Komiksy takie jak „The Goon” nie zdarzają się często. Powell powołał do życia papierowy świat, którego bohaterowie z czasem wymknęli się z więzienia dwóch wymiarów. Przemierzane przez nich uliczki wydają się równie realne co te otaczające nas, tak jak i ich perypetie i emocje. W trzecim zbiorczym tomie przygód Zbira autor jak jedną ręką rozdaje, tak drugą zabiera. Załóżcie ciężkie buty, bo historia może wciągać.

ANATOMIA GOONA

Każdy z tomów przygód Zbira prezentowanych przez Non Stop Comics wydaje się mieć inny zakres wydarzeń i motyw przewodni. W pierwszym widzieliśmy poniekąd frenetyczne wprowadzanie licznych abstrakcyjnych elementów do wstępnie wykreowanego świata. Towarzyszyło temu mnóstwo luźnej rubaszności. Tom drugi miał w sobie więcej porządku i struktury, przynosił przy tym dużo refleksyjności, grzebania w przeszłości i wyczekiwane „Chinatown”. W trzecim zaś to właśnie przeszłość wydaje się wyciągać nibynóżki i szczękoczułki w stronę bohaterów Ulicy Samotnej.

MIĘDZY MŁOTEM A POWIDŁEM

Zbir jest zmęczony. Takie odniosłem wrażenie, przeglądając kolejne strony tego tomu. Zmęczony wiecznym naciskiem. Z jednej strony wymogami bycia chodzącą legendą oraz oparciem dla swych towarzyszy, z drugiej ‒ notorycznymi przeciwnościami losu, starającymi się wyrwać mu z rąk resztki tego, co zdołał jeszcze utrzymać. Nawet gdy zaczyna odnajdywać wyjaśnienie swojej udręki, uzyskane odpowiedzi nie niosą wcale ukojenia. Robi więc to, co zawsze przynosiło dobre efekty ‒ tłucze, rąbie i siecze. Czasami udaje się wytłuc częściowe wyjaśnienia, niestety każde z nich rozgałęzia się na kolejne pytania. Wierna ekipa z lojalnym Frankym na czele pomoże, na ile tylko starczy im sił, ale to tytułowy Goon podejmować będzie prawdziwie ważne wybory. Na pewno nie zawiedzie kolejna osoba, która określa go mianem „przyjaciela”.

CO BRAK OCZU POZWOLI PRZEOCZYĆ

Niestety zauważam drobną obniżkę formy od strony wizualnej. To, dla jasności, pod tym kątem nadal rzetelnie prowadzona opowieść. Postaci są dopracowane w szczegółach, które cieszą oko, jednak odnoszę wrażenie postępującej utraty otoczenia, często zastępowanego przez chmury czystego koloru. Zwłaszcza w ujęciach raptownych akcji. Wydaje mi się, że wcześniej autor przywiązywał do tego więcej wagi, lecz poza tym jednym aspektem dziełu nie da się nic zarzucić. To wciąż Powell w swojej mocnej, wyrazistej formie.

I TAK WARTO ŻYĆ

Prowadzenie historii jest o wiele bardziej spójne i ukierunkowane niż poprzednio. Nie mówię, że jest to poprawa lub pogorszenie tego elementu, ale na pewno pomoże skupić się na rozwoju fabuły. Liczne wątki, intrygująco rozpoczęte we wcześniejszych częściach opowieści, zostają rozwinięte lub domknięte. Wiele postaci owianych jest mgłą tajemnicy, którą trzeba będzie usunąć, a to wszystko w atmosferze coraz bardziej zaciskającej się nad miastem kopuły, z Lasem Koniożerców i Ulicą Samotną. „Goon” to niezmiennie kawał świetnej lektury, mam więc nadzieję, że zgodnie z moją sugestią z recenzji poprzedniej części macie mocną półkę na nadchodzące księgi od Erica Powella.