Nadszedł czas na kolejny miękki restart przygód Spider-Mana. Niedawno był jeszcze szefem firmy, wcześniej Otto Octaviusem, a teraz za sprawą wydanej przez Egmont serii Amazing Spider-Man Nicka Spencera i Ryana Ottleya ustalono nowe status quo.
Nowy stary Spider-Man
Chociaż powyższe stwierdzenie jest delikatnym nadużyciem, bo tak naprawdę nie ma w tej serii żadnej nowości. Po prostu wrócono do Parkera z czasów Stana Lee i Johna Romity z drobnymi zmianami wynikającymi z historii przygód bohatera. Parker znowu próbuje pogodzić bycie Spider-Manem z pracą w „Daily Bugle”, życiem uczelnianym, rodzinnym (czy ciocia May podpisała jakiś pakt z Mefistem? Bo znacząco odmłodniała) oraz towarzyskim. Z tą różnicą, że grono znajomych odrobinę się zmieniło. Ze starej paczki pozostała tylko Mary Jane. Nie ma oczywiście Normana Osborne’a, Gwen Stacy, ale pojawia się syn Robbiego Robertsona i parę innych postaci. W tym Bumerang, który poza byciem jednym z drobnych rzezimieszków rutynowo łapanych przez Pajęczaka zostaje też współlokatorem Petera i Robbiego.
W przygodach Człowieka Pająka zawsze podobał mi się nieustanny pęd do przodu. Liczba aspektów życia, jakie bohater próbował pogodzić, zawsze była bardzo długa. Uciekał ze spotkań ze znajomymi, żeby walczyć ze złoczyńcami. Następnie poobijany przychodził na randkę z Mary Jane, z której znikał w połowie, gdy pojawiali się kolejni przeciwnicy. Potem jeszcze musiał zdążyć do domu na kolację, żeby nie niepokoić ciotki. Przez to czytelnik raczej się nie nudził. Mógł jedynie współczuć bohaterowi, który nie ma ani chwili spokoju.
Walka Petera Parkera nigdy się nie kończy
W Amazing Spider-Man z Marvel Fresh jest w zasadzie podobnie. W pięciu zeszytach przewija się cała masa wrogów. Zarówno tych większego kalibru, jak Mysterio czy Lizard, jak i drobnych kryminalistów. Między starciami Peter musi sobie radzić z problemami w życiu osobistym i zawodowym. Jest coraz ciężej, jednak gdy zupełnym przypadkiem pojawi się sposób na poradzenie sobie z natłokiem odpowiedzialności, okaże się, że to nie do końca jest to, czego chcą Peter Parker i Spider-Man.
Scenariusz nawiązuje więc do najlepszych pajęczych tradycji. Jest też dość zabawnie. Żarciki czasem są głupawe, ale zazwyczaj trafione. Niezbyt podoba mi się sprowadzanie do żartu trzecioligowych przeciwników Spider-Mana. Zapoczątkował to Brian Bendis w Ultimate Spider-Man i najwyraźniej przeniknęło do głównego uniwersum. Rozumiem, że takiego Ringera ciężko brać na poważnie, ale wydaje mi się, że ten chwyt zaczyna się stosować nagminnie względem coraz większej liczby wrogów. To osłabia ich znaczenie jako przeciwników. Jeśli ktoś jest śmieszny, nie wygląda na groźnego. Jednak w tle głównej historii z tomu pojawia się kilka bardziej posępnych postaci, więc może ton ulegnie z czasem zmianie. Bardzo podoba mi się, że Nick Spencer buduje fundamenty dla kolejnych przygód. O ile dobrze pamiętam, scenariusze do serii pisze do dzisiaj i ma już ona ponad 70 zeszytów. Cieszy mnie to, bo całość dzięki temu zyska na spójności.
Całkiem dobry restart Amazing Spider-Man
Ryan Ottley nie pozostanie niestety stałym rysownikiem serii, ale będzie wracał średnio co drugi tom. Trochę szkoda, bo jego uproszczony kreskówkowy styl sprawdza się całkiem dobrze. Trochę przypomina Marka Bagleya z Ultimate Spider-Man. Szczególnie podobał mi się Lizard w jego wykonaniu. Nie znalazłem niczego więcej, co zapadłoby mi w pamięć, ale też nie widzę żadnego problemu. Kompozycje są raczej standardowe, ale czytelne i przejrzyste. Kilka stron narysował Humberto Ramos i u niego widać zupełnie inne podejście do kadrowania i podziału strony.
Muszę przyznać, że ten tom Amazing Spider-Man czytało mi się zadziwiająco dobrze. To zasługa powrotu do znanych klimatów i dobre wykorzystanie znanych motywów. Ostatnio przygody Pająka były dość burzliwe, więc może bardziej klasyczne podejście do tematu było tym, czego potrzeba tej serii. To dobry tom. Liczę, że kolejne będą równie fajną, odprężającą lekturą.
Dziękujemy wydawcy za egzemplarz do recenzji.
Konrad Dębowski