LUCKY LUKE – „RYWALE Z PAINFUL GULCH”, „GÓRY CZARNE”, „DALTONOWIE I ZAMIEĆ”


Powszechnie zawód kowboja kojarzy się z zaganianiem bydła i ujeżdżaniem koni. Cóż, według realiów świata Lucky Luke’a w zakres obowiązków wchodzi także: godzenie zwaśnionych rodów, eskortowanie ekspedycji naukowych i uganianie się za Daltonami. Nie jest to najłatwiejszy żywot, ale ktoś to musi robić…

Choć do tej pory wszystkie zbiory serii „Lucky Luke” zawierały historie w kolejności ich pierwotnego ukazywania się, tym razem pominięto jedną opowieść, a konkretnie „Billy the Kid” (znajdujący się normalnie między „Rywalami…”, a „Górami Czarnymi”). Powód tej zmiany jest dosyć prosty: komiks ukazał się w Polsce kila lat temu, byłoby więc sporym zawyżeniem ceny oferować czytelnikom tomik, którego 1/3 już posiadają.

W „Rywalach z Painful Gulch” Lucky Luke zostaje nakłoniony przez mieszkańców pewnego miasteczka do pogodzenia dwóch zwaśnionych rodów. Są to wielkonosi O’Timmowie i posiadających ogromne uszy O’Harowie, przez których ciągłe kłótnie (a co za tym idzie – strzelaniny) cierpi cała okolica. Wojna między klanami nawiązuje do prawdziwej nienawiści rodów Hatfieldów i McCoyów. W sumie to dziwne, że to właśnie nie na nich wpada Luke. Goscinny zawsze lubił bombardować wątkami historycznymi, a autorzy nie mieli nigdy oporów z komicznymi interpretacjami czasem bardzo ponurych wydarzeń (jeden z późniejszych odcinków ma miejsce podczas masakry w O.K. Corral) . Historia pomimo swojej dawki dobrych gagów jest niestety bardzo przeciętna.

Co ciekawe, Lucky Luke wydaje się mniej szlachetny niż zawsze. Przez pierwszą połowę komiksu jest mało chętny do łagodzenia sporu, do tego stopnia, że w pewnym momencie postanawia darować sobie przygodę i już opuszcza miasto. Gdy tylko jednak sam zostaje znieważony przez członka jednego z klanów, kowboj automatycznie oznajmia, że teraz sprawa jest osobista i zawraca w pełni zmotywowany. Czy bardziej interesowny Luke jest dobrym, czy złym pomysłem, pozostawiam osądowi czytelników. Ciężko też nie kwestionować niektórych z jego pomysłów. Oto postanawia urządzić festyn, z ukartowanymi zawodami, tak by zwyciężali w nich wyłącznie reprezentanci rodów O’Timmów i O’Harów… Czy on naprawdę nie domyśla się, jak to się skończy!? Jego ostateczny plan – którego nie zdradzę – także pozostawia mieszane odczucia. Nie tylko poczynania bohatera pozostawiają wątpliwości moralne ale przebieg wydarzeń jest trochę zbyt naiwny…

Druga opowieść, „Góry Czarne”, jest niestety po prostu nijaka. Luke zostaje wynajęty przez rząd do ochrony czwórki naukowców: biologa, geologa, geometry i antropologa. Profesorowe mają sprawdzić, czy tytułowe tereny nadają się do celów kolonizacyjnych. Oczywiście jest to nie na rękę pewnemu upodlonemu senatorowi, który wysyła w ślad za bohaterami swojego człowieka imieniem Bull Bullets. Niestety, historii brakuje przysłowiowego zastrzyku energii. Postacie żyjących w swoim świecie naukowców, choć mają kilka zabawnych kwestii, są zwyczajnie mało interesujące. Bull Bullets z kolei jest równie efektownym antagonistą, co Kojot ze Strusia Pędziwiatra. Naturalnie głupotę i niekompetencję można zarzucić połowie wrogów Lucky Luke’a. Jednak tu autorzy nie mieli większego pomysłu na urozmaicenie tej postaci czy ogółem historii. Mam zresztą wrażenie, że zapędzili się w kozi róg, biorąc sobie na warsztat tematykę, która nie jest specjalnie porywająca i było im ciężko cokolwiek z niej wyciągnąć. Najciekawszy wątek pojawia się niestety dopiero pod koniec, gdy pewne indiańskie plemię ma okazję się przekonać o negatywnych skutkach działania wody ognistej…

Na szczęście tom ratuje ostatnia opowiastka, „Daltonowie i zamieć”. Daltonowie po raz enty uciekają z więzienia. Jednak tym razem dla urozmaicenia postanawiają zaszyć się w śnieżnej Kanadzie. Lucky Luke’owi znów towarzyszy Bzik, najgłupszy pies świata, a w kraju sąsiadów przyłącza się do niego nie mniej sympatyczna postać starszego kaprala z Kanadyjskiej Konnej. W przeciwieństwie do Bulla z „Gór Czarnych” Daltonowie wykonują swoje idiotyzmy z o wiele większa klasą. Dialogi między czwórką braci są istnymi perełkami i jest w tych postaciach coś, co przypomina mi grupy komiczne ze starych slapstickowych komedii amerykańskich (sam komiks przywodzi zresztą na myśl film Chaplina „Gorączka Złota”) Historia jest bardzo dynamiczna i nawet przez moment nie wieje nudą… za to mamy całą masę podmuchów śniegu i lodowatego wiatru.

Naturalnie za wieczny minus tomików uważam zmniejszony format (tęsknię za wydaniami albumowym), jednak „Daltonowie i zamieć” są moim zdaniem wystarczającą atrakcją, by warto było rzucić na całość okiem. Pierwsze dwie historie nie są złe, a tylko uboższe niż normalnie. Chyba powiedziałem wszystko co mam do powiedzenia, a zatem w drogę…

…I’m a poor lonesome cowboy…

Maciej Kur

„Lucky Luke” – „Rywale z Painful Gulch”, „Góry Czarne”, „Daltonowie i zamieć”
Scenariusz: Rene Goscinny
Rysunek: Morris
Wydawnictwo: Egmont
Wydanie: I
Data wydania: wrzesień 2012
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Liczba stron: 144
Format: 155×225 mm
Oprawa: twarda
Druk: kolor
ISBN-13: 978-83-237-4788-8
Cena: 49,90 zł