AMERYKAŃSKI SEN… NAM SIĘ LEPIEJ ŚPI BEZ NIEGO


Kiedy w 2006 roku obejrzałem dokument wyreżyserowany przez Sašo Podgorska dla retro-awangardowej grupy LAIBACH, zatytułowany „Divided States of America”, wdałem się w polemikę dotyczącą jego przekazu, twierdząc, iż celem tego dokumentu jest nie tyle skrytykowanie USA jako kraju (naj)gorszego, tylko o poddanie USA krytyce, mającej na celu przedstawienie Ameryki jako kraju nie lepszego od innych (w tym kontekście – nie lepszego od krajów europejskich) i zanegowanie jego pozycji prymarnej, nie tak pod względem ekonomicznym, co raczej mentalnym. Podobne wrażenie wywołała we mnie stworzona za pomocą ruchomych obrazków biografia neurotycznego scenarzysty komiksowego, twórcy słynnego „American Splendor”, Harveya Pekara. Oczywiście oba filmy mają coś więcej do zaprezentowania niż jedna tylko myśl, lecz pozostańmy przez chwilę przy pierwszym wrażeniu.

Czymże jest, umieszczony ironicznie w tytule, amerykański splendor? Rutyna w pracy, brak perspektyw na godne życie w przyszłości, samotność, Weltschmerz, pustka duchowa, inne wykoślawione psychicznie jednostki (a)społeczne napotykane po drodze. Gdyby nie wiedza, iż opis ten tyczy się Stanów Zjednoczonych, niejedna osoba użyłaby go do charakterystyki Polski. Analogicznie rzecz miałaby się zapewne w przypadku mieszkańców innych krajów, dla zwykłych ludzi amerykański przepych nie różni się więc od każdego innego przepychu. Wśród takiego właśnie splendoru egzystuje – gdyż jeszcze nie można powiedzieć, iż żyje – główny bohater filmu/komiksu, wspomniany już Harvey Pekar. W tego typu egzystencji, zdaje się, nie pomaga jego maniakalno-depresyjny charakter, choć może on też być paradoksalnie doskonałym ochronnym parasolem.

Oczywiste pytanie, jakie się tu nasuwa, brzmi: co należy uczynić, by zmienić pustą egzystencję, zwyczajne bycie w świecie na, mniej lub bardziej pełne, życie. Rozumiem w tym momencie życie w kategoriach filozoficzno-teologicznych, a nie czysto biologicznych. Ujmując to słowami Slavoja Žižka, „co jeśli zamachowiec samobójca w momencie śmierci jest bardziej żywy” niż pracownik archiwum próbujący najzwyczajniej w świecie wytrzymać do kolejnego dnia, wciśnięty, często nie z własnej woli, w uciążliwą rutynę codziennej machiny społecznej? Odpowiedzią jest poświęcenie się czemuś, co pozwala (lub udaje, że pozwala) odnaleźć sens lub wolność, albo rozpoczęcie działalności w obrębie sztuki, która stwarza podobną obietnicę. Harvey postanawia połączyć bycie w świecie i sztukę, czego wynikiem jest komiks o zwykłej egzystencji jego samego w otoczeniu „przepychu” oferowanego jednostkom takim jak on. Wydaje się przy tym, że jednym z największych artystycznych osiągnięć Pekara, poza uzyskaniem określonych walorów samego komiksu, jest tytuł, jaki swemu dziełu nadał, co będzie wyjaśnione po krótkiej dygresji.

Komiks opowiada o całkowicie przyziemnej egzystencji człowieka, którego powszechnie określa się jako zwykłego i szarego. Jednak fakt, że akurat o takiej właśnie osobie czytamy komiks, co więcej przez nią samą napisany, automatycznie stawia ją ponad zwykłym, szarym człowiekiem. Jej zwykłość jest więc pozorna i oparta jedynie na porządku wyobrażeniowym. Jej bycie w świecie jawi nam się jako normalne, „zwykłe”, ale przecież gdy o nim czytamy, wzbudza w nas różne emocje, jest więc interesujące i, przez to,„niezwykłe”. Tak samo więc można powiedzieć o każdym „szarym” egzystowaniu, które po przeniesieniu na karty komiksu stałoby się tematem intrygującym swą, pozorną już wtedy, „zwykłością”. Oczywiście należy podejrzewać, że istnieje grupa ludzi, których egzystencja jest tak skrajnie wyprana z emocji, iż nie byłaby ona adekwatnym tworzywem do zaprezentowania, nawet po obróbce, szerszej widowni. Niewątpliwie Harvey jest poniekąd wyrzucony z normalności przez swą neurotyczną naturę, jednak każda osoba posiada własne skrzywienia, które, w różnym stopniu, rekompensują charakter Pekara, przez co nie uważam go za osobę całkiem inną.

Jako dzieło o „człowieku-takim-jak-Ty”, komiks mógłby być rozpatrywany analogicznie, pod pewnymi względami, nawet do produkcji typu „Klan”, czyli pozwalających zewnętrznemu odbiorcy skierować wzrok na/w cudze życie bez obaw bycia posądzonym o „podglądactwo”, a w przypadku czytania przygód Pekara i oglądania ekscesów jego znajomego w okularach (ponoć kultowej już postaci – Toby’ego Radloffa) emitowanych w MTV, część osób może się również dowartościować. Sposób, w jaki owo dowartościowanie funkcjonuje, został wyjaśniony w Pythonowskim skeczu o społecznej roli głupka. I nie jest przy tym istotne, że „Amerykański splendor” bazuje na prawdziwie istniejącej postaci, a „Klan” na fikcyjnych, gdyż w momencie oglądania komiks/serial (spojrzenie obiektu) ustanawia siebie w pozycji Realnego (będąc naprawdę Symbolicznym), w co większość odbiorców wierzy. Wirtualna rzeczywistość staje się natenczas dominująca, jeśli czytelnik/widz nie zada sobie trudu, by utrzymać swój umysł na poziomie świadomości wiedzącej o nieprawdziwości wydarzeń, z którymi się styka. Nawet „Amerykański splendor” jako komiks jest pozycją obrobioną i eksponuje wybrane sceny, odpowiednio przerobione, wiec nie można uznać całości za zupełną prawdę. Zresztą sam subiektywizm ludzki jest nie do uniknięcia i sprawia, że prawda prezentowana przez danego twórcę zawsze podlega perspektywicznemu zniekształceniu. Przy tym chcę powiedzieć, że nie jestem zwolennikiem utrzymywania świadomości na poziomie wiedzy o fikcyjności dzieła, z którym w danym momencie obcujemy. Wręcz przeciwnie, jedynie pełne w nie wejście pozwala nam dokładnie ujrzeć jego zasadę działania, walory i wady. Całego kontekstu produkcji i odbioru należy szukać wewnątrz, a nie na zewnątrz dzieła.

Nadany tytuł jednak skutecznie tworzy dystans między klasycznie „podglądackimi” pozycjami a pozycją stworzoną przez Pekara, ustanawiając się w ironicznej konfrontacji z tematem, polemizując równocześnie z zastaną rzeczywistością. Tytuł zdaje się mówić: „Popatrzcie, tak wygląda życie, jedyny splendor, jaki dostaje większość ludzi jest zaprzeczeniem splendoru”. W tym kontekście twór Pekara staje się krytyczną oceną zastanej rzeczywistości i jednym z głosów wołających o zmiany w niej. Ostatecznie więc nie tylko otrzymujemy pozycję, która pokazuje nam to, czego wiele osób doświadcza w różnym stopniu na co dzień, ustanawiającą siebie w ironicznej polemice z tymi doświadczeniami, lecz także komiks o zwycięstwie „zwykłego” człowieka nad szarą materią rzeczywistości, poprzez przekształcenie jej w dzieło sztuki. Jest to największe zwycięstwo z możliwych, ponieważ wyłania się ono z przegranej. Porażka, którą jest bierne bycie w świecie pozbawione sensu lub wolności, przez zrobienie z niej elementu świata komiksu stała się najważniejszym i największym tryumfem Harveya Pekara.

Mateusz R. Orzech