Każdy kolejny tom „Sagi winlandzkiej” wzmaga u mnie apetyt na dalsze poznanie historii bohaterów tej mangi. Kiedy więc pojawił się w końcu tom czwarty, ciśnienie podskoczyło, a gdy tylko zacząłem go czytać ‒ nie odłożyłem, póki nie skończyłem. Jeżeli jesteście ciekawi moich wrażeń, zapraszam do recenzji tego tytułu wydanego przez Hanami.
W tomie trzecim obserwowaliśmy przemianę Kanuta z przestraszonego księcia w prawdziwego przywódcę. Jak uczy nas historia, objął władzę nad pozostawionym w Gainsborough wojskiem. Wtedy też 3 lutego 1014 roku nagle zmarł jego ojciec. Widzimy początki walki o władzę, przepychanki siłowe, a także… retrospekcje z udziałem Thorfinna. Pewne tajemnice z przeszłości wyjaśniają się, ale pojawiają się kolejne. Jednym słowem ‒ wciąż jest ciekawie.
Jak Makoto Yukimura miesza fikcję z historią
W czwartym tomie „Sagi winlandzkiej” obserwujemy właśnie te wydarzenia. Autor pozwolił sobie na pewną ciekawą zagrywkę. Otóż jeden z głównych bohaterów ‒ Askeladd ‒ został przedstawiony jako Lucius Artorius Castus. To miano nosił w historii jeden z generałów Imperium Rzymskiego na przełomie drugiego i trzeciego wieku naszej ery. Postać ta mogła być inspiracją dla króla Artura i legend arturiańskich. Generał ten był również z pochodzenia Walijczykiem, a jak wiadomo z poprzednich tomów, Askeladd jest pół Duńczykiem, pół Walijczykiem.
Również jedno z wydarzeń, a mianowicie śmierć króla Swena Widłobrodego lub też może bardziej powód tej śmierci, zostało przez Makoto Yukimurę wymyślone. Historycy nie są bowiem pewni, w jaki sposób król zginął. Jednym z możliwych scenariuszy jest upadek z konia. Inny natomiast mówi o zabójstwie we śnie. Jaką drogą podążył autor? Tego nie zdradzę i pozwolę odkryć tę tajemnicę czytelnikowi.
Czy daleko nam do Winlandii?
To jedno z tych pytań, które zadaję sobie za każdym razem, gdy biorę do ręki kolejny tom „Sagi winlandzkiej”. Czy w końcu nasi bohaterowie skierują swoje kroki w kierunku zachodnim? Czy wyruszą w podróż? W jakich okolicznościach? Niestety, wciąż jestem rozczarowany i nadal dostaję „jedynie” przedstawienie walki wikingów na ziemiach brytyjskich. Jest świetnie, ale cały czas czekam.
No dobrze, przyznam się, że moja ciekawość wzięła nade mną górę i sprawdziłem, w którym tomie zbliżymy się do tytułowej krainy. Jednak nie chcąc odstraszyć czytelników, powiem tylko, że póki co musimy uzbroić się w cierpliwość. A jest to cierpliwość wynagrodzona znakomitymi rysunkami i świetną fabułą.
Znakomity scenariusz Makoto Yukimury
Wiem, że trudno jest mówić o zaletach opowieści w momencie, gdy przedstawiane są wydarzenia historyczne, ale jednak napiszę ‒ Makoto Yukimura przygotował nam pod względem scenariusza prawdziwą ucztę. Ten tom jest jednym z najlepszych do tej pory w serii. To znakomity miks inteligentnie przedstawionej historii politycznej ze znakomicie zawiązaną i zaprezentowaną akcją. Cóż mogę powiedzieć ‒ uwielbiam dobre, brutalne opowieści o wikingach, a tutaj mam tego pod dostatkiem.
Każdy kolejny tom wciąga mnie coraz bardziej. „Saga winlandzka” to imponująca epopeja, dramat historyczny przeplatany fikcją lub dopowiedzeniami ze strony autora. Jednak nie można sięgnąć po ten tom bez znajomości poprzednich, bo po prostu się pogubimy, szczególnie jeśli nie znamy historii Wielkiej Brytanii, Danii i wikingów. Zdecydowanie polecam każdemu, kto lubi dobrą historię, ciekawe rysunki i nie stroni od krwawych opowieści.
Dziękujemy wydawnictwu Hanami za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Michał „Emjoot” Jankowski
Format: 150 x 210 mm
Ilość stron: 416
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: offset
Cena okładkowa: 65.00 zł
ISBN 978-83-65520-35-7