CO, JAK, GDZIE I KTÓRĘDY? – KOMIKSY INTERNETOWE OD PODSTAW
Co to jest webkomiks? Teoretycznie sprawa powinna być prosta: jest to komiks publikowany w Internecie. I zaiste definicja była właśnie tak prosta: początkujący graficy i amatorzy, a czasem także twórcy z większym doświadczeniem, publikowali w sieci swoje komiksy, najczęściej w tempie trzech stron/pasków na tydzień, pokazując je światu za darmo. Później jednak rozprzestrzeniająca się idea cyfrowej dystrybucji mediów dotarła i do świata komiksów, co spowodowało zatarcie się granic pomiędzy webkomiksem a komiksem cyfrowym i tradycyjnym. Zasadniczy problem polega oczywiście na przeprowadzeniu linii podziału pomiędzy dwoma pierwszymi. Ich cechy wspólne to chociażby dystrybucja w Internecie, jednak w wypadku komiksów cyfrowych jest ona z reguły płatna, podczas gdy webkomiksy udostępniane są za darmo. Komiksy internetowe z reguły są też aktualizowane strona po stronie (zdarzają się jednak wyjątki, jak na przykład „Old City Blues” Giannisa Milonogiannisa, wydawane w odcinkach zbliżonych formatem do amerykańskich zeszytów), podczas gdy w wypadku komiksów cyfrowych najczęściej publikowany jest od razu cały rozdział. Mimo tych cech, teoretycznie pozwalających na bezproblemowe rozróżnienie jednej i drugiej formy, w dalszym ciągu zdarzają się komiksy w znacznym stopniu zacierające te granice, jak chociażby tytuły publikowane za pomocą platformy Issuu czy serie udostępniane za darmo na Comixology. Być może jednak to, jak luźna jest definicja komiksów internetowych, najlepiej obrazuje fakt, iż w amerykańskim środowisku webkomiksowym miesiącami trwała dyskusja, czy za formę komiksu internetowego można uznać lolkoty.
Internetowa (pre)historia
Za niejasnością definicji idą też niejasności historyczne. Lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte to teoretycznie niedawne czasy, ale mimo to są poważne spory o to, jaki komiks może sobie rościć prawa do miana pierwszego webkomiksu. Dlaczego piszę o latach osiemdziesiątych, skoro Internet taki, jakim znamy go dzisiaj, został uruchomiony dopiero w grudniu 1990 roku? Otóż, okazuje się, że na pomysł wykorzystania sieci komputerowych jako narzędzia służącego do pokazania swojej twórczości szerszej publiczności, niektórzy komiksowi amatorzy wpadli już wcześniej. W 1985 roku Eric Monster Millikin zaczął w sieci CompuServe publikować „Witches and Stitches” uznawany przez wielu za pierwszy webkomiks. Inni argumentują jednak, że webkomiks musi zaistnieć w Internecie w ścisłym tego słowa znaczeniu i za pierwszy komiks tego typu uznają „Where The Buffalo Roam” Hansa Bjordahla, wydawany pierwotnie w uczelnianej gazetce, zaś od 1991 w sieci WWW, początkowo za pomocą systemu grup dyskusyjnych Usenet.
Lata dziewięćdziesiąte to okres szybkiego rozwoju komiksów internetowych, przejawiającego się przede wszystkim w gwałtownym wzroście ich ilości. Większość komiksów z tego czasu przypominało formą komiksowe paski publikowane w gazetach, co nie znaczy, że nie pojawiały się w nich długie, rozbudowane fabuły. Ten wczesny okres nie jest zresztą tak odległą epoką, jak mogłoby się wydawać. Część rozpoczętych wtedy komiksów jest kontynuowana także dzisiaj, dzięki czemu osiągnęły już długość, jakiej nie powstydziłyby się radiowe i telewizyjne opery mydlane. Jako przykłady można podać „Kevin and Kell” publikowany od września 1995 roku (ilość pasków w archiwum przekroczyła już pięć tysięcy) oraz ukazujący się od sierpnia 1997 roku „Sluggy Freelance” (ponad cztery i pół tysiąca pozycji w archiwum). W tym też czasie zaczęła powstawać infrastruktura zawiązana z webkomiksami: w 1997 roku rozpoczął działalność KeenSpace, pierwszy dostawca darmowych usług hostingowych dla komiksów internetowych, obecnie funkcjonujący pod nazwa Comic Genesis.
Jasna i ciemna strona księżyca
Komiksy internetowe – oprócz tego, że są darmowe – mają z punktu widzenia czytelnika jeszcze kilka zalet, których brakuje tym wydawanym tradycyjnie. Pierwszą z nich jest niesamowita różnorodność: w Internecie spokojnie można publikować pozycje, które nie znalazłyby wydawcy nie tyle ze względu na niską jakość, co na bardzo nietypowy koncept. Najlepszy przykład to chyba niemy komiks dokumentujący życie produktów spożywczych i naczyń czyli „pear-pear”. W Internecie pojawiają się też całe gatunki, które raczej nie miałyby prawa zaistnieć na papierze. Na przykład opublikowanie większości fankomiksów byłoby niemożliwe bez naruszenia praw autorskich twórców dzieł, do których się odnoszą. Również komiksy poświęcone grom komputerowym – niezwykle liczne w Internecie i często cieszące się dużą popularnością, jak „Penny Arcade” – miałyby szanse pojawić się co najwyżej w czasopismach o odpowiednim profilu. Trudno też sobie wyobrazić, żeby tak zwane journal comics, czyli komiksowy odpowiednik blogów, mogły trafiać do druku: byłoby to niemożliwe nie tylko ze względu na raczej niewielkie zapotrzebowanie na tego typu pozycje, ale także dlatego, iż są one natychmiastową reakcją na wydarzenia z życia autorów. Oczywiście, zdarza się, że najlepsze z nich prędzej czy później zostają wydane na papierze, jak to miało miejsce chociażby w wypadku „Johnny Wander” Yuko Oty oraz Anatha Panagariya. Warto zwrócić także uwagę, że różnorodność technik, za pomocą których tworzone są webkomiksy, nie ustępuje wcale ich różnorodności gatunkowej. Grafika komputerowa jest ze zrozumiałych względów bardzo popularna wśród autorów, jednak nie brakuje tytułów, które są rysowane w różnych tradycyjnych technikach. Ekstremum w tym względzie prezentuje „My Cardboard Life”, wycinankowy komiks Philippy Rice o przygodach papierowej dziewczynki i kartonowego chłopca. Spore zalety ma też znaczne zmniejszenie dystansu pomiędzy twórcą a odbiorcami – w większości wypadków, czytając komiks internetowy, w każdym momencie mamy możliwość podzielenia się z autorem swoimi przemyśleniami na temat treści i formy. Większe są też szanse na wzięcie udziału w samym przedsięwzięciu: autorzy komiksów internetowych bardzo często publikują na swoich stronach nadsyłane do nich fanarty, a niektórzy przyjmują nawet sugestie co do postaci, jakie powinny pojawić się w komiksie oraz wątków, jakie mogłyby zostać w nim poruszone. Takie relacje pomiędzy autorem a czytelnikami powodują też, że wielu twórców komiksów internetowych bardzo chętnie dzieli się doświadczeniami, jakie nabyli przy tworzeniu swoich historii: na przykład autor „reMind”, Jason Brubaker, równolegle z samym komiksem aktualizuje bloga, na którym przedstawia proces jego powstawania. Dlatego też, gdy już znajdzie się dobry webkomiks, warto sprawdzić, czy autor nie posiada innych stron internetowych. Dla równowagi trzeba powiedzieć także o wadach komiksów internetowych. Zacznijmy od tego, że pełna dostępność tej formy przekazu powoduje, że autorzy nie są zobowiązani spełniać żadnych standardów. W rezultacie znaczna część webkomiksów zarówno pod względem fabuły i dialogów, jak i grafiki prezentuje co najwyżej mierny poziom. Oczywiście, w wielu wypadkach twórcy rozwijają znacznie swoje zdolności w trakcie publikacji – by przekonać się o tym, jak wielka poprawa jest w tym względzie możliwa, wystarczy porównać pierwsze strony „Questionable Content” z tymi publikowanymi obecnie. By jednak do niej doszło, autorzy muszą wytrwać w zamiarze publikowania regularnie kolejnych stron czy stripów – a fakt, że na webkomiksach dość trudno jest zarabiać, powoduje, iż wielu twórców rezygnuje z publikacji, gdyż zajmuje ona za dużo czasu, który mogliby poświęcić na pracę lub naukę. Brak nacisków ze strony wydawcy powoduje też, że opóźnienia – czy nawet wstrzymanie aktualizacji na kilka czy kilkanaście miesięcy – jest zdecydowanie częstsze niż w świecie komiksów papierowych. W rezultacie, przeglądając indeksy komiksów internetowych, z reguły trzeba manewrować pomiędzy wrakami porzuconych stripów, kiepskimi kopiami popularnych webkomiksów i dowodami na to, iż MS Paint nie był najgenialniejszym wynalazkiem.
“Old City Blues” Milonogannisa
Skrzynka z narzędziami
Skoro już ustaliliśmy, że dotarcie do dobrego komiksu internetowego jest jak przedzieranie się przez głuszę, warto byłoby się zaopatrzyć w narzędzia na tę podróż. Jest kilka typów stron, które mogą być w tym pomocne. Pierwsze to portale, takie jak The Webcomic List czy Belfry WebComics Index, umożliwiające użytkownikom katalogowanie czytanych komiksów, śledzenie ich aktualizacji, a także pisanie komentarzy i recenzji poszczególnych tytułów. Na śledzenie ulubionych komiksów pozawalają też aplikacje, takie jak Comic Rocket, umożliwiające nie tylko stworzenie listy ulubionych komiksów i śledzenie ich aktualizacji, ale również zaznaczenie miejsca, w którym przerwało się czytanie. Tego typu strony są z reguły bardziej wyrafinowane w warstwie technicznej niż omówione wcześniej indeksy, jednak prezentują zdecydowanie mniejszą ilość komiksów. W przeciwieństwie do indeksów, które są uzupełniane w większej części przez czytelników, do tego, aby komiks zaistniał w tego typu witrynie, potrzeba jest dobra wola autora. Przy poszukiwaniu webkomiksów trzeba również uważać na aplikacje krzywdzące autorów komiksów internetowych, które udostępniają treść komiksów we własnej witrynie, omijając strony internetowe na których są one publikowane przez autorów.
Aby stworzyć możliwość eksponowania komiksów bez pominięcia ich strony wizualnej, ale i bez obawy, że prawa autorów zostaną naruszone, Henry Kuo stworzył Just the First Frame. Strona – zgodnie z nazwą – prezentuje mozaikę pierwszych kadrów z ostatnich stripów lub paneli webkomiksów i jest o tyle wygodna, że gdy poszukujemy na niej nowych komiksów, nie musimy kierować się cudzymi opiniami, ponieważ od razu mamy przed sobą próbki poszczególnych tytułów.
Kolejna kategoria to strony tworzące rankingi najbardziej popularnych webkomiksów na podstawie głosowania internautów. Najbardziej popularna z nich to Top Web Comics. W większości wypadków wysokie miejsce komiksu oznacza, że autorom zależy na tym, co robią, i że komiks jest na tyle dobry, żeby zdobyć sobie dość szeroką publiczność. Jednak ilość głosów nie zależy tylko od jakości: duży wpływ ma na nią również strategia publikowania kolejnych vote incentives, czyli ilustracji lub krótkich komiksów, które można zobaczyć dopiero po oddaniu głosu na dany komiks. Niektórzy autorzy robią to nawet częściej, niż aktualizują swoje komiksy.
“Makeshift Miracle”, Jim Zub i Shun Hong Chan
Wzrost ilości komiksów internetowych i ich popularności spowodował też, iż stały się one przedmiotem poważnej, publicystycznej refleksji. Jak do tej pory rozgrywa się ona przede wszystkim na blogach poświęconych wyłącznie komiksom internetowym. W amerykańskim światku webkomiksowym chyba największym poważaniem cieszą się Webcomic Overlook i Websnark. Trzon pierwszego z nich stanowią bardzo szczegółowe i wnikliwe recenzje komiksów internetowych, uzupełniane od czasu do czasu wywiadami z autorami oraz bieżącymi wiadomościami. Drugi zaś, obecnie aktualizowany jedynie sporadycznie, był jednym z wcześniejszych (od 2004 roku) i niegdyś najbardziej popularnym blogiem komiksowym, o czym świadczy chociażby fakt, że ukute na nim określenie „Cerebus syndrome” (opisujące komiksy, seriale etc., które rozpoczynają się jako komedie, a których ton z czasem staje się coraz bardziej poważny, jak to miało miejsce w wypadku „Cerebusa” Dave’a Sima) weszło na stałe do internetowego żargonu. W przeciwieństwie do Webcomic Overlook nie ma sprecyzowanej formuły, poszczególne wpisy to raczej luźne komentarze do ostatnio publikowanych komiksów. Sporą popularnością cieszy się też Fleen, pomimo że autor bywał czasami posądzany o zbyt dużą stronniczość, która miała wynikać z jego powiązań z porozumieniem twórców komiksów internetowych Dumbrella. Ostatnimi czasy Fleen w większym stopniu niż Overlook i Websnark, skupia się na przekazywaniu najnowszych wiadomości ze środowiska webkomiksowego oraz analizach występujących w nim zjawisk: szczególnie popularna okazała się niedawna seria artykułów o wykorzystaniu Kickstartera (amerykańskiej platformy do finansowania społecznościowego) przez autorów komiksów internetowych.
Kolejną przestrzenią dyskusji i informacji o webkomiksach są podcasty. Chyba najprężniej rozwija się Webcomic Beacon, który oprócz standardowych odcinków – wywiadów i dyskusji z twórcami – ma też specjalne wydanie poświęcone bieżącym wiadomościom, Webcomic Beacon Newscast. Liczebność redakcji w porywach sięga aż dwudziestu osób, co pozwala na poruszanie szerokiego zakresu tematów. Innym popularnym podcastem jest The Dish, powiązany z serwisem hostingowym Comic Dish.
Ostatnimi czasy komiksy internetowe zaczęły też zdobywać miejsce na stronach zajmujących się komiksem i popkulturą jako takimi. Przoduje w tej dziedzinie Comics Alliance, który poświęca webkomiksowi osobną sekcję tematyczną. Pojawiają się tam nie tylko recenzje, ale również wiadomości i przekrojowe artykuły dotyczące rozmaitych zjawisk w środowisku webkomiksowym. Recenzje komiksów internetowych pojawiają się też regularnie na io9 (kategorie Comic Review i Webcomics) oraz Comic Vine (pod szyldem Webcomic Spotlight). Webkomiksowe teksty na tego typu portalach są z reguły krótsze i bardziej pobieżne niż na stronach poświęconych wyłącznie komiksowi internetowemu. Można odnieść wręcz wrażenie, że ich autorzy traktują je raczej jako krótki komentarz, mający zachęcić do kliknięcia odpowiedniego linku, niż jako recenzję z prawdziwego zdarzenia.
Przy poszukiwaniach warto też zawsze zwrócić uwagę na nominowanych i laureatów w kategorii Najlepszego Komiksu Cyfrowego Nagród Eisnera, gdyż większość tytułów, jakie się tam pojawiają, w mniejszym lub większym stopniu wpisuje się w definicję webkomiksu. Jednak specyfika komiksów internetowych powoduje, iż właściwe ich docenienie nie jest do końca możliwe w wypadku tychże nagród. Autorzy planują je z reguły jako projekty wieloletnie (wielu na ukończenie swoich powieści graficznych publikowanych tą metodą przewiduje nawet kilka dekad), czytelnicy w wolniejszym tempie niż w wypadku komiksów tradycyjnych poznają fabułę, więc często dany komiks zdobywa sobie renomę i popularność już po kilkunastu stronach czy paskach, kiedy trudno jeszcze przewidzieć, czy ukończona fabuła będzie przedstawiała jakąkolwiek wartość. Kolejny problem to fakt, że ryzyko, iż publikacja zostanie przerwana na długo przed zakończeniem, jest większe niż w wypadku tradycyjnych komiksów. Dlatego też kapituła w wielu wypadkach faworyzuje krótkie, kilkudziesięciostronicowe historie – w wielu wypadkach zamieszczane w Internecie od razu w całości. Mimo że w ostatnich latach coraz więcej nagród komiksowych – zwłaszcza wręczanych przez organizacje amerykańskie – jest przyznawana również w kategorii komiksu internetowego, z reguły wyniki tych właśnie kategorii traktowane są nieco po macoszemu w doniesieniach medialnych i trzeba ich szukać na wyspecjalizowanych stronach internetowych.
“Hark! A vagrant”, Kate Beaton
Jest jeszcze jeden sposób poszukiwania nowych komiksów, chyba najbardziej nieformalny z wymienionych, ale niejednokrotnie też najbardziej skuteczny: wystarczy zdać się na gust ulubionych autorów. Większość twórców webkomiksów przeznacza specjalną podstronę – lub tak zwany blogroll – na linki do swoich ulubionych komiksów. Wielu z nich wykorzystuje również sekcję z aktualnościami lub komentarze do poszczególnych stron komiksu do zamieszczania krótkich rekomendacji ostatnio znalezionych tytułów.
Imigranci – z papieru do sieci
Webkomiks to idealne narzędzie dla początkujących twórców oraz dla zdolnych hobbystów, którzy nie chcąc zajmować się komiksem profesjonalnie, nie zamierzają też rezygnować z możliwości pokazania swojej twórczości szerszej publiczności. Jednak wśród autorów komiksów internetowych znajdziemy i takich, którzy mają już na swoim koncie publikacje na tradycyjnym rynku i na dodatek zupełnie dobrze im się powodzi w świecie papierowych komiksów. Greg Rucka („Queen & Contry”, „Gotham Central”, „Stumptown”) i Rick Burchett („The Batman Adventures”, „She-Hulk”) pomiędzy pracą dla najważniejszych amerykańskich wydawnictw znajdują czas na aktualizowanie dwa razy w tygodniu (w poniedziałki i czwartki) swojego steampunkowego webkomiksu „Lady Sabre & the Pirates of the Ineffable Aether”. Większe problemy z połączeniem pracy zarobkowej z publikowaniem webkomiksu ma Cameron Stewart („Seaguy”, „Batman and Robin”), którego „Sin Titulo” dopiero w ostatnich dniach doczekał się aktualizacji po przerwie trwającej od sierpnia zeszłego roku. Przerwy w publikacji jednak w pełni rekompensuje jakość – „Sin Titulo” zdecydowanie wyróżnia się z natłoku komiksów internetowych skomplikowaną, intrygującą fabułą i wyrazistym stylem grafiki, dzięki czemu docenili je nie tylko czytelnicy, ale i kapituła Nagród Eisnera, która w 2010 roku przyznała Stewartowi nagrodę w kategorii Najlepszego Komiksu Cyfrowego. Rok później zdobył ją kolejny mainstreamowy rysownik, który postanowił publikować w Internecie własną fabułę: Karl Kerschl za „The Abominable Charles Christopher”.
Ostatnimi czasy na Internet – i komiksy cyfrowe generalnie rzecz biorąc – postawił też Mark Waid („Kingdom Come”, „The Flash”, „Irredeemable”). Jednak jego najnowszy projekt, Thrillbent, to jednak coś więcej niż webkomiks – to raczej platforma służąca do stuprocentowo niezależnej dystrybucji komiksów cyfrowych. W tej chwili co środę są na niej udostępniane – do przeczytania na stronie i do pobrania za darmo – nowe odcinki serii „Insufferable”, opowiadającej historię superbohatera, którego wychowanek i pomocnik nie tyle przeszedł na ciemną stronę mocy, co po prostu się znarowił. Oprócz tego na stronie okazjonalnie zamieszczane są krótkie historie, bądź materiały pokazujące proces powstawania komiksów. Zapowiadane są kolejne serie, jednak do tej pory pojawiła się jedynie ogólna informacja o „Arcanum” Johna Rogersa („Blue Beetle”).
Spośród mainstreamowych twórców rozwijających aktywność w Internecie Waid chyba najbardziej obszernie mówi o swoich motywacjach. Na swoim blogu oraz w wypowiedziach opublikowanych w niedawnym artykule „New York Times” poświęconym komiksom cyfrowym, Waid zwraca uwagę, iż funkcjonujący w Stanach system dystrybucji (uniemożliwiający zwroty niewyprzedanych egzemplarzy ze sklepów z powrotem do dystrybutora) w znacznej mierze utrudnia wybicie się nowym, niezależnym tytułom, ponieważ właściciele sklepów boją się ryzykować zakupu komiksów, które nie mają jeszcze sporej grupy fanów. Inna poruszana przez niego kwestia – wysokie koszty, jakie wiążą się z drukiem komiksów, uniemożliwiające autorom samodzielne funkcjonowanie na rynku – niezbędna jest współpraca z wydawnictwami, co z kolei ogranicza niezależność twórców. Wreszcie, Waid stwierdza, że to właśnie komiksy internetowe mogą być rozwiązaniem dylematu amerykańskich wydawców i właścicieli sklepów komiksowych, jak przyciągnąć nowych czytelników.
Kolejną motywacją wymienianą przez Waida są możliwości artystyczne, jakie oferują komiksy cyfrowe. Uważa on, iż format cyfrowy pozwala na prowadzenie narracji w odmienny sposób niż tradycyjny – stosowanie warstw umożliwia wprowadzanie zmian w kadrach, które czytelnik już zobaczył, lub nakładanie się jednych kadrów na inne. Ujmując implikacje, jakie niesie to ze sobą w słowach samego Waida: „W drukowanym komiksie jedynym miejscem, gdzie mogę zaskoczyć czytelnika, jest górny lewy róg. W cyfrowym mogę was zaskakiwać z każdym kliknięciem”. Waid nie jest oczywiście pierwszym autorem, który dostrzegł możliwości techniczne kryjące się w komiksach internetowych. Wcześniej poważne eksperymenty w tym zakresie prowadził chociażby jeden z jego współpracowników z Thrillbentu, rysownik Yves „Balak” Bigerel. Największy staż w tej dziedzinie ma jednak chyba Scott McCloud, znany z „Understanding Comics”, „Reinventing Comics” i „Making Comics” rysownik i teoretyk komiksu. W drugiej z tych książek opisał on prosty, lecz mający wielki wpływ na późniejszy rozwój komiksów internetowych, koncept „infinite canvas” (ang. nieskończone płótno, nieskończone pole obrazowe). Polega on na tym, żeby obraz, który ukaże się na ekranie odbiorcy, traktować nie jako stronę, ale jako okno. Innymi słowy, wykorzystuje się możliwości komputera po to, aby prowadzić niczym nieprzerywaną i nieograniczaną narrację komiksową. Pierwszym tego typu komiksem była opublikowana przez McClouda w 1998 roku adaptacja wiersza Roberta Browninga „Porphyria’s Lover”. Sam autor określa go obecnie jako „dziwne początki”, niemniej pomysł ten przyjął się bardzo dobrze i doprowadził do powstania tak imponujących narracji jak hypercomics Daniela Merlina Goodsbreya.
Emigranci – z sieci na papier
Tradycyjny format wertykalnie ułożonej, prostokątnej strony jest jednak wciąż bardzo popularny, jeśli nie dominujący. Po części jest tak dlatego, że spora część webkomiksów tworzona jest z myślą o opublikowaniu ich prędzej czy później w tradycyjnej formie. Okazuje się jednak, że nawet po podpisaniu kontraktu z wydawcą, autorzy rzadko rezygnują z publikacji w Internecie: część uznaje zachowanie tej możliwości jako podstawowy warunek umowy. Oczywiście zdarzają się od tej reguły wyjątki: na przykład wysoko oceniany komiks obyczajowy Faith Erin Hicks „Friends with Boys” pozostał dostępny w całości w Internecie jedynie przez osiem dni po publikacji na amerykańskim rynku. Obecnie na jego macierzystej stronie można zobaczyć tylko pierwsze dwadzieścia stron. Jednak nawet w tym wypadku papierowe wydanie pojawiło się dopiero po tym, jak cała historia została zamieszczona w sieci. Czytelnicy śledzący fabułę od początku on-line byli więc w stanie dokończyć ją bez konieczności zakupienia książki.
Wśród amerykańskich i kanadyjskich wydawców nieprzerywanie internetowej publikacji nowo opublikowanego komiksu jest bardzo popularne. Zaczęły się nawet pojawiać wydawnictwa specjalizujące się w zbiorczych wydaniach popularnych webkomiksów takie, jak 4 th Dimension Entertainment, wydawca „Phoenix Requiem”, „Lackadaisy”, „The Meek”, „Knite” i „Hannah is not a Boy’s Name”. Wydawnictwo Dark Horse Comics kilka lat temu wprowadziło inną strategię polegającą na publikowaniu niektórych historii najpierw w Internecie, później zaś w zbiorczych wydaniach papierowych – projekt znany jako MySpace Dark Horse Presents nie jest już kontynuowany, ale wszystkie opublikowane w jego ramach historie są jeszcze dostępne w Internecie. Obecnie tego typu działalność prowadzą dwa specjalizujące się w wydawaniu mang wydawnictwa amerykańskie: Udon, publikujący jako webkomiks oryginalną mangę „Makeshift Miracle” oraz „Seven Seas Entertainment”, który od końca zeszłego roku zamieszcza tłumaczenia niektórych licencjonowanych mang.
Skoro była już mowa o tym, jak autorzy, którzy karierę zaczynali w świecie papierowych komiksów, radzą sobie w Internecie, warto byłoby też zobaczyć, jak webkomiksy radzą sobie poza siecią. „Hark! A Vargant”, inspirowany historią i literaturą gagstrip Kate Beaton, z pewnością nie cierpi z powodu braku sukcesów. Pierwsze wydanie papierowe, „Never Learn Anything Form History” (2009), opublikowane przez autorkę własnym sumptem, zostało nagrodzone kanadyjską Doug Wright Award w kategorii Best Emerging Talent. Z kolei drugie, opublikowane pod tytułem „Hark! A vargant” (2011) przez wydawnictwo Drawn and Quarterly, znalazło się na liście dziesięciu najlepszych książek magazynu „Time” w kategorii fikcji i przez pewien czas zajmowało pierwsze miejsce na liście bestsellerów „New York Times” w kategorii powieści graficznych.
Beaton zaliczyła też już swój debiut w mainstreamowych komiksach: jej krótkie historie zostały opublikowane w drugim tomie antologii „Strange Tales” Marvela. O ile jednak tę antologię można uznać za bardzo specyficzną sytuację – z założenia miała bowiem prezentować bardzo nieortodoksyjne podejście do bohaterów uniwersum Marvela – o tyle inni webkomiksowi twórcy mają już na swoim koncie scenariusze, które weszły do kanonu tego uniwersum. Chociażby Mark Hamil, znany z komiksu internetowego „The Adventures of Dr. McNinja”, był scenarzystą miniserii „Deadpool: Fear Itself”.
Na amerykańskim rynku bardzo dobrze radzi sobie też „Axe Cop”, webkomiks tworzony przez profesjonalnego grafika Ethana Nicolle’a oraz jego młodszego – pięcioletniego w momencie rozpoczęcia serii – brata Malachaia. Komiks, wydawany w wersji papierowej przez Dark Horse Comics, w tym roku trafił na listę dziesięciu najlepszych powieści graficznych dla nastolatków YALSA (Young Adult Library Services Association). W tej chwili zaś stacja Fox czyni przygotowania do stworzenia co najmniej sześcioodcinkowej animowanej adaptacji, która ma być nadawana w pierwszym kwartale 2013 roku.
„Axe Cop” nie jest pierwszym webkomiksem, który dorobił się profesjonalnej animowanej adaptacji. Zanim bowiem „Hetalia” została wydana przez Gentosha Comics Inc., zyskała sobie popularność jako komiks internetowy publikowany przez Hidekazu Himaruyę na swojej stronie – gdzie zresztą do tej pory pojawiają się nowe paski. Oprócz czterech – jak na razie – tomów mangi, fani „Hetalii” mają do dyspozycji dwie serie anime („Hetalia: Axis Powers” i „Hetalia: World Series”) oraz pełnometrażowy film animowany „Hetalia: Axis Powers: Paint it, White”. W Japonii ukazały się ponadto dziewięć płyt z słuchowiskami oraz gra wideo „Gauken Hetalia Portable”.
Ksenia Frąszczak