Wydaje mi się, że to po obejrzeniu którejś z części Piratów z Karaibów lub przy którymś z kolei renesansie zainteresowania grą Sid Meier’s Pirates, zapragnąłem czytać komiksy o piratach. Po przewertowaniu kilku niezbyt atrakcyjnych pozycji z Zachodu zarzuciłem sieci na Dalekim Wschodzie. Tak trafiłem na One Piece Eiichiro Ody, opowiadający właśnie o przygodach korsarzy. Tyle, że dość nieszablonowych.
Piraci inni niż wszyscy
Czytelnik może się zdziwić, oczekując spotkania zwyczajowo jednookich i brodatych zakapiorów z papugą na ramieniu i hakiem zamiast dłoni. Owszem, takie postacie też się w komiksie pojawiają, ale raczej na drugim planie. Pierwsze skrzypce gra młodzieniec o imieniu Monkey D. Luffy. Od małego chciał zostać piratem. Pływać po siedmiu morzach i przeżywać fantastyczne przygody w dalekich krajach wraz z załogą zaufanych kamratów. Przede wszystkim zdobyć legendarny One Piece – skarb Gold Rogera, Króla Piratów. Luffy wpadł na taki pomysł zainspirowany opowieściami załogi Rudowłosego Shanksa, która urządziła sobie tymczasową bazę w jego wiosce.
Tak się złożyło, że podczas któregoś z pobytów Shanksa w wiosce, Luffy zjadł jeden z przywiezionych łupów. Był to bardzo cenny łup, tzw. „diabelski owoc”. Jak się okaże w dalszych tomach, w opisywanym świecie występuje wiele rodzajów tego typu owoców. Dają one temu, kto je zje, przeróżne moce. Gum-gumowoc, który spałaszował Luffy, sprawił, że chłopiec stał się człowiekiem gumą (niczym Plastic Man albo Reed Richards – Mr. Fantastic). Diabelskie owoce mają jednak pewien efekt uboczny. Po ich zjedzeniu nie można pływać. Wpadając do wody, idzie się na dno niczym kamień, co może być dość kłopotliwe dla pirata. Kogoś innego mogłoby to oczywiście powstrzymać przed spełnieniem swoich marzeń o morskich przygodach, jednak nie Luffy’ego, który wręcz przeciwnie, ucieszył się z nowo nabytej mocy i postanowił po prostu nie spadać z pokładu.
Zresztą prostolinijność, beztroska, a czasem niewiedza lub momentami mogłoby się zdawać, że wręcz głupota głównego bohatera, to główny motor napędowy gagów w komiksie. Luffy, w przeciwieństwie do innych postaci, zdaje się nigdy nie przejmować powagą sytuacji. Zarówno w starciu z wyglądającą na wielokrotnie silniejszą od niego załogą pirackiego okrętu, będąc właśnie wciąganym wraz z łódką przez ogromny wir, jak i dryfując bez pożywienia czy nawigatora po oceanie. Kto by się przejmował takimi szczegółami? Dzięki temu nie ma dla niego rzeczy niemożliwych i niczym czołg bohater dąży powoli, aczkolwiek skutecznie, do realizacji swoich planów.
Prawdziwy następca Dragon Balla
Manga klimatem przypomina początki Dragon Balla, zanim w serii zaczęły się liczyć coraz bardziej wymyślne pojedynki. W One Piece postacie też walczą między sobą, ale czuć, że bardziej liczy się dobra zabawa, eksploracja dziwacznych krain i poznawanie ich jeszcze dziwniejszych mieszkańców. Jako że akcja komiksu ma miejsce w zupełnie fikcyjnej krainie, autor mógł puścić wodze wyobraźni. Pierwszy tom to dopiero przedsmak dalszych przygód poznanych bohaterów, ale już na samym początku można zauważyć, że pomimo wykorzystania chyba najbardziej ogranego motywu w komiksie japońskim (w skrócie można to opisać słowami „od zera do bohatera”), jego pomysłom daleko od konwencjonalnych rozwiązań.
Także styl rysunku jest unikatowy, niepodobny do innych mang na japońskim rynku. Nie licząc dzieł Hiro Mashimy, autora Fairy Tail, wzorującego się na One Piece. Kreska jest mocno uproszczona, zdeformowana, ale sprawdza się. Z tego, co czytałem w internecie wynikałoby, że niektórym czytelnikom ciężko się do niej przyzwyczaić. Ja nie miałem z tym żadnych problemów.
Najlepszy shounen
Polskie wydanie komiksu czyta się bardzo dobrze. Nie natrafiłem na coś, co raziłoby mnie w redakcji czy tłumaczeniu. Wszystkim, którzy świat Luffy’ego znają z mniej legalnych wydań dostępnych w internecie i którzy często bywają przewrażliwieni na punkcie drobiazgów, chciałbym powiedzieć, że tłumacz dokładnie wyłożył, dlaczego dane nazwy są przełożone na rodzimy język tak, a nie inaczej.
Bardzo się cieszę, że manga Eiichiro Ody pojawiła się na polskim rynku, bo to chyba mój ulubiony shounen (komiks dla chłopców) z tak zwanej „wielkiej trójcy”, którą dopełniają Naruto i Bleach. Jest tak głównie ze względu na wspomniane wcześniej humor, bezpretensjonalność i niekonwencjonalne pomysły. Przy pierwszym tomie odżyły we mnie miłe wspomnienia z lektury sprzed lat. Chociaż ze względu na długość serii (do tej pory ukazało się 60 tomików), nie planowałem jej zbierać. Jednak teraz poważnie się nad tym zastanawiam. Przecież każdy – niezależnie od wieku – chciałby wyruszyć w świat w poszukiwaniu przygód. Zapewne dlatego One Piece to obecnie najpopularniejsza manga w Japonii. Dotychczas sprzedano ponad 200 milionów tomików serii, a kolejne biją rekordy sprzedaży. Miejmy nadzieje, że w Polsce będzie sprzedawać się równie dobrze, bo to kawał świetnej rozrywki zarówno dla młodszego, jak i starszego czytelnika.
Konrad Dębowski
„One Piece” tom 1: „Romance dawn – Przygoda na horyzoncie”
Scenariusz i rysunki: Eichiro Oda
Tłumaczenie: Paweł Dybała
Wydawca: Japonica Polonica Fantastica
Data wydania: 12.2010
Wydawca oryginału: Shueisha
Data wydania oryginału: 12.1997
Objętość: 207 stron
Format: 120 × 170 mm
Oprawa: miękka
Druk: czarno-biały
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 18,00 zł