BATMAN BEYOND
CYBERPUNKOWY RYCERZ
Wypada zacząć od początku: mamy rok 1999. Władze Warnera dają Bruce’owi Timmowi jasno do zrozumienia, że formuła zapoczątkowana przez „Batman: The Animated Series” mocno się zestarzała. W związku z tym zalecają mu stworzenie zupełnie świeżej konwencji dla animacji, tym razem z nastoletnim Batmanem, dziejącym się w uwspółcześnionym świecie. Z pozornie dziwacznego pomysłu zaczyna się wykluwać koncepcja historii dziejącej się w technologicznie rozwiniętej przyszłości, gdzie Mroczny Rycerz naprawdę stał się miejską legendą, a na ulicach grasował gang Jokersów. Tak rodzi się „Batman Beyond”, znany u nas za sprawą prześmiewczego tytułu „Batman: 20 lat później” lub bardziej poprawnego „Batman przyszłości”. A mogło być znacznie gorzej, bo pierwotnie proponowano „Rycerza jutra” albo „Batmana jutra”…
A.D. 2039. Gotham z lotu ptaka wygląda niczym elektroniczna dżungla, której wysokie drapacze chmur potrafią przyprawić o zawrót głowy. Coraz częściej w przestworzach latają samochody, a pieniądze zostały wyparte przez wszechobecne karty kredytowe. W takiej rzeczywistości przyszło żyć Terry’emu McGinnisowi, 16-letniemu uczniowi i sportsmenowi, mającemu problemy z prawem (siedział w poprawczaku za pobicia i kradzieże) i trudne życie rodzinne (rodziciele się rozwiedli). Chłopak próbuje zapomnieć o nieprzyjemnej stronie życia i odnaleźć spokój, skupiając się za szkolnych obowiązkach i utrwalaniu relacji ze swoją dziewczyną, Daną. Mimo to wypad-randkę do klubu niszczy burda Jokersów, gangu wielbiącego dawno nieżyjącego Clowna Zbrodni. Terry daje popalić rzezimieszkom, przebieg wydarzeń nakazuje mu jednak uciekać przed żądnymi zemsty chuliganami. Gonitwa przenosi się poza Gotham i przypadkowo dobiega końca u bram rezydencji Wayne’a. W rozprawieniu się z bandziorami pomaga mu po dłużej chwili sam Bruce, mocno schorowany i podstarzały mizantrop. Gdy bójka dobiega końca, a pobici Jokersi uciekają do miasta, Terry postanawia pomóc zmęczonemu Wayne’owi wejść do rezydencji i się wykurować. Nie wie jeszcze, że przechodząc przez próg niegdyś tętniącego życiem domu, a teraz owianej grozą i smutkiem fortecy, zmianie ulegnie wszystko. Nie zdaje sobie sprawy, że za chwilę odkryje jeden z największych sekretów właściciela upiornego zamku, a niedługo potem w brutalny sposób straci ojca, co doprowadzi go do zrealizowania swej osobistej zemsty i przyjęcia dziedzictwa Batmana na swoje barki. Po dwudziestu latach nieobecności Mroczny Rycerz wróci do miasta, które obiecał bronić. I to nie jest bynajmniej powtórka z rozrywki, a zupełnie (jak na tamte czasy) nowa forma.
Czasami zastanawiam się, czy Batman to wyłącznie strój, czy też człowiek w środku.
Terry McGinnis w „Lost Soul”
Odcinki „Batman Beyond” z dzisiejszej perspektywy mogą nam się wydać trochę nieaktualne i momentami przesadzone, ale w momencie swojej premiery były pod wieloma względami innowacyjne w amerykańskiej animacji. Bruce Timm wraz z triem Alan Burnett-Glen Murakami-Paul Dini zgrabnie połączyli przewodnią ideę komiksów spod znaku „Marvel 2099”, przedstawiających alternatywne wcielenia herosów świata 616 w skomputeryzowanej przyszłości, z przepastną architekturą miejską futurystyczno-dystopijnych anime, podrasowanych dodatkowo motywami z „Powrotu Mrocznego Rycerza”, schematem komiksów z serii „Birds of Prey” oraz intrygami polityczno-kryminalnymi z silnym wątkiem szkolnym. Wszystko zawarte przy brzmieniu ostrej, ciężkiej mieszanki trash-metalu z dyskotekowym techno, intrygująco korespondującej z tym, co oglądamy.
Ale po kolei. Po „Batmanie Beyond” nie spodziewajcie się „DKR-bis” dla młodzieży, z występem każdego klasycznego antagonisty o parędziesiąt lat starszego. W centrum większości odcinków tej serii jest nowy właściciel stroju Batmana, posiadający swoich własnych przyjaciół, jak i wrogów, a Bruce Wayne odgrywa tutaj koniec końców rolę drugoplanową (choć fundamentalną). Należy docenić to, że twórcy tworząc każdą postać od zera chcieli nadać jej indywidualny charakter i oddalić się od znanych konwenansów, chociaż osobiście znalazłem pokaźną ilość ciekawych „kryżówek”. Inque to całkiem udane połączenie kobiecości z mocami Calyface’a i pajączkowatego Hydromana. Spellblinder świetnie łączy cechy Scarecrowa (emanacja strachem, fobiami) i Mysterio (iluzoryczne projekcie jako broń). Nemezis McGuinnesa – Derek Powers, to uwspółcześniona wersja Doktora Phosphorusa wzbogacona o obsesyjny portret psychologiczny Normana Osborna. Terrific Trio to wypisz wymaluj Fantastyczna Czwórka. Wreszcie sam Terry McGinnis to udane połączenie ironicznej wesołkowatości Petera Parkera i jego problemów dnia codziennego ze stonowaną nieco, ale jednak, agresją i niesportowymi zagrywkami Jasona Todda. Te elementy zwieńczone młodzieńczym buntem i dojrzewaniem świetnie zostały ujęte w relacji uczeń-mistrz zachodzącej pomiędzy Terrym a Bruce’em. Niby współpracują razem, mają podobną motywację i wolę walki, ale dzieli ich wiele – od wieku rozpoczynając, po nastawienie do życia i metody rozprawiania się z przestępczością. Ich pełne sarkazmu rozmowy, często niemiłe i zabawne jednocześnie są jednym z głównych motorów tej animacji.
Oglądając ponownie wszystkie epizody „Batmana przyszłości” wraz z pełnometrażowym filmem „Batman Beyond: Powrót Jokera” zadziwiłem się, jak świetnie obrazował rewolucje kulturalną, jaka miała miejsce na przełomie wieków w USA oraz zjawiska i wydarzenia, o których wkrótce miało się głośniej mówić. Terry musiał się zmagać nie tyle z potężnymi oponentami, co z nowymi zjawiskami społecznymi i nowym rodzajem przestępstw. Rozpad klasycznego modelu rodziny, monopol korporacyjny, fundamentalistyczne grupy terrorystyczne, terror biologiczny, nieuleczalne wirusy chorobowe, radykalne przedłużanie ludzkiego życia, modyfikacja ciał dzięki bio- i nanotechnologii, wszechobecna konsumpcja, nadwyżka informacji w środkach przekazu – to i wiele więcej można zauważyć w poszczególnych odcinkach w dość krytycznym świetle. Scenarzyści negatywnie odnosili się do możliwości, jakie może przynieść w przyszłości nauka i rozwój technologiczny, a powiązanie tego z relatywizmem i mocnym akcentem psychologicznym charakterystycznym dla poprzednich kreskówek Timma (tzn. negatywne postacie nie były do końca złe, był to często efekt losu lub niefortunnego biegu wydarzeń, a niejednokrotnie sami Terry i Bruce musieli podejmować kontrowersyjne decyzje) dały prosperujący efekt. Dodatkowo animacja, w odróżnieniu od poprzednich „TAS”, była bardzo brutalna. Kostium Batmana był wyposażony w najnowszą technologię, co dawało Terry’emu niezwykłą siłę, wytrzymałość, zwinność, umiejętność latania oraz niekiedy niewidzialność. Z takim „kostiumem-zabawką” i wrogami, którzy często niszczyli wszystko na swojej drodze, mogliśmy się spodziewać tylko mocno brutalnych potyczek, których nie spotkało się nawet w późniejszych serialach o „Justice League”. Będąca tego efektem przemoc w serialu wydaje się być ironiczna, jeżeli przypomnimy sobie, że serial miał być skierowany głównie do młodszych widzów.
Ale nie na wszystko pozwalano Timmowi i spółce. Już od dawien dawna obrósł legendą scenariusz odcinka będącego odpowiedzią na sławną masakrę w Columbine High School, w której nastoletni uczniowie szkoły za pomocą broni zakupionej w internecie urządzili strzelaninę, w której zginęło dwunastu uczniów i jeden nauczyciel, a dwadzieścia-cztery osoby zostały ranne. Epizod był jednak na tyle ponury i dość osobliwy, bo miał mieć miejsce w więzieniu, że władze Warnera nie zdecydowały się na jego realizację. Jakby tego było mało, to wpływ szkolnej „krwawej łaźni” nie skończył się tylko na anulowaniu tego odcinka. Przez nią ocenzurowano pełnometrażowy film „BB: Powrót Jokera” (zresztą nie tylko ten film miał problemy z zarządem produkcyjnym, ale też i inne znane seriale i komiksy, chociażby „Buffy: The Wampire Slayer” Josha Whedona czy „Hellblazery” Warrena Ellisa). Sławne sceny retrospekcyjne ukazujące straszliwy los Robina i powód późniejszej izolacji Bruce’a Wayne’a od świata mogły doczekać się wersji nieocenzurowanej dopiero w rok po oficjalnej premierze filmu na rynku DVD. I co gorsze, to nie były jedyne problemy z wytwórnią. Ta, za sprawą sukcesu pierwszego sezonu serialu (który notabene można oglądać jako zamkniętą całość ), nakazali twórcom tworzyć łatwo przewidywalne fabuły dziejące się w pobliżu szkoły Terry’ego oraz wyperswadowali większe pole popisu dla przyjaciółki McGinnisa – Max, która wraz z rozwojem serialu stała się kimś w rodzaju powiernika tajemnic i pomocnika w sprawach hackingu i elektroniki, czyli krótko mówiąc – jego osobistym Alfredem. Nie spodobało się to twórcom, którzy uważali Max za postać stworzoną sztucznie i niepotrzebnie, co zresztą widać w momentach, w których gra ona pierwsze skrzypce – są one ociężałe, robione na siłę. Paradoksalne ograniczenie przestrzeni przez wytwórnię poskutkowało w późniejszych odcinkach ckliwymi fabułami, w których Terry musiał nie tyle radzić sobie z grupą przestępczą, co… z zadaniem domowym z edukacji seksualnej polegającym na ćwiczeniu predyspozycji wychowawczych na dziecku-zabawce. Wraz z gorszymi odcinkami zmniejszała się oglądalność, czego konsekwencją było nagłe zakończenie serialu i porzucenie go przez jego pomysłodawców na rzecz serii o Lidze Sprawiedliwości. A szkoda, bo ostatni odcinek trzeciego sezonu zatytułowany „Unmasked” trudno nazwać dobrym zwieńczeniem całego serialu. Mało tego, został stworzony tak, jak gdyby serial miał potem swój ciąg dalszy, co w rzeczywistości jest prawdą, gdyż czwarty sezon był jak najbardziej w planach! Najwidoczniej jednak Timma i jego kompanię znużyły ciężkie do pogodzenia z twórczą inwencją widzimisie wytwórni i postanowili porzucić projekt.
Na swój definitywny „epilog” kreskówkowy „Batman Beyond” musiał poczekać cztery lata, aż do emisji odcinka „Justice League Unlimited” wieńczącego jego drugi sezon. Do tego czasu Terry Mcginnis pojawiał się gościnnie w innych animacjach superbohaterskich Warner Bros., „Static Shock” i właśnie „Justice League”. Przez jakiś czas istniał również serial „The Zeta Project”, przedstawiający dalsze losy zabójczego androida uciekającego przez rządem Stanów Zjednoczonych, a będącego głównym bohaterem odcinku „Zeta”, ale ten spin-off nigdy nie zdobył uznania, po dwóch sezonach zniknął i szybko został wyrzucony na popkulturalny śmietnik. Wracając do „Epilogue”, jest to odcinek szczególny, gdyż nie tyle zamyka nietypowy rozdział w historii Batmana, jakim była animacja „Batman Beyond”, co zamyka całą sagę animowanego uniwersum DC Bruce’a Timma. I to nic, że „Justice League Unlimited” było kontynuowane jeszcze przez jeden sezon – Timm w tym epizodzie chciał nam dać do zrozumienia, że to ostatnie chwile z historiami, jakie było nam dane poznać od 1992 roku w telewizji i chciał to przekazać poprzez hołd dla widzów, którzy przez ten czas oglądali jego animacje. Nie ukrywajmy, „Epilogue” to nie tylko odkrycie wielkiej tajemnicy mówiącej o tym, co naprawdę łączy Terry’ego i Bruce’a, ani końcowe przeznaczenie mitu Mrocznego Rycerza, jakie zgotował Timm wraz z McDuffiem. Ten epizod przede wszystkim podsumowuje piętnaście lat przepięknej karty w historii animacji udowadniającej, co można z nią zrobić i jakie tematy w jej zawrzeć, od dojrzałych tematów po eksperymenty artystyczne w postaci zastosowania stylu art déco w architekturze świata przedstawionego. Ostatnie minuty tego odcinka, nawiązujące do odcinka „On the Leather Wings” z „Batman: The Animated Series” sprawiają, że łezka zakręci się w oku każdemu, kto jako mały dzieciak z zapałem oglądał animowanego Batmana od początku lat dziewięćdziesiątych.
„Batman Beyond” jest kolejnym dowodem na to, jak pojemny i ciekawie poprowadzony może być świat, w którym egzystuje mit Mrocznego Rycerza. Zawarty w serialu dialog pomiędzy legendą samozwańczego mściciela a futurystyką przy akompaniamencie ciężkiej muzyki (miks hard rocka z elektroniką i alternatywą) potwierdzają, jak wyjątkowym tworem kultury jest legenda Człowieka-Nietoperza oraz na jak wiele sposób można go łączyć z pozornie trudnymi do pogodzenia klimatami. Ponadto to właśnie w tym serialu pokazano najbardziej szykowny, praktyczny i prosty zarazem kostium – mroczny, pełen różnorodnych funkcji i asortymentu, jednocześnie nie powodujący uśmiechu politowania. Fani tego fasonu będą niedługo skakać z radości, gdyż już w czerwcu zostanie wypuszczona na amerykański rynek sześcioczęściowa mini-seria, mająca miejsce w realiach znanych z serialu. Ma ona być przyczynkiem dla stałej serii z Terrym McGinnisem w roli głównej, a przy scenariuszu ma pracować Adam Beechen. Osobiście nie jestem zachwycony z tego wyboru po tym, co Beechen zrobił z Batgirl/Cassandrą Cain na łamach „Robina”, ale kto wie? Może wyjść z tego komiks będący tym, czym „Spider-Girl” jest dla miłośników Spider-Mana – odskocznią od głównego uniwersum, plądrowanego przez „szokujące inaczej” crossovery, posiadającą swoich wiernych czytelników.
Podczas tworzenia Batmana genetyka jest tylko częścią historii – reszta to tragedia.
Amanda Waller, Justice League Unlimited: „Epilogue”
Michał Chudoliński
PS Jeszcze zanim Chris Nolan wkroczył na plan jako człowiek mający wprowadzić czas renesansu do filmowych przygód Batmana, głośno mówiło się o filmie ukazującym Batmana dwadzieścia lat później, podobnie jak w omawianym powyżej serialu. Scenariuszem mieli się zająć Paul Dini wraz z Allanem Burnettem, a główne role mieli w nim zagrać Keanu Reeves i Clint Eastwood, niemniej nic z tego nie wyszło. W kręgach fanów istnieją jednakże wciąż obszary, gdzie fanatycy bawią się konwencją i robią fanarty w stylu „co by było, gdyby…” Oto jeden z nich.
Korzystałem z: „Batman Beyond: The Complete Season 1-3”, „Justice League: The Complete Series”, „World’s Finest”, „Batman Beyond: The Animated Series Guide”, „The Batman Beyond Files”.