Death or Glory, tom 2 - okładka

Death or Glory, tom 2 – okładka

Drugi tom serii Death and Glory jest jednocześnie ostatnim. Wydawnictwo Non Stop Comics właśnie umożliwiło nam poznanie dalszego ciągu historii autorstwa Ricka Remendera i Bengala.

Spokój przed burzą

Pierwszy tom zakończył się szczęśliwie dla Glory i jej ekipy uciekającej przed gangiem szalonych handlarzy organami. Po pościgach, strzelaninach wraz z bohaterami zyskujemy chwilę oddechu. W tym czasie dowiadujemy się więcej o gangsterach. Okazują się jeszcze bardziej dziwaczni, niż wydawało się po lekturze wcześniejszych zeszytów. Jednak każdy wpasowuje się w świat, jaki wykreowali twórcy.

To jedyny spokojniejszy moment w tym tomie i tej serii w ogóle. Jest trochę jak w Mad Max: Na drodze gniewu. Pierwsza chwila spokoju następuje po burzy piaskowej spowalniającej pościg za głównymi bohaterami. Szybko akcja zaczyna toczyć się znowu bardzo żywiołowo i nie przestaje praktycznie do samego końca.

Na drodze gniewu

Najnowsza część filmowych przygód Maksa Rockatansky’ego została tu przywołana nie bez przyczyny. Bo gdy Glory i jej konwój uciekają z siedliska zarządzanego przez niejakiego Kojota, rusza za nimi pościg. Na jego czele stoi wspomniany gangster w ogromnym dźwigu. Większą część drugiego tomu zajmuje widowiskowy pojedynek pomiędzy konwojem Glory a całą rzeszą wrażych pojazdów. To jedna niekończąca się scena akcji. Bardzo dynamiczna, pełna akrobatycznych popisów oraz brutalnych zgonów pod kołami pędzących samochodów lub w eksplodujących pojazdach. Bengal narysował ją na tyle przejrzyście, że nie sposób się w niej pogubić.

Tempo wydarzeń nie pozwala jednak wybrzmieć żadnej ze śmierci pozytywnych bohaterów. Nie ma momentu drobnej pauzy. Wozy pędzą przed siebie jak oszalałe, a Glory musi walczyć z kolejnymi zagrożeniami właściwie do samego finału.

Świetny komiks akcji

Tom drugi potwierdza moją opinię o tej serii z recenzji poprzedniego. To świetna seria akcji. Frenetyczne tempo fantastycznie przedstawione przez Bengala powoduje, że nie sposób się nudzić. Co ciekawe nawet narracja Remendera, który cały czas w narracyjnych boksach wykłada nam wewnętrzny monolog Glory, gdzieś ginie w ryku silników i huku eksplozji. W tle przewija się też sytuacja społeczna w USA i tamtejsze problemy z imigracją oraz prywatną służbą zdrowia. Kontekst społeczny sprawia, że sama seria, nawet pomimo kompletnie odjechanych postaci oraz ich nadludzkich wyczynów w scenach akcji, jest jakoś ugruntowana w rzeczywistości.

Trochę szkoda, że nie wydano Death or Glory w jednym tomie. Niekoniecznie zbliżonym do wersji de luxe, która właśnie wyszła w USA, albo tego, jak wydano u nas Tokyo Ghost, ale po prostu w grubszym wydaniu w miękkiej oprawie, które nie podniosłoby szczególnie ceny. W stylu niektórych wydań superbohaterskich Egmontu. Trochę lepiej czytało mi się wszystko za jednym zamachem, ale teraz przecież można to zrobić z dwoma tomami, więc to żadna wada.

Konrad Dębowski