NOTRE DAME, TOME 1: LE JOUR DES FOUS
Historia, którą każdy z nas zna (w mniejszym, czy większym stopniu): XV wiek, tętniący życiem Paryż, taniec cyganki Esmeraldy, której piękno nie tylko oczarowuje paryżan, ale i jest dla niej samej destruktywnym fatum o charakterze reakcji łańcuchowej – szaleńczo zakochuje się w niej archidiakon Klaudiusz Frollo, angażując w swoje impulsywne pomysły adoptowanego syna Quasimodo – dzwonnika. Na przeszkodzie staje przystojny Phoebus, który również poddaje się urodzie Esmeraldy, pomimo że już jest zaręczony ze słodką Fleur-de-Lys. Ciąg fatalnych przypadków uzyskuje formę „tres para una” (jedna kobieta, trzy męskie serca – każde kochające inaczej), a taki zabieg raczej nie zwiastuje dobrego zakończenia…
Przez wiele dekad uważano, że losy dzieła Wiktora Hugo są „notre-damned” – wiąże się to z powszechną krzywdą dokonywaną przez (niestety) interpretacje mylnie nazywane adaptacjami, które trącą ostentacyjną schematycznością znaną nam ze szkolnych streszczeń. W przypadku komiksowego „Dzwonnika z Notre-Dame” sytuacja zawsze była bez zmian – czterdzieści stron, wybrane ważniejsze sceny z powieści (skrócone, ocenzurowane i wręcz wykastrowane), sztywna narracja. Ów tradycja była kontynuowana przez wiele niszowych wydawnictw, a nawet i te powszechniejsze jak Marvel („Marvel Classics Comics #3 (1976) The Hunchback of Notre Dame”). W pewnym momencie schemat nabrał znaczenia kanonu do takiego stopnia, że aż wydawało się, iż komiksy nawet pod względem szaty graficznej niczym się od siebie nie różniły. Status quo przerwało dopiero francuskie wydawnictwo Glénat, które postanowiło odpowiednio się zająć jednym ze swoich bogactw narodowych.
W „Notre Dame, Tome 1: Le jour des fous” narratorem opowieści jest ambitny, lecz mało sukcesywny poeta Pierre Gringoire, który w zimie swego życia dzieli się z wnuczką historią o mieszkającej na przedmieściach Reims ładnej, młodej kobiecie, która poddała się urokowi złodzieja, nie przewidując jego zniknięcia przed narodzinami córeczki – równie pięknej, co matka. Lecz kobieta nie załamała się po stracie. Świata nie widząc poza swym dzieckiem, prowadziła życie w pełnym zauroczeniu i szczęściu aż do dnia wizyty u starej cyganki egipskiej, kiedy to, skuszona jej umiejętnościami, postanowiła dać jej odczytać swoje przyszłe losy. Cyganie są zdumieni niezwykłym pięknem dziecka i pod osłoną nocy włamują się do domu kobiety, porywając jej córeczkę, a w zamian pozostawiają jej ohydnego, zniekształconego potwora. Po takiej niespodziance matka traci zmysły, przeszukuje każdy zakątek przedmieścia, aż w końcu w amoku desperata ucieka do pustelniczych lochów.
Od tego momentu rozpoczyna się główny wątek historii, mający swój punkt odniesienia podczas Festiwalu Głupców (czy jak kto woli – Święta Głupców). Młody wtedy poeta Pierre Gringoire wystawia dla tłumu swe misterium na cześć biskupa, które w skuteczny sposób zostaje przerwane przez pojawienie się nad głowami gapiów ciekawskiego Quasimodo – zdeformowanego i pół-dzikiego dzwonnika. Automatycznie, według nakazującej tradycji święta, ludność wybrała na papieża głupców dzwonnika, spełniającego wszelkie kryteria i warunki w swej brzydocie. Sala pustoszeje, a zniesmaczony gustami paryżan Gringoire ostatecznie postanawia podążyć za rozweselonym orszakiem. Gdy wychodzi na plac, jego uwagę przykuwa tańcząca i robiąca niebezpieczne sztuczki młoda dziewczyna – cyganka. Gringoire, zachwycony owym obrazem, przyłącza się do widzów, prawiąc (jak to poeta) komplementy wszyte w metaforę i symbolikę. Jedna tylko osoba zdawała się nie być zadowolona z występu cyganki – ksiądz Klaudiusz Frollo, który chłodem swoich uwag i spostrzeżeń sprowadzał cygankę do poziomu wiedźm i kurtyzan diabła. Jednak i jego wywody spotkały się z ogólnym lekceważeniem i przerwaniem przez atrakcję znacznie ciekawszą niż on sam i cyganka. Na plac wkroczył orszak niosący Qusimodo z papieską tiarą na głowie. Frollo, ku zdumieniu tłumu, przybrał ojcowską postawę wobec wystraszonego na jego widok garbusa. W końcu, karcąc i pouczając dzwonnika, rozkazał mu zakończyć tę całą farsę i opuścić plac – co ten uczynił, podążając za księdzem, jak pies za panem. Gringoire, wykorzystując chwilową nieuwagę tuszy paryskiej, postanowił śledzić cygankę. Pomysł, niestety, nie wiązał się z pozytywnymi skutkami – chwile potem poeta stał się świadkiem, jak ogromny garbus w towarzystwie zakapturzonego mężczyzny starał się porwać małą cygankę. Olbrzym zauważa poetę i jednym uderzeniem pozbawia go przytomności. Na scenę nagle wkracza uzbrojony jeździec w towarzystwie żołnierzy. Oswobadza cygankę, pojmuje dzwonnika – mężczyzna w kapturze ucieka. Wybawcą okazuje się być młody i przystojny kapitan Phoebus, który z wzajemnością fascynuje młodą dziewczynę, utwierdzając ją w przekonaniu o ponownym spotkaniu.
Gringoire budzi się po jakimś czasie kompletnie przemoczony, bez grosza i bez butów. Po scenie, której był świadkiem, pozostał jedynie goły plac. W szoku opuścił miejsce, zapuszczając się w wąskie uliczki. Najwyraźniej wrażeń nie było końca tej nocy, bo napotkał na swojej drodze cygańskich żebraków. Ci zaś, gościnni, pojmali intruza i zaprowadzili do swojego króla – Clopina. Werdykt zapadł niemal od razu – poeta musiał umrzeć. Ostatnią szansą był ślub, ale wpierw jedna z cygańskich dam musiała zechcieć poetę jako męża. Coraz więcej kobiet odmawiało takiego kandydata, a stryczek wokół szyi Gringoire’a robił się coraz ciaśniejszy. W ostatniej chwili z tłumu wystąpiła tancerka – Esmeralda. Po krótszym zastanowieniu przyjęła pod swe skrzydło poetę, ratując tym samym jego życie.
Tom pierwszy kończy się epilogiem poprowadzonym przez podstarzałego Gringoire’a – można powiedzieć, że struktura pierwszego albumu została na tyle dobrze przemyślana przez Robina Rechta, że swobodnie mogłaby funkcjonować jako osobna i już zamknięta historia, a brak wspomnianej w opowieści kontynuacji został zastąpiony naumyślnym modelem domysłu. Z drugiej strony, czytelnik odczuwa pewien niedosyt, który może odebrać jako ciszę przed burzą, mimo niezależności pierwszego tomu.
Tu też warto poruszyć kwestię szaty graficznej spod ręki Jeana Bastide’a (znanego głównie z „Wojny Sambere’ów”), który poradził sobie świetnie z ogólnym przedstawieniem postaci i wizerunkiem średniowiecznego Paryża, choć mam pewne zastrzeżenia co do designu Quasimodo, co rozmiarem i urodą przywodzi na myśl rudego Hulka z zaawansowaną skoliozą. Prawdopodobnie takie wyolbrzymienie cech dzwonnika komponuje się z resztą bohaterów, którzy też zostali wyjątkowo wyróżnieni z tłumu: Gringoire to typowy niezdara z dobrodusznością i naiwnością wpisaną w rysy twarzy. Esmeralda cechuje się małymi rozmiarami i małpią zwinnością, a Frollo to reprezentant głębokiego średniowiecza, równie gotycki, surowy i strzelisty, co ówczesny Kościół. Wszyscy też (łącznie z Quasimodo) zostali napiętnowani groteskową (niemal mangową) słodkością, która jest cechą nieodłączną Bastide’a. Nie przeszkadza to jednak całości, a nawet i wpływa pozytywnie na komiks, odrywając go tym samym od kanonu schematyczności i nadając pewną płynność i elastyczność do każdego kadru. Również zastosowanie efektu akwareli i brak pedantycznej dbałości o szczegóły w architekturze oraz tle są ukłonem w stronę romantyzmu. Choć i bywają momenty, kiedy to lukier wypływa z kadrów…
Wprawdzie adaptacje książek (szczególnie klasyków) rzadko się sprawdzały w formie komiksu, a nawet wręcz odrzucały od pierwowzorów, to jednak odnajdowały swoje miejsca w lukach serii komiksowych lub po prostu zastępowały gorsze pomysły, będąc planem B – historia z dzwonnikiem i Esmeraldą jest w tej dziedzinie pionierem. Gloryfikacja „Notre-Dame” Glénata jest zatem reakcją w zupełności zrozumiałą – ów adaptacja jest nie tyle wierna (mimo „przeromantyzowanego” prologu i epilogu), co po prostu spójna i wciągająca, zwinnie przeobrażając się z Bollywoodu Festiwalu Głupców w klimatyczną czarną komedię (prawdopodobnie i w dramat – w kolejnych tomach). Przyznaję, że dla mnie to była prawdziwa ulga, kiedy po tonach zapowiedzi, reklam ze strony Glénat i mojej z góry wykreowanej opinii o zamydlaniu oczu spotami flash, okazało się, że „ta (z przekąsem) kolejna epicka adaptacja” jednak spełnia warunki swych zapowiedzi. Tym bardziej zaskakuje prostotą, którą lekceważono we wcześniejszych projektach na rzecz formy.
Aleks Marcinczyk
„Notre Dame, Tome 1: Le jour des fous”
Scenariusz: Robin Recht
Rysunki: Jean Bastide
Gatunek: adaptacja
Stron: 48
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Format: 32×24 cm
Data wydania: marzec 2012
Wydawca: Glénat
Cena: 12,90€