. To oczywiście nie wszystkie nazwiska. Co do jakości komiksów, to ciężko mi ocenić je jednoznacznie. Przede wszystkim dlatego, że większość z nich to krótkie, często kilkustronicowe historie. Nigdy nie przepadałem za takimi opowieściami, bo ledwo się zaczną, to już się kończą. Ciężko mi wczuć się w taki komiks, a co dopiero go ocenić. Z tego samego powodu mam też problem z takimi tytułami jak chociażby „Sędzia Dredd”. Lubię postać i uniwersum, ale odbijam się od krótkich historii.
Jednak nie samymi krótkimi historiami recenzowany tom żyje. Najdłuższym, a zarazem najlepszym komiksem w tym zbiorze jest moim zdaniem ten autorstwa Pawła Gierczaka (fabuła i rysunki) oraz Arkadiusza Klimka (gościnne rysunki) pod tytułem „Armia Lucyfera”. To czysta jazda bez trzymanki utrzymana w moim ulubionym klimacie postapokaliptycznym rodem z „Mad Maxa”. Właśnie ta seria filmów stała się inspiracją dla tego komiksu. Fani ostatniej części, „Na drodze gniewu”, będą więcej niż usatysfakcjonowani. To jednak nie wszystko. Tylu nawiązań do popkultury nie widziałem w żadnym innym tytule. Mamy tutaj mrugnięcia okiem do fanów „Terminatora”, „RoboCopa”, „Gliniarza z Beverly Hills”, „Akiry” czy też „Powrotu do przyszłości”. Świetna sprawa.
Wizualny świat Tajfuna
Jeżeli zaś chodzi o warstwę graficzną, to tutaj równ ież jest różnie. Oczywiście najbardziej do gustu przypadła mi wspomniana „Armia Lucyfera”. Jest mrocznie i brutalnie, prawie jak u Bisleya, a klimat postapo wylewa się niemal z każdej planszy. Komiks został narysowany prawie w całości przez Pawła Gierczaka. Gościnnie rysował też Arkadiusz Klimek, którego kreska również mi się podobała, jednak takie przeplatanie stylu pomiędzy planszami nie do końca mi odpowiadało. Pozostali rysownicy także spisali się dobrze. Bardzo podobały mi się też plansze Piotra Rosnera w historii „Hrabia De Mono”, gdzie postaci nie brakowało szczegółowości i ekspresji. Najmniej pod względem graficznym przypadł mi komiks „Awantura na bezimiennej planecie”. To chyba najsłabszy komiks w albumie, również pod względem fabularnym.
Hołd dla twórcy Tajfuna
Antologia nowych przygód Tajfuna zawiera też kilka dodatków. Najważniejszym jest wywiad z Tadeuszem Raczkiewiczem, przeprowadzony przez naszego redaktora Michała Siromskiego w 2014 roku (oryginał możecie przeczytać tutaj). Kolejny ważny dodatek to wspomnienie publicysty „Nowej Fantastyki” Waldemara Miśkiewicza o autorze. Album zawiera też sporą galerię fanartów.
Jak wspomniałem na początku, album ten miał być prezentem dla Tadeusza Raczkiewicza z okazji jego 70. urodzin. Niestety, zamiast prezentem, stał się hołdem. Autor nie dożył jego premiery. Jako forma uznania dla twórcy postaci recenzowana antologia sprawdza się świetnie. Nowe przygody Tajfuna docenią przede wszystkim osoby, które miały styczność z serią za czasów „Świata Młodych”. Współczesne przygody blondwłosego agenta z wąsem może i nie należą do najlepszych, ale jeżeli, drogi Czytelniku, masz w sobie tę nutkę nostalgii, o której wspomniałem na początku, powinieneś być zadowolony z lektury.
Maciej Skrzypczak
Dziękujemy wydawnictwu Planeta Komiksów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Scenariusz: Bartłomiej Sztobryn, Wiktor Talaga i inni
Rysunki: Adam Kmiołek, Marcin Nowakowski i inni
Wydawca: Planeta Komiksów
Data wydania: wrzesień 2019
Liczba stron: 160
Format: 210 x 297 mm
Oprawa: twarda
Druk: kolor
Cena: 99,90 zł