„Hill House Comics” to nowa seria wydawnicza Egmontu sygnowana nazwiskiem Joe Hilla, pisarza horrorów, a prywatnie syna Stephena Kinga. W pierwszym tomie kolekcji zatytułowanym „Kosz pełen głów” poznajemy June Branch, która musi uratować swojego chłopaka Liama z rąk porywaczy. Pomóc ma jej w tym pewien prastary topór wikingów, skrywający magiczne zdolności. Jedno jest pewne, polecą głowy.
Joe Hill i jego komiks
Akcja komiksu rozgrywa się we wrześniu 1983 roku w miasteczku Brody Island w stanie Maine. Na początku opowieści poznajemy Liama, praktykanta miejscowej policji, który właśnie zakończył letnią służbę i wraz ze swoją dziewczyną June Branch planuje dalsze życie. Wszystko zmienia się w trakcie kolacji w domu szeryfa, kiedy to nasi bohaterowie dowiadują się o śmierci jednego z policjantów i ucieczce z więzienia kilku przestępców. Później sprawy toczą się szybko.
Poszukiwani mężczyźni napadają na dom stróża prawa, Liam zostaje porwany, a June traci przytomność. Po przebudzeniu dziewczyna próbuje uciec, a za pomocny oręż wybrała zabytkowy topór wikingów, który znajdował się w kolekcji szeryfa. Po pierwszym użyciu tejże broni okazuje się, że kryje ona w sobie magiczne właściwości, a głowy oddzielone od ciała nadal żyją. Czy June uda się uratować Liama i ile głów będzie musiała ściąć, żeby tego dokonać?
Thriller pełen czarnego humoru
„Kosz pełen głów” autorstwa Joe Hilla niesamowicie mnie zaskoczył. Fabuła jest ciekawa i intrygująca, co powoduje, że komiks czyta się jednym tchem do samego końca. Postaci zostały przedstawione w bardzo naturalny sposób, a i dialogi między nimi powodują, że niemal momentalnie bohaterowie zyskują sympatię czytelnika. Dotyczy to zwłaszcza June, która ze strony na stronę poznaje tajemnicę porwania Liama i sprawców, którzy za nim stoją.
Mocną stroną tytułu są rozmowy dziewczyny z jej ofiarami, przepełnione złośliwymi docinkami i czarnym humorem. Ten komiks to świetnie napisany thriller, pełny akcji i groteski. Pomimo tragizmu i powagi sytuacji część rozmów i wydarzeń wywoływała prawdziwy i szczery uśmiech na mojej twarzy. Bardzo satysfakcjonujące jest również zakończenie całej historii. Nie ma tutaj żadnych niedomówień, a niektóre odpowiedzi poznajemy dopiero na ostatniej stronie komiksu. Jedna z nich jest tak kuriozalna, że ciężko było mi w nią uwierzyć, za co autorowi należą się ogromne brawa. Element zaskoczenia trwał do samego końca.
„Kosz pełen głów” i wizja Leomacsa
Za stronę graficzną odpowiadają rysownik o pseudonimie Leomacs i kolorysta Dave Stewart. Samym rysunkom niczego praktycznie zarzucić nie można. Są wyraźne, przejrzyste i utrzymane w dość mrocznej stylistyce. Dotyczy to nie tylko pory dnia (akcja komiksu rozgrywa się głównie w nocy), ale i sytuacji. Pomimo sporej dawki humoru, o której pisałem wcześniej, nie należy zapominać, że to nadal thriller, w którym trup ściele się gęsto. Nie brak tutaj plansz przedstawiających dekapitację przeciwników z drobnymi elementami gore. Wszystko jednak podane jest ze smakiem i nie powoduje u czytelnika obrzydzenia. W materiałach dodatkowych znajdziemy kilka okładek alternatywnych i krótkie wywiady z Joe Hillem i Leomacsem.
„Kosz pełen głów” to prawdziwe zaskoczenie. Nie spodziewałem się tytułu tak dobrego i wciągającego. Ciężko mi znaleźć w nim jakiekolwiek wady, a na siłę nie mam zamiaru ich szukać, ponieważ lektura dostarczyła mi sporo przyjemności i sprawiła, że z chęcią sięgnę po kolejne komiksy z serii „Hill House Comics”.
Maciej Skrzypczak
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.
Scenariusz: Joe Hill
Rysunki: Leomacs
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Egmont
Data wydania: styczeń 2021
Liczba stron: 184
Format: 170 x 260 mm
Oprawa: twarda
Druk: kolor
Cena: 69,99 zł