Rick Remender to jeden z moich ulubionych współczesnych scenarzystów, taki rockman amerykańskiego komiksu, który przede wszystkim zawsze wierzy w swój pomysł i przepycha go z uporem, nawet gdy pracuje akurat dla największych wydawnictw z głównego nurtu. Nigdy nie boi się ryzykować, zawsze zależy mu przede wszystkim na świeżości, unika pułapek schematów i bezpieczeństwa.

Zaczynał od gatunkowych wariacji na temat klasyki – np. jego „Fear Agent” to zgrabna i niezwykle oryginalna laurka dla kosmicznej pulpy, a „Sea of Red” i „XXXombies” są połączeniem historii o nieumarłych mięsojadach kolejno z opowieścią piracką i… branżą porno lat 70. Równie zabawnie zrobiło się, gdy zlecenia zaczął dawać mu sam Marvel, a Remender wykorzystywał tę okazję maksymalnie – zamordował Punishera i zrobił z niego żywego trupa w „Franken-Castle”, stworzył dowodzony przez Logana zespół X-Men od czarnej roboty w „Uncanny X-Force”, czy przeszczepił mózg zamordowanego Profesora Xaviera nazistowskiemu oprawcy Red Skullowi w „Uncanny Avengers”. Mało który scenarzysta pozwala sobie na taką odwagę, a Remender wygrał tutaj, ile się dało.

Jeszcze lepiej dzieje się jednak z jego warsztatem, gdy w grę wchodzą wątki osobiste i opowieści zaczynają płynąć prosto z serca, czego idealnym przykładem jest seria „Deadly Class” – możliwe, że po zakończeniu okaże się jego magnum opus. Remender przedstawia czytelnikowi Marcusa Lopeza Arguello, nastolatka pomieszkującego na ulicach Ameryki w roku 1987 – znalazł się w takiej sytuacji z dosyć niejasnych powodów, a jego skrytym marzeniem jest… zamordowanie prezydenta Reagana, którego wini za utratę bliskich. Pewnego dnia zmierzający w otchłań dzieciak przypadkiem zwraca na siebie uwagę tajemniczej młodej Japonki, która mu pomaga i po dynamicznej akcji ratunkowej doprowadza go przed oblicze mistrza Lina, dyrektora ściśle tajnej King’s Dominion Atelier of the Deadly Arts – szkoły dla… płatnych zabójców, szkolącej dzieciaki należące do największych światowych syndykatów. Dla chłopaka z ulicy jest to ostatnia deska ratunku, ale czy uda mu się przeżyć w otoczeniu różnej maści dzieciaków? Jasne, lekcje są tutaj trochę inne, ale to nadal szkoła – ze wszystkimi jej plusami i minusami.

Mimo połączenia ekstremalnie dynamicznej akcji, płynnej narracji i kuriozalnych uwarunkowań – gdzie seria „Harry Potter” spotyka filmy o sztukach walki oraz klasyczne akcyjniaki – Remender cały czas na pierwszym planie trzyma swoich bohaterów i relacje między nimi. Jak sam mówił w wywiadach, za tym pomysłem stoją przede wszystkim jego doświadczenia z czasów dorastania w latach 80., gdy czuł się jak wyrzutek i nie umiał znaleźć sobie miejsca na świecie – dorosłość wydawała się nieosiągalna, a szkolne życie było piekłem, gdzie każda przyjazna dusza była na wagę złota. Tutaj, niczym w filmach Johna Hughesa (których klimatem przesiąknięta jest seria), prezentuje cały wachlarz różnych charakterów, zagubionych, odrzucających pomoc, ale łaknących bliskości innych – i pozwala im się naturalnie docierać, poznawać, dorastać, nawet jeśli wiąże się to z próbami morderstw czy przebijaniem głową witryn sklepowych. A przy okazji cała historia gdzieś dąży – Remender cały czas podsyca tajemnice stojące za Marcusem, rozwija charaktery innych postaci, a każdy znajdzie tutaj swojego ulubieńca. Chcemy kontynuować przygodę z tymi bohaterami, bo nie są w żadnym stopniu krystaliczni – naprawdę robi wrażenie to, jak bardzo ludzko wypadają tutaj dzieciaki.

A przy okazji już w pierwszym tomie pokazuje, że będzie eksperymentował z formą na wszelkie sposoby, co ułatwiają mu znakomite rysunki Wesleya Craiga – każda postać wyraźnie odróżnia się wizualnie, całość przypomina trochę dynamiczną kreskówkę, co jeszcze bardziej zwiększa dynamikę, a żywa kolorystyka (oparta na korzystaniu z małej ilości kolorów w pojedynczych panelach, zderzaniu kontrastujących barw na kolejnych stronach, odwoływaniu się do estetyki popartu) jeszcze mocniej napędza całą historię. Absolutnym arcydziełem ich kolaboracji jest numer, gdy dzieciaki wybierają się w podróż do Las Vegas, ale na kwasie – co zostaje znakomicie oddane wizualnie, bo każda sekwencja pulsuje tutaj od wykręcania rzeczywistości.

Pierwszy tom z miejsca łapie za gardło i intryguje na tyle mocno, że sięgniecie po kolejne raczej bez zastanowienia. To szczera opowieść o dzieciakach, znakomicie rozpisana, przybrana w dziwaczne szaty, gdzie świetne dialogi wesoło tańczą z żywymi rysunkami – do tego osadzona w ciekawej erze amerykańskich przemian. Warto zarzucić kwas z tymi dzieciakami.

Radosław Pisula

DEADLY CLASS VOL. 1: REAGAN YOUTH

Wydawnictwo: Image Comics

Rok wydania: 2014

Liczba stron: 160

Oprawa: miękka

Papier: kredowy

Druk: kolor

Cena z okładki: 65 zł