Trzeci tom komiksu „Na wschód od zachodu: Apokalipsa” od wydawnictwa Mucha Comics kończy historię napisaną przez Jonathana Hickmana. Rozpoczęły się „dni ostatnie” i wielka wojna, którą nie wszyscy przetrwają. Pierwsze dwa tomy były świetną i angażującą lekturą, ale czy tak samo jest z trzecim, ostatnim tomem? Nie do końca.
„Proroctwo się wypełnia. Świat staje w płomieniach, a Wybrani i ich armie ścierają się w walce o dominację. Mimo to zwycięzcy – prawi i nieprawi – nie zawsze wychodzą z konfliktu obronną ręką, otoczeni jedynie zgliszczami i opływającymi krwią owocami swoich decyzji. Tymczasem gdzieś na prerii Śmierć po raz ostatni stawia czoła Jeźdźcom Apokalipsy, a młody Babilon zaczyna widzieć świat takim, jakim jest, i w końcu odnajduje coś więcej niż własne przeznaczenie.
Czy nowe zastąpi stare, czy może jednak świat czeka całkowita zagłada?
NA WSCHÓD OD ZACHODU: APOKALIPSA – ROK TRZECI to ekscytujący, choć krwawy finał opowieści stanowiącej mozaikę gatunków: fantastycznonaukowego westernu, politycznego technothrillera i wreszcie horroru sięgającego po motywy ze starożytnych wierzeń. Jej autorem jest Jonathan Hickman (X-Men, Avengers, Fantastyczna Czwórka), uznany za jednego z najbardziej pomysłowych scenarzystów komiksowych ostatniego dziesięciolecia.
Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach EAST OF WEST #30–45.”
Finał wielkiej wojny…
Rozpoczęły się „dni ostatnie” i wielka wojna pomiędzy Wybranymi. Jonathan Hickman odkrywa wszystkie karty i prowadzi bohaterów do ostatecznego zakończenia. Muszę przyznać, że konflikt jest rozgrywany w bardzo ciekawy i angażujący sposób, a pewne zwroty fabularne zaskakują. Niestety, o ile poprzednie tomy były lekturą niemal idealną, tak zakończenie to dla mnie lekki zawód. Nie zrozumcie mnie źle, finał historii jest dobry, nawet bardzo dobry, jednak po wcześniejszych wydarzeniach myślałem, że Jonathan Hickman zaprezentuje nam coś niespodziewanego. Tymczasem ostatnie rozdziały są całkiem przewidywalne, a całość dość bezpieczna. W zakończeniu zabrakło mi jakiegoś elementu zaskoczenia, które bardzo często towarzyszyło wcześniejszym tomom.
…, który trochę zawodzi
Drugi element, który nie do końca spełnił moje oczekiwania, to wątek Jeźdźców i małego Babilona. O ile relacja chłopca ze Śmiercią, jego ojcem, jest świetnie poprowadzona i w pewnym momencie potrafi chwycić za serce, tak reszta okazała się lekkim zawodem. Do tej pory scenarzysta zapewniał nas, że zarówno Jeźdźcy, jak i Babilon odegrają ważną rolę w końcu świata. Według mnie tak się nie stało, a wątek ten sprowadzony został do wyrównania osobistych porachunków. Nie ukrywam, trochę się zawiodłem.
Nick Dragotta i wizja świata zagłady
Od strony graficznej nic się nie zmieniło, a rysunki stworzone przez Nicka Dragottę są naprawdę świetne. Na szczególną uwagę zasługują tutaj całostronicowe i dwustronicowe plansze. W pierwszym tomie surowość drugiego planu niezbyt mi się podobała, jednak z czasem przyzwyczaiłem się do stylu rysownika. W materiałach dodatkowych tak jak ostatnio znajdziecie warianty okładek i szkice.
Zakończenie historii Śmierci i małego Babilona nie do końca spełniło moje oczekiwania. Po tych wszystkich zwrotach akcji i świetnie prowadzonej fabule oczekiwałem czegoś bardziej spektakularnego. Tymczasem Jonathan Hickman dał nam bardzo bezpieczny i przewidywalny finał. Biorąc jednak pod uwagę całą historię w trzech grubych tomach, muszę przyznać, że była to naprawdę bardzo dobra lektura, do której pewnie wrócę za jakiś czas.
Maciej Skrzypczak
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za przekazanie komiksu do recenzji.