LIGA NIEZWYKŁYCH DŻENTELMENÓW

Najfajniejszy komiks brytyjskiego maga

222x300

Ta recenzja to laurka. Pełna brokatu i ozdobnych liter. Bo oto uznawany przez wielu czytelników za najlepszego scenarzystę komiksowego w historii Brytyjczyk Alan Moore doczekał się drugiego wydania jednego ze swoich największych dzieł. I jest to rzecz znakomita.

Moore jest autorem kilku przełomowych powieści graficznych, które są zmorą młodych scenarzystów wiedzących, że brodaty Mistrz bardzo wysoko zawiesił poprzeczkę „Strażnicy”, „V jak Vendetta” czy „Prosto z piekła” to albumy, których nie ma prawa zabraknąć na półce fana komiksu. Są to komiksy zdecydowanie ponure, czy to poruszające poważne tematy takie jak totalitaryzm, czy to pokazujące mroczną historię Kuby Rozpruwacza i masonów. Jak wśród tych historii odnajdują się tytułowi „Dżentelmeni”? Przede wszystkim są zdecydowanie bardziej rozrywkowi. Nie ma tutaj miejsca na zbytnią powagę. To komiks przygodowy o walce dobra ze złem.

Fabuła komiksu oparta jest na kapitalnym pomyśle wrzucenia do jednej historii postaci z literatury dziewiętnastowiecznej i z początku dwudziestego wieku. Mało tego, na stworzeniu z nich pseudo-superbohaterskiej grupy, przypominającej Ligę Sprawiedliwości czy Avengers, broniącej Brytyjskiego Imperium w czasach wiktoriańskich. Grupa ta to właśnie tytułowa Liga Niezwykłych Dżentelmenów. Dwa pierwsze rozdziały „Ligi” Moore poświęcił zbieraniu członków grupy, zupełnie jak w „Siedmiu samurajach” Kurosawy, gdzie genialny japoński reżyser również niespiesznie przedstawiał widzowi poszczególnych bohaterów drużyny, pokazując ich cechy charakteru. A potem Moore i Kurosawa kazali drużynie powstrzymać jakieś zło.

U Japończyka była to jedynie ochrona małej wioski przed bandytami, członkowie Ligi mają uratować cały świat.

Żyjących w steampunkowym świecie wiktoriańskich superbohaterów Moore przedstawia w następującej kolejności: Wilhelmina Murray, której wdzięki upodobał sobie Dracula z powieści Brama Stokera, Allan Quatermain, główny bohater kultowych „Kopalni Króla Salomona” Henry’ego Ridera Haggarda, kapitan Nemo z „20 000 mil podmorskiej żeglugi” Juliusza Verne’a, Doktor Jekyll i pan Hyde – jeden człowiek, dwie osobowości, z powieści Roberta Louisa Stevensona. Piąty do kompletu jest Niewidzialny Człowiek, czyli naukowiec Hawley Griffin, z powieści Herberta George’a Wellsa. Po zapoznaniu się z grupą pojawia się czarny charakter, niejaki Doktor, a właściwie diaboliczny Fu Manchu wymyślony przez Saxa Rohmera. Jak to zwykle w tego typu opowieściach bywa, ten zły chce przejąć władzę nad światem, a ci dobrzy muszą go powstrzymać. Ale Alan Moore to marka, on nie zwykł robić słabych komiksów, nawet gdy bazują na tak wyświechtanym pomyśle. Wydawałoby się prosta historia, ale to tylko kolejny pretekst dla autora „Strażników”, aby popisać się swoją erudycją. „Patrzcie, jaki jestem fajny”, wydaje się mówić scenarzysta komiksu, „na tej stronie albumu też umieściłem kilka nawiązań do dziewiętnastowiecznej literatury”
– i czytelnik ma nie lada zabawę, na kolejnych kartach „Ligi Niezwykłych Dżentelmenów” napotykając bardziej lub mniej znane literackie postacie. Obok głównych bohaterów pojawiają się choć na moment, jeden kadr, jedną krótką rozmowę tabuny postaci. Ja odnalazłem między innymi Mycrofta Holmesa, czyli starszego brata Sherlocka (zresztą sam detektyw też się pojawia), astronoma Lavella z „Wojny światów” H. G. Wellsa, czy Dodgera z „Olivera Twista” i kilku innych. Myślę, że brytyjski czytelnik może bawić się jeszcze lepiej, wszak to głównie z ich literatury pochodzą postacie wykorzystane przez Moore’a.

W Polsce ukazał się kiedyś podobny komiks, w którym Polacy mogli doszukiwać się nawiązań do naszej literatury. Niestety „Pierwsza brygada”, która zdobyła nawet główną nagrodę na festiwalu komiksu w Łodzi, to tylko jeden album o niewielkiej objętości, który jak dotąd nie doczekał się zapowiadanej kontynuacji.

Ale wróćmy do „Ligi”. Komiks Moore’a to jedna wielka gra z czytelnikiem. Zabawa konwencją, wprowadzanie coraz to nowych postaci, ukrywanie smaczków w kadrach i tak dalej. Błyskotliwa, po zebraniu drużyny prowadzona w szybkim tempie akcja wymagała uzdolnionego rysownika.

Kevin O’Neill sprostał zadaniu. Szczegółowa, pozornie niedbała kreska w bardzo dobry sposób przedstawia dynamiczny ruch postaci w prowadzonych pościgach oraz ilustruje zagadki, które Alan Moore ukrył w opowieści. O’Neill to mistrz rysunku. Czasem są to małe kadry z narysowanymi z pietyzmem zapałkami, a czasem rozbuchane całostronicowe obrazy, jak ten, na którym razem z Allanem Quatermainem nie możemy nadziwić się pięknu majestatycznego Nautilusa, łodzi podwodnej kapitana Nemo. Wiktoriańska Anglia to jedna z najlepszych scenerii, w jakich może rozgrywać przygodowy komiks. Ciemne uliczki, wielkie kominy fabryk, wszechobecna mgła, a dla kontrastu nienaganne maniery Brytyjczyków.

Zdecydowanie zbyt często można znaleźć w jakiejś recenzji filmu lub komiksu zdanie typu „z każdą lekturą odkrywam coś nowego”. W tym aspekcie „Liga Niezwykłych Dżentelmenów” wygrywa z większością dzieł w pierwszej rundzie. Myślę, że bez odpowiedniego przygotowania, doczytania gdzieś w Internecie lub w fachowej książce, nie jesteśmy w stanie ogarnąć nawet dwudziestu procent tego, co autorzy poukrywali w kadrach. I to jest bardzo fajne. Bardzo podoba mi się też fakt, że to powieść przygodowa. Na podstawowym poziomie nie sprawi trudności nawet dziecku. Ale jeśli czytelnik chce się pobawić z brytyjskim magiem w „znajdź jak najwięcej nawiązań”, to zabawy jest co niemiara. Dlatego nazywam Ligę Niezwykłych Dżentelmenów najfajniejszym komiksem Alana Moore`a. To rozrywka na poziomie A-L-A-N M-O-O-R-E.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za egzemplarz recenzencki.

Krzysztof Cuber

„Liga Niezwykłych Dżentelmenów”
Oryginalny tytuł: „The League of Extraordinary Gentlemen”
Scenariusz: Alan Moore
Rysunki: Kevin O’Neill
Wydawca: Egmont
Data wydania: maj 2013
Wydawca oryginału: DC Comics
Liczba stron: 192
Format: 170×260 mm
Oprawa: twarda
Druk: kolor
Cena: 79,99 zł