„Duchy Orwaldu” to pierwszy zeszyt nowej polskiej serii zapowiadanej na sześć części. Norbert Rybarczyk osadził akcję komiksu w tym samym uniwersum, w którym rozgrywał się jego debiut „Wpatrzeni ze Wzgórza” wydany przez Centralę w 2016 roku. Nie bójcie się, jeśli nie znacie tego tytułu, to nie przeszkadza w tym, by sięgnąć po „Duchy Orwaldu”. To wprawdzie dopiero wstęp, ale porywający wizualnie.
Zanim zacząłem lekturę, zastanawiałem się, czy nie lepiej zapoznać się z „Wpatrzeni ze Wzgórza”. Z recenzenckiego obowiązku, by mieć pełen kontekst. Pomyślałem jednak, że lepsze będzie podejście na świeżo z takim stanem wiedzy, jaki mam o tym świecie, czyli totalne zero, bo jakimś cudem „Wpatrzonych” przegapiłem. Wiele osób może nie kojarzyć faktu, że serie są ze sobą powiązane, zresztą w minimalnym stopniu. Postaci i fabuła z debiutu Rybarczyka są tylko tłem dla nowej, porywającej przygody.
Przepiękna strona wizualna
Zacznę od tego, co się najbardziej rzuca w oczy, i to dosłownie. Warstwa wizualna jest obłędna i zachwycająca. Plansze otwierające komiks to czysta poezja, jeśli chodzi o przedstawienie dynamizmu w komiksie i opowiadanie historii bez udziału słów. Są piękne, hipnotyzujące wręcz.
Oczywiście dalej nie jest źle, ba, jest równie dobrze. Jestem naprawdę zachwycony talentem rysownika. Nie tylko świetnie operuje językiem komiksu, jego sekwencyjną formą, ale też po prostu bajecznie rysuje. Te kolory, granie tonami, płynne przejścia i podkreślanie atmosfery danej sceny. Jeśli dla kogoś jest to wyznacznikiem, to można śmiało użyć takich sformułowań, jak „nadaje się na eksport” czy też „to mogłoby spokojnie wychodzić w USA”.
Wstęp do magicznej baśni
Czas na kilka słów o fabule. To dopiero pierwszy zeszyt, wstęp do większej opowieści, dlatego trzeba mieć to na uwadze przy ocenie. „Duchy Orwaldu” to 23 strony napakowane akcją, dostajemy potężne otwarcie z przytupem, potem lekkie zwolnienie akcji na poznanie naszych przyszłych głównych bohaterów (jakaż urocza mała ekipa!) i na zakończenie ponownie przyspieszamy tempa i dostajemy intrygujący cliffhanger. Trochę banalny początek, wiecie, przypadkowe wplątanie się w wielką i niebezpieczną przygodę, która kończy się ratowaniem świata (najprawdopodobniej). Jednak jest tu… magia.
Jestem kupiony, czytałem z wypiekami na twarzy, poczułem się jak dziecko rzucone w magiczny świat wielkiej przygody małych istotek. Piękne to, a muszę podkreślić, że słowa te pisze człowiek, który nie znosi formy zeszytowej. Tak jak do mnie ona nie przemawia, tak „Duchy Orwaldu” są drugą serią po „Wydziale VII”, która wzbudziła we mnie takie uczucia w ostatnim czasie.
Ciut drogo, ale warto
Jeśli będziecie na 30. Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi, to zatrzymajcie się przy stoisku. Zwłaszcza że, jak mówi sam autor, nakład jest mały i tylko tam na razie będzie można kupić komiks. Koszt trochę może odstraszać ‒ jeden zeszyt za 20 zł, ale myślę, że naprawdę warto.
Jasne, za tę cenę pewnie można kupić okazyjnie coś grubszego, a wiem, że niektórzy takie przeliczniki stosują. Jednak Rybarczyk stworzył rzecz, w której naprawdę jest coś chwytliwego, jest magia pięknej baśni, a przynajmniej jej początku. Poza tym warto wspierać tego typu inicjatywy, więc jeśli będziecie mieć okazję, to koniecznie zajrzyjcie na stoisko z logiem Amarok comics.