Deadly Class Wesa Craiga i Ricka Remendera to jedna z moich ulubionych obecnie wychodzących serii. Non Stop Comics wypuściło niedawno ósme wydanie zbiorcze, które wydaje się okresem przejściowym przed wielkim finałem serii.
Cisza przed burzą
To w sumie najpoważniejszy zarzut wobec tego tomu. Jest jasne, że autorzy ustawiają sobie pionki przed ostateczną rozgrywką, ale nie rozumiem tego, że znowu wracamy do szkoły zabójców, w której wszystko się zaczęło. Nie wiem, z czego się bierze ta kolistość fabuły. Już raz mieliśmy z nią do czynienia, gdy pojawił się nowy rocznik. Teraz łączymy wszystkie znane nam postacie. Pomimo tego, że jeszcze kilka odcinków wcześniej wszyscy rzucali się sobie do gardeł, teraz znowu normalnie funkcjonują obok siebie.
Tak, pamiętam zasady szkoły ‒ poza battle royale na zakończenie roku uczniowie nie powinni ze sobą walczyć. Jednak nie wiem, czy nie powinno to jakoś bardziej znacząco zmienić ich relacji. W ogóle lepszym rozwiązaniem byłoby pozostawanie poza obrębem szkoły i kontynuacja starć pomiędzy frakcjami za jej murami. Obecnie mam wrażenie, jakbym czytał kolejny odcinek superbohaterskiej opery mydlanej, która po raz kolejny wróciła do status quo po „doniosłych wydarzeniach, które miały wszystko zmienić”.
Typowe zagrania z długich serii
Zawsze w takich sytuacjach osłabia się znaczenie tego, co działo się w poprzednich tomach. Chyba że, kontynuując analogię do zwykłej szkoły średniej, jest to po prostu jak powrót po wakacjach. Wszyscy wypoczęli, trochę zapomnieli, co się działo dwa miesiące wcześniej, ale zaraz rozpocznie się nowa seria zmagań o pozycję w szkolnej hierarchii popularności.
Poza tym pokazana jest też dość długa retrospekcja, która zatrzymuje akcję. Ten tom Deadly Class zaczyna się od tripu Marcusa na pustyni. Bardzo dobra scena, ale dezorientująca na otwarciu kolejnej odsłony. Zwłaszcza gdy minęło trochę czasu od lektury poprzednich. Dopiero w połowie tomiku przypomniałem sobie, co się działo wcześniej.
Coraz bliżej końca Deadly Class
Wciąż bardzo podobają mi się rysunki Wesa Craiga, który awansował do czołówki moich ulubionych współczesnych autorów. Uproszczona, ale bardzo dynamiczna kreska. Sceny narkotycznych wyczynów bohaterów pozwalają mu na wykorzystanie innych technik rysunku. Nie wiem, czy to tylko w moim egzemplarzu, ale pojawiły się jakieś problemy z reprodukcją. Wiele delikatniejszych linii jest ledwie widocznych, a grubsze są miejscami lekko rozpikselowane. Wszystko wygląda, jakby ktoś o jeden raz za dużo kliknął „wiaderkiem farby” w Photoshopie. Nie wiem, czy coś się nie stało przy kompresji. Skany, które znalazłem w sieci, były raczej pozbawione tego problemu. Istnieje możliwość, że po prostu mnie się coś wydaje, ale w poprzednim tomie nic takiego nie zauważyłem.
Ogólnie trochę się znęcam nad tym odcinkiem Deadly Class, ale rozumiem, że w każdej serii musi być jakiś wolniejszy moment, który nie będzie tak raził jako część większej całości. To wciąż jedna z moich ulubionych serii i z niecierpliwością czekam na kolejne tomy.
Konrad Dębowski