Zostałem zmuszony, aby opowiedzieć moją historię, gdyż nie znając konkretnych powodów, czytelnicy z pewnością nie posłuchaliby mej rady. Muszę przy tym nadmienić, że powody, dla których sprzeciwiam się napisaniu tej recenzji, wyjawiam absolutnie wbrew mej woli. Waham się, tym bardziej że ostrzeżenia moje mogą okazać się daremne.
Osoby znające świat Cthulhu z pewnością rozpoznały ten sparafrazowany przeze mnie wstęp opowiadania „W górach szaleństwa”, napisanego przez Howarda Phillipsa Lovecrafta. HPL ukończył je w roku 1931, jednak czytelnicy mogli się z nim zapoznać dopiero parę lat później. Pierwsza publikacja tego opowiadania miała miejsce w lutym, marcu i kwietniu 1936 roku na łamach magazynu „Astounding Stories”.
W Polsce „W górach…” po raz pierwszy wydano w 1990 roku. Od tamtej pory było ośmiokrotnie wznawiane. Nic dziwnego. To jeden z najlepszych utworów H.P. Lovecrafta, uznawany za szczytowe osiągnięcie mieszanki horroru i science fiction. Dlaczego wspominam o tym opowiadaniu? Otóż za sprawą Adama Fydy (scenariusz i rysunki) oraz wydawnictwa Timof comics na polskim rynku pojawił się komiks „Góry szaleństwa”, będący mocnym nawiązaniem do prozy HPL.
„Miskatonic” i „Arkham” płyną na Antarktydę
Historię komiksu można streścić w dwóch zdaniach. Naukowcy z Uniwersytetu Miskatonic organizują wyprawę na Antarktydę celem zbadania rejonów dotychczas nietkniętych przez cywilizację (spoiler: czy na pewno?). Na miejscu odkryją rzeczy, które sprowadzą na nich szaleństwo, grozę czy śmierć. Jednak nie o samą historię tu chodzi, a o to, jak została przedstawiona i jakie wywołuje emocje.
O ile w oryginalnym opowiadaniu mieliśmy do czynienia z pierwszą wyprawą na Antarktydę, o tyle wydarzenia zaprezentowane w albumie to już wyprawa druga. Fyda bardzo zgrabnie wykorzystał fakt kontynuacji wyprawy, prezentując jednocześnie w formie retrospekcji wydarzenia dziejące się wcześniej (w oryginale). Ten miks wyszedł bardzo udanie i interesująco.
Jednocześnie autorowi udało się uniknąć wielu pułapek. Mój największy „zarzut” do Lovecraftowej wersji jest taki, że osoby, które nie przeczytały innych opowiadań mistrza grozy, mogą się poczuć zagubione. Nawiązania do innych tytułów, jak „Widmo nad Innsmouth”, „Coś na progu”, „Duch ciemności”, „Sny w Domu Czarownic”, „Cień spoza czasu”, a przede wszystkim „Zewu Cthulhu”, były bardzo widoczne. Adam Fyda poradził sobie z tym poprzez retrospekcje i umieszczenie wśród bohaterów znawcy zbioru ksiąg zakazanych na Uniwersytecie Miskatonic. Osoba ta w razie pojawienia się nowych, nieznanych postaci czy terminów służy czytelnikowi wyjaśnieniem i doprecyzowaniem tego, co właśnie się wydarzyło lub zostało powiedziane.
Groza bije z kart komiksu
Umieszczenie akcji w roku 1932 wymagało zastosowania odpowiednich kolorów i barw dla otaczającego świata. Adam Fyda, który jest nie tylko scenarzystą, ale i rysownikiem tego albumu, wybrnął i z tego zadania znakomicie. Mamy tutaj odcienie bure i szare, z mocnym nastawieniem na kolory zimne (niebieskie – wszelkie odcienie wody i lodu, ciemnobrązowe), złamane odcieniami przyblakłego żółtego, różu i fioletu w szerokim spektrum. Całość dzięki temu jest mroczna i tajemnicza, o co przecież chodziło.
Do rysunków też nie mogę się absolutnie przyczepić, ponieważ… podobają mi się. Często pozbawione są szczegółów w tle, skupiając całą uwagę na twarzach, mimice i emocjach głównych bohaterów. Sprawiają wrażenie rysowanych kolorową kredą czy węglem na kartce i ten efekt niesamowicie przypadł mi do gustu. Nie można im jednak odmówić szczegółowości tam, gdzie jest ona niezbędna. Widoczne to jest szczególnie w historii z zamierzchłych czasów, odnalezionej w jednej z jaskiń Antarktydy. To wszystko razem powoduje, że z kart komiksu bije groza.
„Góry szaleństwa” wspaniałym hołdem dla Lovecrafta
Komiks, który trafił w moje łapki, nie jest może wyjątkowo gruby (64 strony). Biorąc jednak pod uwagę materiał źródłowy, jest nieźle. Autorowi udało się przelać atmosferę opisów Lovecrafta w piękne rysunki przy dość ciekawym podejściu do scenariusza. Nie będę ukrywał, nie jest to groza w stylu „Infidel”, bardziej kojarzy się z filmami o potworze Frankensteina z Borisem Karloffem, a nie z Robertem de Niro. Ale i tak jest to dla fanów Cthulhu pozycja obowiązkowa, a dla reszty również miła lektura. Polecam!
Dziękujemy wydawnictwu Timof za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Michał „Emjoot” Jankowski
Autor: Adam Fyda
Data wydania: 1 kwietnia 2020
Druk/barwność: kolorowy
Format: 210X290
ISBN: 978-83-66347-22-9
Liczba stron: 64
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Wydanie: I
Zalecane dla odbiorcy: Młodzież i dorośli