DAYTRIPPER – DZIEŃ PO DNIU
Bliźniacy Fabio Moon i Gabriel Ba to brazylijski tandem twórców, który w imponującym stylu od 5 lat podbija amerykański rynek komiksowy. Dzięki wydawnictwu Mucha Comics możemy przekonać się dlaczego: w ręce polskich czytelników trafiło właśnie ich najsłynniejsze dzieło – „Daytripper” – które w zeszłym roku zgarnęło dwie najważniejsze nagrody amerykańskiego przemysłu komiksowego: Eisnera (za najlepszą zamkniętą serię) oraz Harveya (za najlepszy pojedynczy zeszyt).
Każdy z dziesięciu oryginalnych zeszytów miniserii to jeden dzień z życia głównego bohatera, Brása de Olivy Domingosa. Tyle, że – jak się okaże – dni te poukładane są całkowicie achronologicznie: skaczemy więc raz do przodu, raz do tyłu, aby podpatrywać bohatera w różnych życiowych momentach. Z tego powodu trudno nawet streścić fabułę komiksu; ograniczę się zatem do stwierdzenia, że Bras w punkcie wyjścia jest 32-letnim człowiekiem, żyjącym w cieniu swego ojca – słynnego pisarza. Sam również marzy o pisarstwie, zamiast realizować ambicje zarabia na życie pisząc nekrologi do lokalnej gazety.
Mozaikowa, epizodyczna struktura stanowi nie tylko urozmaicenie opowieści, ale też pole do interakcji z czytelnikiem. W jednej chwili poznajemy historię zawarcia znajomości Brasa z tajemnicza pięknością, zaś kilka kartek dalej widzimy już burzliwą scenę gorzkiego rozstania. W jednej chwili obserwujemy przypadkowe spotkanie głównego bohatera z zielonooką dziewczyną, by za chwilę zobaczyć, jak po kilkuletnim małżeństwie rodzi im się dziecko. I tak wielokrotnie doświadczamy skrawków życia Brasa, ale sami musimy uzupełnić swoimi wyobrażeniami puste przestrzenie, czytając uważnie komiks i poszukując informacji, które nam to umożliwią.
Recenzowanie „Daytrippera” jest o tyle trudne, że najbardziej intrygujący jest w nim pewien fabularny zabieg, którego dobrze byłoby przedwcześnie nie zdradzać – najlepiej, jeśli każdy czytelnik odkryje go sam. Wspomnę więc tylko, że będziecie nieźle zaskoczeni finałem pierwszego zeszytu i jeszcze bardziej zakończeniem drugiego; przy trzecim zeszycie stanie się już jasne, jaki zamysł przygotowali autorzy.
O czym właściwie jest ten komiks? Pytani o to autorzy odpowiadają niezmiennie: „O życiu”. I jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało, to najcelniejsza z możliwych odpowiedzi. „Daytripper” to rzeczywiście opowieść o życiu, ale widzianym z perspektywy śmierci. Profesja Brása jest tu absolutnie nieprzypadkowa: dzięki niej przez całą lekturę komiksu pamiętamy, że śmierć jest naturalną częścią życia, że bez niej życie nie miałoby właściwie sensu. Choć pierwszy rozdział opowieści sugeruje depresyjny, pełen goryczy ton to im dalej, tym bardziej komiks zmienia się w afirmację życia, dobrego życia. Dobrego, czyli przeżytego tak, jakby każdy dzień miałby być tym ostatnim. Przekonujemy się, że „w życiu piękne są tylko chwile”, zaś to, czy potrafimy zachować w pamięci te dobre momenty, decyduje o tym, czy czujemy się szczęśliwi czy nie. Jednocześnie jest to komiks o tym, że nasza egzystencja to konstelacja misternie połączonych czynników, zaś każda nasza decyzja – nawet ta, zdawałoby się, pozbawiona znaczenia – może w konsekwencji odmienić nasz los. Brzmi to wszystko okropnie banalnie? Otóż to jest właśnie największa siła dzieła bliźniaków – mówi o rzeczach banalnych w przejmujący, chwytający za gardło sposób.
Zastanawiam się na ile fakt, że obaj panowie pochodzą z Brazylii, czyli najbardziej chrześcijańskiego kraju na świecie, ma wpływ na wymowę komiksu. W gruncie rzeczy przecież przekonanie, że należy żyć tak, aby w każdym momencie być gotowym na spotkanie ze Stwórcą, to jeden z filarów chrześcijańskiej doktryny.
Istotną rolę w budowaniu refleksyjnego nastroju „Daytrippera” odgrywa świetna warstwa graficzna. Rysunki Fabio Moona przywodzą mi na myśl w pierwszej kolejności twórczość Craiga Thompsona oraz Frederika Peetersa; jest w nich precyzja i staranność, a jednocześnie pewna melancholia, umiejętność koncentracji na ulotnej chwili. Opowiadanie obrazem jest niezwykle płynne i sprawia, że trudno oderwać się od lektury. Na uwagę zasługuje także kolor autorstwa seryjnego zdobywcy nagrody Eisnera, Dave’a Stewarta. Barwy nie tylko zmieniają się wraz z tonem opowieści, ale również odgrywają czasem istotną rolę w narracji.
„Daytripper” to jeden z kandydatów do tytułu najlepszego komiksu opublikowanego w tym roku w Polsce. Choć wydała go Mucha, kojarzona zazwyczaj z porządnymi historiami superbohaterskimi, jest właściwie lekturą obowiązkową dla wszystkich fanów autorskiego, obyczajowego komiksu spod znaku Kultury Gniewu, Centrali czy Timofa.
Wszyscy kiedyś umrzemy; to jedna z niewielu rzeczy pewnych. Potencjalnie każdemu z Was ktoś może kiedyś napisać nekrolog. Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, co się w nim znajdzie?
Michał Siromski
„Daytripper – Dzień po dniu”
Tytuł oryginału: „Daytripper”
Scenariusz: Gabriel Bá, Fábio Moon
Rysunki: Fábio Moon
Tusz: Fábio Moon
Kolorystyka: Dave Stewart
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Mucha Comics
Data wydania: 2012
Wydawca oryginału: DC Comics – Vertigo
Data wydania oryginału: 2011
Objętość: 256 stron
Format: 170×260 mm
Oprawa: HC
Papier: kredowy
Druk: kolor
Dystrybucja: księgarnie/internet
Cena: 119 zł