PRZYGODY TINTINA – „KLEJNOTY BIANKI CASTAFIORE”, „LOT 714 DO SYDNEY”, „TINTIN I PICAROSI”, „TINTIN I ALPH-ART”
Cieszmy się i radujmy! Po długich oczekiwaniach tomowe wydania „Przygód Tintina” powróciły na półki w naszych księgarniach. Ten jest o tyle wyjątkowy, że zawiera (niepublikowane dotąd w Polsce) ostatnie trzy opowieści Hergégo. A może aż cztery? O tym więcej za moment…
Istnieje wiele serii komiksowych (że o filmach i książkach nie wspomnę), których ostatnie odsłony zaliczają się do najsłabszych. Ba! Często są wręcz marne. Zestarzały autor nie miał już dawnej ikry i pomysłowości; stare, sprawdzone schematy nie odnajdują się we współczesnym świecie, a z ciągle odgrzewanych postaci nie daje się już nic nowego wycisnąć… Na szczęście „Przygód Tintina” nie dotyczy to ani odrobinkę. Kreska Hergégo nie ucierpiała przez lata na niczym (jak już, zrobiła się tylko bardziej detaliczna), a im dalej w las, tym scenariusze robiły się dojrzalsze, spójniejsze i bardziej dopracowane. Co najważniejsze, autor robi wyśmienity pożytek z wykreowanego przez siebie świata. Bohaterowie nie są już pionkami, które przypadkiem znalazły się na drodze pełnej przygód, a ich osobowości i relacje stają się motorem, który napędza i buduje fabuły. Coraz częściej powracają także różne wątki z przeszłości, a autor w najlepsze bawi się i eksperymentuje ze stworzonym przez siebie światem.
O geniuszu świata Hergégo świadczy zresztą już pierwsza historia „Klejnoty Bianki Castafiore”. Istna perełka, nietypowa przygoda, w której znajdziemy wszystko, za co kochamy tę serię oprócz… no właśnie, samej przygody. Nie, nie przesłyszeliście się! Autor chcąc sprawdzić, jak wielki potencjał mają jego postacie, napisał scenariusz, by zobaczyć, czy uda mu się stworzyć interesującą historię, w której intryga będzie kompletnie złudna. Z zadania wywiązał się pierwszorzędnie. Nie ma tu pościgów, podróży, złoczyńców czy jakichś wielkich konspiracji. Po prostu: Bianka Castafiore bezczelnie wprasza się w gościnę na dworku kapitana Baryłki i reszta komedii nakręca się sama, stanowiąc miłą odmianę od bardziej skomplikowanych historii w serii.
„Lot 714 do Sydney” to z kolei już bardziej tajemnicza i trzymająca w napięciu intryga. Tintin i jego towarzysze splotem okoliczności trafiają na pokład samolotu milionera Laszlo Carreidasa, który zostaje porwany i zawieziony na odległą i tajemniczą wyspę… Jedną z rzeczy, za którą album jest znany, jest powrót Rastapopoulosa – chyba największego wroga Tintina. Co ciekawe, choć we wcześniejszych historiach przedstawiony był jako budzący respekt niegodziwiec (diabelnie przebiegły, nieobliczalny i dopiero pod koniec historii ujawniający się jako „ten, który pociągał za wszystkie sznurki”), tu niespodziewanie staje się rodzajem błazna. Wiecznie upokarzany, poddawany kompromitacjom i bólowi fizycznemu, a zarazem dzięki temu jakby bardziej ludzki. Jedną z moich ulubionych sekwencji jest fragment, w którym jemu i Laszlo zaaplikowano serum prawdy i licytując swoje grzechy z przeszłości, nawzajem zaczynają wykłócać się o to, który z dwójki jest podlejszy,. Co ciekawe, Hergé początkowo chciał, by historia w całości działa się na lotnisku, jednak zrezygnował z pomysłu.
Wreszcie mamy „Tintin i Picarosi”. Bianka Castafiore (z obstawą w postaci detektywów Jawniaka i Tajniaka) wyrusza z wizytą do państwa San Theodoros („Tintin i pęknięte ucho”), jednak wizyta nie zaczyna się pomyślnie, bowiem zostaje aresztowana i oskarżona o branie udziału w spisku przeciw rządzącemu państwem generałowi Tapioce. Na domiar złego Tintin, kapitan Baryłka (któremu ostatnio dziwnie obrzydł alkohol) i profesor Lakmus zostają posądzeni o bycie geniuszami zbrodni stojącymi za domniemanym planem zamachu i teraz media nie dają im spokoju. Rzecz jasna, bohaterowie postanawiają oczyścić się z zarzutów i uwolnić przyjaciół… wszyscy poza – o dziwo – samym Tintinem, który domyślając się oczywistej zasadzki, po raz pierwszy w historii odmawia wzięcia udziału w przygodzie! Przejaw racjonalnego myślenia, czy też podróżowanie po świecie zrobiło się dla niego nużącą rutyną? Opowieść jest najciekawszą w tomie, a zarazem stanowiąca idealny finał dla serii…
Chwila, chwila! Wspomniałem przecież wcześniej o czterech opowieściach, jak więc finałem miała być ta przedostatnia? Cóż, to prawdziwa gratka, smaczek i bonus dla największych miłośników Tintina, gdyż ów tom zawiera „Tintin i Alph-Art”, a ku ścisłości storyboard ostatniego, niedokończonego komiksu Hergégo. Smutne, choć prawdziwe. Autor zmarł, nim zdążył dokończyć scenariusz, który – o ironio – urywa się w najbardziej intrygującym z możliwych momentów! Choć wielu artystów dałoby się pokroić, by dokończyć jego dzieło, ten wyraził wolę, że nie życzy sobie, by ktokolwiek po nim kontynuował serię. Pomimo życzeń twórcy przez lata ukazało się parę pirackich edycji dokończonego komiksu. Autorem najpopularniejszej wersji był kanadyjski rysownik Yves Roider. Niestety, już po jego wersji widać, jak mądrą decyzją było dla Hergégo nieoddawanie swojego świata w łapy nowych autorów. Na przykład pojawiająca się w scenariuszu pracownica galerii, Martine Vandezande, została przedstawiona w interpretacji Roidera jako bardzo atrakcyjna dziewczyna, a co za tym idzie, na końcu komiksu pojawia się wyraźna sugestia romansu między nią a Tintinem. Rzecz jasna, dla wielu fanów było to kompletnym bluźnierstwem! To w sumie ironiczne, że wielu oburzają plotki o Tintinie będącym gejem, ale o wiele większy niesmak budzi pomysł, że mógłby się związać z dziewczyną! ( Brrrr… Okropieństwo! ) Cokolwiek poeta miał na myśli, cieszę się, że wydana tu wersja stanowi w stu procentach wyłącznie to, co wypłynęło z intencji samego Hergégo. Nie tylko umożliwia nam to rzucić okiem na proces jego pracy, ale też pozostawia zakończenie ostatniej przygody Tintina tylko i wyłącznie naszej wyobraźni.
Puentując, ostatnie odsłony „Tintina” zaliczają się do najlepszych w serii, a dodatek w postaci storyboardu jest istną gratką dla tintinofilów wszelkiej maści. Jeżeli możesz pozwolić sobie na tylko jeden z trzech ostatnio wydanych tomów „Tintina”, seledynowy bez dwóch zdań dostarczy największej dawki atrakcji. Jedyną wadą jest brak jakiejkolwiek przedmowy poprzedzającej „Tintin i Alph-Art” z wyjaśnieniem historii tego komiksu, przez co niektórzy z czytelników mogą być nieco zdezorientowani obecnością samych szkiców i tekstów na prawie stu stronach. Choć przypuszczam, że większość domyśliłaby się raczej prędko, czemu rzeczy mają się tak, a nie inaczej. Jakby nie patrzeć, żyjemy w erze Internetu…
Maciej Kur
„Przygody Tintina” – „Klejnoty Bianki Castafiore”, „Lot 714 do Sydney”, „Tintin i Picarosi”, „Tintin i Alph-Art”
Scenariusz i rysunki: Hergé
Wydawnictwo: Egmont
Wydanie: I
Liczba stron : 288
Papier : Kredowy
Data wydania : 10/2011
Oprawa: twarda
Druk: kolor
Cena: 49,99 zł