LastMan, tom 5 - okładka

LastMan, tom 5 – okładka

LastMan to jedna z moich ulubionych serii na polskim rynku. Non Stop Comics właśnie wydało piąty tom przygód autorstwa tria Balak, Sanlaville i Vives w świecie, który raz jest Naruto, raz Mad Maksem, a innym razem cyberpunkową dystopią.

Nieprzewidywalność

To mi się najbardziej podobało w dotychczasowych komiksach z serii nie byłem w stanie wymyślić, w którą stronę potoczy się fabuła. Scenografia zmieniała się co tom. Pojawiali się nowi dziwaczni bohaterowie i bohaterki oraz mniejsze i większe zwroty akcji. Wydaje mi się jednak, że ten etap historii mamy już za sobą. Piąty tom wreszcie przynosi nam jakieś odpowiedzi. Zaraz po tym jak znowu splótł losy uciekiniera Richarda Aldany z Marienne i Adrianem.

Okazuje się, że przedstawione w poprzednich tomach krainy wcale nie są tak odrębne, jak mogłoby się wydawać wcześniej. Ponadto sielska i spokojna Dolina Królów ma również swoje mroczne oblicze. Może i dawno zapomniane, ale powoli wychodzi na wierzch. Głównie za sprawą zakłócenia idylli poprzez pojawienie się przybysza z zewnątrz, Richarda Aldany.

Więcej akcji

Piąty tom powoli ustawia sytuację dla dalszych tomów, ale to nie znaczy, że wyjaśnia wszystko. Wciąż pozostaje sporo tajemnic. Zresztą to tylko jeden z filarów tego komiksu. Innym są dynamiczne sceny akcji, fantastycznie ilustruje je Bastien Vives, którego jestem wielkim fanem. Bardzo mnie cieszy, że coraz więcej jego prac wychodzi po angielsku. Zwłaszcza że są w bardzo różnej stylistyce. Polskiemu czytelnikowi warto polecić Polinę i Za Imperium, które bardzo się różnią od LastMana, ale są narysowane równie dobrze.

Dlaczego to nie jest najlepiej sprzedający się komiks w Polsce?

Spoglądam na moje recenzje poprzednich tomów i powoli kończą mi się pomysły na to, jak napisać, że to świetna seria i polecam ją każdemu. Wydaje mi się, że powinna się spodobać miłośnikom mangi ze względu na inspiracje, znajomy format i kolorystykę (a raczej jej brak). Powinni ją też polubić miłośnicy komiksu środka, takiej czystej rozrywki. Bo LastMan nie burzy jakichś murów, nie dekonstruuje gatunków. Korzysta ze znanych motywów (zwłaszcza dla kogoś, kto nie zamyka się w jednej ulubionej niszy) i robi to w ciekawy sposób.

Odpowiadając na pytanie w nagłówku, wydaje mi się, że właśnie rozmaitość inspiracji jest obok bycia zaletą również największą wadą serii. Dla miłośników mangi będzie za mało mangowy. Narysowany pięknie, ale na tyle nietypowo, że odstręczy przeciętnego mangowca. Dla miłośników komiksu frankofońskiego nie będzie komiksem przygodowym narysowanym tak, jak robi to Grzegorz Rosiński. Miłośnicy superbohaterów (bo bohaterowie LastMana to przecież nadludzie dysponujący rozmaitymi mocami) będą zasmuceni, że serię można po prostu przeczytać w kolejności wydawania, a nie kombinować zeszyty z piętnastu różnych serii za pomocą ezoterycznych formuł czytelniczych.

Rzuć grosza LastManowi

Przeciętny czytelnik najwyraźniej już tak ma, że lubi to, co dobrze znane, i rzadko się wychyla poza ulubione gatunki i to, co gawiedź uznała za klasyki. Oczywiście mogę się mylić, ale jakoś nie widzę entuzjazmu i ożywienia w sieci, gdy wychodzi kolejny tom. Nie licząc nielicznej grupki fanów tytułu. Jeszcze raz polecę każdemu tę serię. Mam nadzieję, że będzie wychodziła częściej, bo na kolejne tomy czekam jak na mało co.

Konrad Dębowski