SKAŻONA JAPOŃSZCZYZNĄ

EDWARD BODY GLITTER


Wydaje mi się, że ostatnimi czasy w każdym wydawnictwie, które się jako tako liczy na rynku, została przeprowadzona pewna rozmowa, która zaczyna się słowami: „no, badania wykazują, że pana/pani powieść nie sprzeda się wśród nastolatek i gospodyń domowych (tu pełna zadumy przerwa, kiedy autor poci się i przeklina w duchu dzisiejszą młodzież)… aaaaale jeśli zamiast 'chłopak’ wpisze pan 'wampir’, to pomyślimy.”

Namnożyło się tego tałatajstwa, a co jeden to smutniejszy od drugiego. I to nie tylko w Japonii, która z europejską kulturą robi to, co marynarze po rocznym rejsie z jedyną panienką w mieście! Zachód dotknięty jest zarazą, robi się coraz gorzej. Parę dni temu na własne oczy widziałam na facebooku zaproszenie do gry „Vampire Wars”, gdzie przedmiotem potrzebnym do wykonania misji był tytułowy „Edward Body Glitter”. Pewnie poszukują też porzuconych koszul Jacoba…

Wszystko to, szczerze, strasznie mnie nudzi. Potraktowałam się jedną serią anime z wypięknionymi wampirkami i połową „Zmierzchu”- choć w przypadku tego drugiego po słynnej scenie z górką, kamyczkiem i promykiem słońca błyskającym na klacie, wyłączyłam dźwięk i oglądałam z własnoręcznie dorobionymi dialogami. Nawet moja wielce tolerancyjna mama zadzwoniła do mnie z pytaniem, co ludzie widzą w bladolicym „patisonie” o brwiach w kształcie wkurzonych gąsieniczek i pannie o bananowej gębie. Ja nawet potrafię się domyślić, co widzą, ale mnie to zupełnie NIE OBCHODZI. Nie fascynują mnie wampiry jako takie, a tym bardziej te w postaci delikatnych, przewrażliwionych młodzieniaszków.

Gwałt na wampirach trwać będzie, dopóki ludzie będą to kupować. Wampir z książkowego cyklu „Nekroskop” jest „fu i ble”, więc się nie sprzeda tak, jak mydłek niuchający z daleka ukochaną pannę. A jeśli już nie jest mdły, to musi ocierać się o pornografię.

Panowie – rada. Jeśli wasza połówka zaczyna kwilić na temat wampirów, to poświęćcie pięć minut na wsadzenie łap do zamrażarki i ją pomiziajcie po plecach zgrabiałymi dłońmi. Chciała martwiaka? To niech nie marudzi.

Joanna Pastuszka